s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sne meble, kuchnia w stylu minimalistycznym, dyskretne oświetlenie oraz okna od pod-
łogi do sufitu ukazujące nocny krajobraz tętniącego życiem miasta. Sally rozglądała się z
zachwytem.
- O rety! Fantastycznie tu.
Apartament Logana ze swoimi wielkimi przestrzeniami stanowił przeciwieństwo
małego, przytulnego domku Chloe, mimo to tchnął dziwnym spokojem.
- Tak, mnie się też podoba. - Uśmiechnął się. - Zjesz coś? Moja gosposia zawsze
zostawia mnóstwo zamrożonych dań. Lubisz kuchnię wietnamską?
- Nie wiem; przypuszczam, że jest świetna. - Rzuciła mu spod rzęs zalotne spojrze-
nie. - Ale nie jestem głodna.
Zrozumiał aluzję. Przyciągnął Sally do siebie.
- Powiedz, całowałaś się tak wysoko?
- Nie - odparła, tuląc się do Logana. - Ale zawsze miałam taką fantazję...
Potarł nosem jej ucho, a ona zadrżała, po czym zamknęła oczy, rozkoszując się po-
całunkiem.
- Mmm, a jakie ty masz fantazje?
R
L
T
- Taka jesteś odważna? - spytał ze śmiechem.
- Nie boję się. Ufam ci. - Jak miło móc coś takiego powiedzieć, pomyślała.
Poważniejąc, obrysował palcem linię jej policzka.
- Nie chciałbym cię zawieść, Sally.
- Przestań się zamartwiać.
- Czuję się za ciebie odpowiedzialny.
- Jestem dorosłą kobietą. Lepiej czuj się podniecony...
- Ależ czuję się, czuję. - Odgarnął jej kosmyk za ucho. - Opowiem ci o mojej fan-
tazji. Tylko potrzebuję chwilki.
Dwie minuty pózniej siedziała obok niego na wielkiej czerwonej kanapie, z kie-
liszkiem schłodzonego wina w ręce, a w powietrzu niosły się cudowne dzwięki koncertu
skrzypcowego Brahmsa.
- Słucham tej muzyki codziennie, odkąd rozmawialiśmy o niej na warsztatach. I
zawsze wyobrażam sobie, że siedzisz tu obok mnie.
Zaskoczona, odstawiła kieliszek na stół. Słuchał codziennie? I myślał o niej? To
niesamowite.
- Co robię? - zapytała. - W tej twojej fantazji?
- Siedzisz bardzo, bardzo blisko.
Otoczył ją ramieniem i pocałował w czubek głowy. Sally zamknęła oczy. Pachniał
cudownie: lekka piżmowa nuta wody kolońskiej mieszała się z zapachem świeżo upranej
koszuli.
Muzyka zwolniła. Ten fragment obojgu najbardziej się podobał. Słuchali w sku-
pieniu. Dla Sally poszczególne dzwięki były niczym pieszczoty, muśnięcie tu, muśnięcie
tam...
- Brahms musiał być zakochany, kiedy to komponował.
- Możliwe. Często się zakochiwał.
- Czy był kiedykolwiek żonaty?
- Nie. Miał problemy z wiernością.
- Aha - mruknęła; nie chciała myśleć o takich sprawach.
- Masz niesamowite włosy. Złociste, miękkie...
R
L
T
- Tak? A mnie się podoba twój zarost. - Pocałowała go w brodę. - Taki kłujący. -
Zamilkła. Przez chwilę słuchała muzyki, która wznosiła się, jakby przenikając ją na
wskroś. - Logan, czy w twojej fantazji robiliśmy coś więcej, czy tylko siedzieliśmy?
Wydawszy z siebie ochrypły jęk, zgarnął ją w ramiona i zamknął jej usta pocałun-
kiem. Zaślepieni pożądaniem, zaczęli zrywać z siebie ubranie.
Leżeli nadzy, zrelaksowani, zaspokojeni.
- Dziękuję - szepnęła Sally, kładąc głowę na ramieniu Logana. Wpadające oknem
światło księżyca tworzyło wzory na ich ciałach. - Nie masz pojęcia, jaka jestem ci
wdzięczna.
Roześmiawszy się cicho, objął ją w talii.
- I wzajemnie.
- Nie mówię tylko o seksie. - Chciała wyznać temu mężczyznie, który tak czule i
namiętnie się z nią kochał, że dzięki niemu pokonała lęk. - Miałam niedobre do-
świadczenie. Kiedyś, na balu, omal mnie nie zgwałcono...
Ręka Logana znieruchomiała.
- Od tamtej pory bałam się mężczyzn.
Usiadł.
- To okropne. Dlaczego mi nic wcześniej nie powiedziałaś?
- %7łebyś się wystraszył?
- Gdybym wiedział, byłbym bardziej delikatny.
- Byłeś delikatny. Byłeś cudowny. - Zcisnęła jego dłoń. - Muszę ci się do czegoś
przyznać.
- Słucham?
- Mój przyjazd do Sydney stanowi, hm, eksperyment.
- I ja jestem częścią twojego eksperymentu?
- Poniekąd. Ale wcale tego nie planowałam. Po prostu przyjechałam tu, aby udo-
wodnić mojej rodzinie, że nic mi nie dolega. Bali się o mnie, traktowali mnie jak kalekę.
Kiedy odziedziczyłam dom po Chloe, skorzystałam z okazji i wyrwałam się spod ich
opiekuńczych skrzydeł. A kiedy ty poprosiłeś o lekcje tańca, postanowiłam zmierzyć się
ze swoim strachem.
R
L
T
Nie wiedziała, co Logan myśli, gdyż jego twarz znajdowała się w cieniu. Kiedy
jednak usiadł, ujrzała w jego oczach wyraz przerażenia.
- Podjęłaś ogromne ryzyko.
- Nie sądzę.
- Mogłem się okazać równie podły jak ten drań, który cię zaatakował.
- Mówisz jak moi bracia. - Uniósłszy jego dłonie do ust, złożyła na nich pocałunek.
- Od tego dnia, kiedy wpadłeś w parku do stawu, wiedziałam, że jesteś miłym facetem.
- Miłym? Co za straszne określenie.
- Znów udajesz twardziela. - Czubkiem palca pogładziła go po brodzie. - Napraw-
dę, Logan, nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mi pomogłeś. Nasze spotkanie, rozmo-
wy, lekcje tańca, teraz seks, to wszystko miało... - Zawahała się, jakby szukała właści-
wych słów.
- Działanie terapeutyczne?
- Jesteś sto razy lepszy od najlepszej terapii - powiedziała.
Przytulił ją do piersi.
- Tak mówisz? To może znów zastosuję moją magiczną metodę?
Uśmiechnęła się w ciemności.
- Stosuj, stosuj.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]