s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Drogo. - A teraz powinniśmy już iść.
Tekla założyła prześcieradło na głowę. Sięgało do podłogi.
Kiedy się nim owinęła, nie można było dojrzeć jej twarzy ani
określić wieku. Drogo rozejrzał się po pokoju, czy wszystko
zostało zabrane, i skierował się do holu. Zarzucił sobie dwie
pełne poszewki na plecy. Trzecią wziął do ręki Maniu.
Wyszli na pustą ulicę. Było już ciemno. Na niebie zabłysły
gwiazdy, a nad horyzontem widniał księżyc. Spiesznie
posuwali się w kierunku portu. W niektórych większych
domach paliło się światło. Dzwięki dochodzące z nich
wskazywały, że są tam złodzieje okradający w pierwszej
kolejności piwnice. Kilka razy kryli się w cieniu domów, gdy
z przeciwnej strony zbliżał się jakiś mężczyzna.
Szli właśnie w milczeniu drogą wiodącą ze wzgórza
wprost do portu, gdy Maniu skręcił w boczną ulicę. Drogo i
Tekla podążyli za nim. W połowie ulicy Maniu zatrzymał się
przed małym budynkiem, który przypominał kaplicę
dobudowaną do jakiegoś większego domu.
Służący odezwał się po raz pierwszy, odkąd wyszli z
domu.
- Sir, wy tu zostać. Ja mówić z ksiądz, zanim wy wejść do
kaplica - wyszeptał.
Drogo przytaknął głową.
Maniu pchnął otwarte drzwi do budynku i zniknął za nimi.
Tekla przysunęła się bliżej Drogo.
- Nie boisz się chyba, ukochana? - zapytał.
- Nie, przy tobie czuję się bezpieczna - odpowiedziała -
ale... modlę się, żeby... nam obojgu udało się szczęśliwie stąd
uciec.
Wiedział, iż Tekla obawia się, że nie dostaną aktu ślubu i
kapitan nie wpuści ich na statek. Miał już coś powiedzieć, by
ją pocieszyć, gdy drzwi otworzyły się i obok stanął Maniu.
- Ksiądz czekać w kaplica. Tam być rejestr - powiedział.
- Dziękuję - szepnął Drogo.
Służący poprowadził ich do kaplicy. Weszli do środka.
Wewnątrz budynek okazał się jeszcze mniejszy. Z trudem
pomieściłby kilkanaście osób. Jego wystrój wskazywał, że
była to kaplica grecka lub prawosławna. Ołtarz był pięknie
rzezbiony, a z sufitu zwisało nisko siedem srebrnych
żyrandoli. W powietrzu unosił się zapach świec i kadzideł.
Zza ołtarza wyszedł powoli bardzo stary duchowny w
odświętnej szacie i ukląkł przed nim. Modlił się po grecku
niezwykle długo. Drogo zaczął się już obawiać, że zanim
dostaną jego błogosławieństwo, statek odpłynie. Zastanawiał
się z niepokojem, ile czasu zajmie im dojście do portu, gdy
poczuł, że Tekla wsuwa mu coś do ręki. Była to obrączka.
Zaskoczony, pojął nagle, że błogosławieństwo dostaną
dopiero po najprawdziwszej ceremonii zaślubin.
Przez chwilę, oszołomiony, pomyślał o przerwaniu
ceremonii, lecz do uszu dobiegły go jego własne słowa:
- Ja, Drogo, biorę sobie ciebie, Lillian, za żonę... Było za
pózno. Ksiądz wziął od niego obrączkę, pobłogosławił i
wręczył ją znów Drogo prosząc, by nałożył Tekli na palec.
Nie mógł zrobić już nic innego, jak tylko wykonać polecenie
księdza i pogodzić się z faktem, że niespodziewanie
rzeczywiście został prawowitym mężem królewskiej córki.
Ręka Tekli drżała, gdy wkładał jej obrączkę na palec.
Przebiegło mu przez myśl, że nigdy nie będzie zaakceptowany
przez jej rodzinę. Z drugiej jednak strony pocieszał się, że
przynajmniej będzie to powód, dla którego Tekla będzie
mogła żądać unieważnienia ślubu i uwolni się w ten sposób od
związku, który zaistniał tylko z konieczności, w sytuacji bez
wyjścia.
Tekla mocno trzymała Drogo pod ramię, gdy ksiądz
zmówił modlitwę, ogłosił ich mężem i żoną do końca życia i
pobłogosławił. Kiedy podnieśli się z kolan, Maniu zbliżył się z
rejestrem w ręce i poprosił o ich podpisy. Tekla podpisała się
pierwsza. Drogo zauważył, że napisała  Lillian Janet Bela
Ross". Domyślił się, że  Bela" poza tym, iż było nazwą doliny
winnic, musiało być jednym z tytułów króla, do którego ona
również była uprawniona. Uczyniło to ich związek
trudniejszym do unieważnienia, lecz w tej chwili nie mógł już
nic na to poradzić. Podpisał się. Ksiądz złożył też swój podpis
w księdze i raz jeszcze wszyscy uklękli przed ołtarzem.
Gdy wstali, Maniu zabrał akt ślubu z rejestru. Zanim
jednak zdążył odłożyć księgę, Drogo powstrzymał go na
chwilę i szybko wpisał przy dacie rok 1885, zamiast 1887. W
ten sposób sprawił, że jego małżeństwo z Teklą trwało już
dwa lata, co powinno ostatecznie uwiarygodnić ich związek i
przekonać kapitana McKaya o jego prawdomówności.
Między strony rejestru wsunął jeszcze złotą monetę, którą
Maniu położył na tacy przed ołtarzem, i wycofał się do drzwi,
gdzie leżały ich bagaże. Zakładając sobie na plecy dwa z nich
spojrzał na Teklę. Jeszcze raz uklękła i przeżegnała się. Była
wzruszona. Na jej twarzy malowało się szczere uniesienie.
Wydawała się piękna, uduchowiona i jakby odmieniona.
 Kocham ją" - pomyślał pełen zachwytu - i gdyby nie to, że
jest to absolutnie niemożliwe, pragnąłbym, by została moją
żoną". Jednak nie jego pragnienia były teraz najważniejsze,
lecz bezpieczeństwo Tekli, i pospiesznie wyszedł z kaplicy.
Tekla podążyła za nim razem z Maniu, który cicho zamknął za
nimi drzwi.
Księżyc był już wysoko na niebie, gdy prawie biegnąc
zdążali do portu. Statek stał jeszcze na kotwicy, lecz stos
drewna zniknął już z nabrzeża, a na pokładzie panowało
ożywienie. Gdy podeszli bliżej, Drogo zauważył z ulgą, że
trap nadal jest spuszczony. W świetle księżyca dostrzegł
kapitana McKaya. W marynarskim uniformie wyglądał
bardziej schludnie i władczo niż poprzednim razem.
Drogo wszedł pierwszy na statek.
- Dobry wieczór, kapitanie McKay - odezwał się z
uśmiechem. - Proszę pozwolić mi przedstawić panu moją
zonę. Wygląda trochę dziwnie, gdyż ze względów
bezpieczeństwa przebraliśmy ją za muzułmankę. Jak pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl