s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Będzie lepiej, jeżeli się już nie spotkamy".
Z westchnieniem odchylił głowę w tył i zamknął
oczy. W ciągu minionych dwóch dni dużo myślał
o tych sÅ‚owach Becki. Prawie uwierzyÅ‚, że rzeczywi­
Å›cie tego chciaÅ‚a, ale coÅ› niemal nieuchwytnego w wy­
razie jej oczu mówiło mu, że to nieprawda.
Z całą pewnością spotkają się jeszcze. Już on się
o to postara.
Nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego tak usilnie
udawała brak zainteresowania. A jeżeli naprawdę był
jej obojÄ™tny, to dlaczego za każdym razem na jego wi­
dok była tak bardzo wytrącona z równowagi?
Może po prostu bÅ‚Ä™dnie interpretowaÅ‚ jej reak­
cję? Nerwowość wynikała zapewne z poczucia winy.
W koÅ„cu widok mężczyzny, któremu kÅ‚amliwie obie­
cała miłość i małżeństwo, a potem wzięła pieniądze
za zÅ‚amanie tej obietnicy, mógÅ‚ dziaÅ‚ać na niÄ… depry­
mujÄ…co.
Zacisnął zęby. W sumie co za różnica, co ona czuje.
Kiedy znajdzie siÄ™ w jego łóżku, on uwolni siÄ™ w koÅ„­
cu od wspomnień o Becce Marshall.
-Trace!
Zaklął. Zerwał się z krzesła tak gwałtownie, że
omal nie upadł. Paige ze skrzyżowanymi ramionami
patrzyła na niego zza biurka.
- Co ty tu, u diabła, robisz? - warknął.
- Co ja robię? - Przewróciła oczami. - Pukałam
i dwa razy wołałam cię po imieniu.
Serce wciąż jeszcze waliło mu jak młotem.
- Czy ja naprawdÄ™ nie mogÄ™ mieć nawet chwili spo­
koju?
- Ojej! - Paige wystudiowanym gestem uniosÅ‚a jed­
ną cienką brew. - Ależ jesteśmy dziś drażliwi...
- Wcale nie.
- Jesteś, jesteś. Wczoraj zresztą też byłeś.
- Skądże.
- Byłeś - zawołała Greta z sekretariatu.
- Widzisz? - Paige zagłębiła się w fotel. - No więc,
co siÄ™ dzieje?
- Nic. - Tracę zgrzytnął zębami, wstał i zatrzasnął
drzwi od sekretariatu. - Mam nadziejÄ™, że nie przy­
szłaś mnie zanudzać?
- Może nie całkiem.
Jasne, pomyślał. Miała to wypisane na twarzy.
- Czego chcesz, Paige?
- Tego, o czym marzÄ… wszystkie kobiety - powie-
dziaÅ‚a tÄ™sknie. - MiÅ‚oÅ›ci, czekolady, pokoju na Å›wie­
cie. Niekoniecznie w tej kolejności.
Spojrzał na nią karcąco.
- Niektórzy z nas tu pracują.
- Ty spałeś - wytknęła mu.
- Paige - warknął z przestrogą w głosie.
- Dobrze, już dobrze. - Uśmiechnęła się słodko. -
Wybieram się odwiedzić Jacka i chcę, żebyś ze mną
pojechał.
Boże, ależ jednotorowo te kobiety myślą.
- Jestem zajęty.
- Te wykresy nie uciekną przez następną godzinę.
- Spojrzała na monitor jego komputera.
- A jednak nie mam czasu, siostrzyczko.
- W porządku. - Westchnęła ciężko. - Rób, jak
chcesz. Mam tylko nadziejÄ™, że tym razem nie bÄ™­
dziesz czekał, aż zrobi się za pózno.
Trace patrzyÅ‚ na drzwi, które zamknęły siÄ™ za Pai­
ge. Co, u diabła, miała znaczyć ta jej ostatnia uwaga?
Zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
Kobiety.
Becca patrzyÅ‚a przez przesuwne szklane drzwi wy­
chodzÄ…ce na winnicÄ™ Louret. RzÄ™dy winoroÅ›li ciÄ…g­
nęły się po horyzont. O tej porze roku gałązki były
nagie, ale to nie miało znaczenia. Poruszał ją sam ich
surowy majestat.
Pamiętała ten pierwszy raz, kiedy Trace zabrał ją
do winnicy Ashtonów. Natychmiast pokochaÅ‚a cha­
rakterystyczny zapach, barwę i fakturę ziemi, a także
radosne podniecenie winobrania. Tamtego dnia po­
kochaÅ‚a nie tylko Trace'a, ale także otaczajÄ…cy go, nie­
znany jej wcześniej świat.
Byłoby dużo łatwiej, gdyby go nigdy nie spotkała.
Nie porównywałaby do niego każdego poznanego po
wyjezdzie z Napa mężczyzny i nie doszukiwałaby się
w nich braków. Teraz, kiedy znów stanął na jej drodze,
wszystko będzie jeszcze trudniejsze.
Zwłaszcza po tym, jak ją pocałował.
Próbowała sobie wmówić, że czuje ulgę, nie widząc
go od tamtego pamiętnego poranka na werandzie, ale
jeżeli miaÅ‚aby być szczera, musiaÅ‚aby przyznać, że ja­
kaÅ› jej czÄ…stka jest z tego powodu rozczarowana. To
była ta sama cząstka, która rozglądała się za nim
w mieście i żałowała, że nie przyjęła zaproszenia na
kolacjÄ™.
Cząstka, której nieustannie nakazywała spokój.
- Przepraszam, że musiaÅ‚a pani czekać, panno Mar­
shall.
Becca odwróciła się, aby powitać Mercedes Ashton-
-Maxwell, która pojawiła się w holu. Miękkie, jasno-
brązowe loki spadały jej na ramiona, prosta czarna
spódniczka siÄ™gaÅ‚a kolan, a jasnożółty sweter zrobio­
ny ściegiem warkoczowym z dekoltem w kształcie V
zakrywał ciężarny brzuch.
Mercedes była siostrą przyrodnią Tracea.
Becca opanowała nagłą suchość w gardle.
Oczy Mercedes, podobnie jak Trace'a, byÅ‚y zielo­
ne, choć nie aż tak intensywnie. Podobnie jak on za­
chowywaÅ‚a siÄ™ ze spokojnÄ… pewnoÅ›ciÄ… siebie i chÅ‚od­
nÄ… rezerwÄ….
- Dziękuję, że zechciała pani przyjechać do Vines. -
Mercedes gestem wskazaÅ‚a jej wiklinowy fotel. - Wo­
lałam spotkać się z panią tutaj niż w mieście.
- CieszÄ™ siÄ™ - odpowiedziaÅ‚a Becca - że mogÄ™ zoba­
czyć ten przepiękny dom.
RzeczywiÅ›cie rezydencja byÅ‚a olÅ›niewajÄ…ca. Cho­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl