s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wzdrygnęła się i przywarła do niego mocniej.
 Na pewno uważasz mnie za kompletnego mazgaja. Sam zaśmiał się cicho i ucałował jej
włosy.
 Kochanie, myślę o tobie wiele różnych rzeczy, ale określenie  mazgaj ani razu nie
przyszło mi do głowy.
Faith pociągnęła nosem.
 To kolejne kłamstwo, które sobie powtarzałam. %7łe nic mnie nie obchodzi to, co o mnie
myślisz. To nieprawda. Obchodzi mnie. I to bardzo.
Sam lekko pocałował ją w usta.
 Myślę, że jesteś najbardziej zadziwiającą, seksowną, inteligentną i olśniewającą
kobietą, jaką spotkałem w życiu.
Faith uśmiechnęła się.
 Podoba mi się to, co mówisz  szepnęła.  Nie przerywaj.
Z cichym śmiechem przesuwał ustami po jej twarzy.
 Piękna, niezwykła, zaskakująca.
 Nie o to mi chodziło, Sam  rzekła, wplatając palce w jego włosy.  Tylko o to 
przytuliła jego twarz do swojej.
Sam wpatrywał się w nią rozpalonym wzrokiem. Przyciągnęła go do siebie i zatraciła się
w jego bliskości.
Następnego ranka słońce wzeszło o wiele za wcześnie. Faith otworzyła jedno oko i
uświadomiła sobie, że jest sama w śpiworze. Miejsce po stronie Sama było jeszcze ciepłe.
Wtuliła się w miękką flanelę wyściółki, przywołując w pamięci godziny spędzone w jego
ramionach. Sam był nienasycony. Ona zresztą zachowywała się równie zachłannie.
Uśmiechnęła się, włożyła wyciągnięte z plecaka dresy i na powrót wpełzła do śpiwora.
 Wstawaj, śpiąca królewno.
Sam stał nad nią z ręcznikiem przerzuconym przez ramię. Z zaczesanych do tyłu czarnych
włosów kapała woda. Wyglądał nieprzyzwoicie świeżo i przystojnie. Ukląkł przy Faith i
pocałował ją czule.
 Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie zaciągnę cię do łóżka.
Zaśmiała się i wypełzła ze śpiwora. Sam chciał ją pochwycić, ale Faith zrobiła unik.
Dopadł ją w końcu, przewrócił na plecy i pochylił się nad nią. Faith wstrzymała oddech i z
mocno bijącym sercem czekała na dalszy ciąg tej zabawy.
 Halo!  zawołał naraz jakiś głęboki, dudniący głos.
Sam zastygł na moment, po czym odwrócił się powoli. Faith otworzyła oczy.
 Kto to taki?  szepnęła, siadając.
Z kępy drzew nad rzeką wyłonił się wysoki mężczyzna z siwymi włosami i brodą.
Prowadził ze sobą czarną klacz.
Digger?!
ROZDZIAA DZIEWITY
To niemożliwe, to musi być sen, pomyślał Sam. Przymknął oczy, przekonany, że gdy
znów je otworzy, okaże się, że to nie jest Digger, tylko ktoś łudząco do niego podobny, ktoś o
takim samym głosie i sposobie chodzenia, w takim samym słomkowym kapeluszu z małym
rondem.
Mężczyzna pomachał im ręką i zawołał jeszcze raz. Serce Sama zaczęło dudnić jak
szalone. Boże, to naprawdę jest Digger! A jeśli nie on, to jego duch z cygarem wetkniętym
między zęby.
 A niech mnie diabli porwą, jeśli to nie jest Sammy  rzekł Digger, zatrzymując się o
kilka kroków od nich i zsuwając kapelusz na tył głowy.  Co cię tu sprowadza?
 Digger?  szepnął Sam.
Palce Faith zacisnęły się na jego ramieniu. Usłyszał, że wstrzymała oddech.
 Przecież nie grizli, chłopcze, choć przyznaję, że trochę się zapuściłem.
Owszem. Broda znacznie mu urosła, włosy miał związane w koński ogon.
 Ale... Boże, człowieku, myśleliśmy, że nie żyjesz! Zmiech Diggera odbił się głośnym
echem.
 A dlaczego miałbym nie żyć? Sam powoli dobierał słowa.
 Szukaliśmy cię po powodzi. Obóz zniknął... ty też. Powiedziałeś Matyldzie, że nie
będzie cię przez dwa tygodnie, więc gdy ten czas minął, a ty się nie pokazałeś, uznaliśmy, że
utonąłeś.
 Dwa tygodnie! Mówiłem Matyldzie, że nie będzie mnie dwa miesiące. I nie było mnie
w obozie. Pracowałem w kopalni o kilka kilometrów na południe stąd. Dopiero teraz się
dowiaduję, że tu w ogóle była jakaś powódz.  Spojrzał na miejsce, gdzie zwykle stał jego
namiot, i potrząsnął głową.  A niech to szlag trafi! Zdaje się, że muszę tu zacząć wszystko
od nowa.
Sam nadal był w szoku.
 Digger, byliśmy na twoim pogrzebie!
 Naprawdę?  zdumiał się Digger.
 Człowieku, byliśmy pewni, że nie żyjesz!
 Ale żyję.  Digger spojrzał ponad ramieniem Sama.  A co ty tam chowasz pod
śpiworem? Kobietę?
Faith. Boże, jak ona to przyjmie?
 Digger, posłuchaj, jest coś, co powinieneś...
 Nie wstydz się, chłopcze  rzekł Digger z szerokim uśmiechem.  Pokaż mi tę twoją
panienkę.
 Nie! Zaczekaj.
 Nie jestem żadną panienką, panie Jones  powiedziała Faith, stając obok Sama z
ramionami mocno przyciśniętymi do boków.  Jestem pańską córką.
Uśmiech zamarł na ustach Diggera. Z wahaniem wyjął cygaro z ust.
 A niech mnie diabli porwą!  mruknął.
 Ja też się tak czuję  odparowała Faith. Digger powoli pokiwał głową.
 Nie mogę cię za to winić.
Stali twarzą w twarz, ojciec i córka. %7ładne z nich się nie odezwało ani nie poruszyło. Po
chwili Faith cofnęła się o krok.
 Sam, może zaparzysz kawę i dotrzymasz towarzystwa... mojemu ojcu, a ja pójdę się
przebrać. Zaraz wrócę.
Sam zdumiony był tym, że Faith tak szybko ochłonęła z szoku. Zauważył jednak drżenie
jej dłoni i bladość twarzy. To nie był spokój. Faith była śmiertelnie przerażona.
Jeszcze przez chwilę patrzyła Diggerowi prosto w oczy, a potem zniknęła za stertą
kamieni. Digger powiódł wzrokiem w ślad za nią. W jego błękitnych oczach pojawił się
wyraz tęsknoty i miłości, jakiego Sam jeszcze nigdy w nich nie widział.
Po chwili Digger zwrócił wzrok na Sama.
 To nie byle kto, prawda, Sammy?
Sam nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Digger jako dumny ojciec! Kto by
pomyślał?
 Tak, masz rację  odrzekł cicho. Potrząsnął głową i objął przyjaciela.
 Witaj wśród żywych, stary.
 Powiedziała ci?  zapytał Digger, wskazując głową kierunek, w którym zniknęła Faith.
 O mnie i o swojej matce?
Sam skinął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl