s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sona. Nigdy dotąd nie widziała go śpiącego. Rysy wyda-
wały się łagodniejsze...
Zamyśliła się.
Co by się stało, gdyby Alan nie zaczął się z nią
spotykać? Czy Jason zdecydowałby się zaprosić ją na
randkę?
Przyjęłaby jego zaproszenie bez chwili wahania. Na-
wet lata szczęśliwego małżeństwa nie osłabiły pociągu,
jaki do niego czuła. Gdyby miała znalezć na to jakieś
S
R
określenie, powiedziałaby, że to chemia. Dokąd by ich
ta chemia zaprowadziła? Może po kilku randkach, kilku
pocałunkach wzajemna fascynacja minęłaby bez śladu?
Nigdy się tego nie dowie. Dzisiejsze zainteresowanie
Jasona jej osobą mogło wynikać z obietnicy danej umie-
rającemu przyjacielowi.
- Zbieramy się? - zapytał Jason, otwierając oczy.
- Jasne. Chodzmy do herbaciarni.
Usiadł tak, że ich ramiona dotykały się. Spojrzeli so-
bie w oczy, Jason nachylił głowę i pocałował Shannon.
Osunęli się na koc, nie odrywając się od siebie.
Shannon zapomniała o świecie, zapomniała o prze-
szłości, o przyszłości. Nic się nie liczyło poza tym jed-
nym momentem. W tej chwili istniały tylko usta Jasona,
dotyk jego dłoni. Pocałunek trwałby zapewne w nie-
skończoność, ale na koc padł długi cień i nagły chłód
otrzezwił Shannon. Ocknęła się i odepchnęła Jasona.
Był zbyt niebezpieczny, by mogła przebywać w jego to-
warzystwie. Nie miała siły mu się opierać, a to mogło
oznaczać poważne kłopoty. Był przecież jej wspólni-
kiem i wspólnikiem jej nieżyjącego męża. I tak powin-
no pozostać.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Skinęła głową.
- Tak. Powinniśmy się już zbierać. - Podniosła się
i spakowała resztki lunchu. Należało zwinąć pled, ale
bała się spojrzeć na Jasona. A nuż rzuci mu się w ra-
miona?
S
R
Jason szybko poderwał się z ziemi i stanął naprzeciw-
ko Shannon.
- To tylko pocałunek. Ty jesteś singlem, ja jestem sin-
glem. Co oznacza jeden pocałunek?
- Za wcześnie.
- Dlaczego?
- Nie minął jeszcze rok od śmierci Alana.
- To jakaś magiczna liczba?
- Czas żałoby.
- Nie sądzę, żeby dało się to odmierzyć upływem
miesięcy. Ja wiem, że będę go opłakiwał do końca
swoich dni. Z drugiej strony muszę zaakceptować fakt,
że Alan odszedł, że już nigdy nie zwrócę się do niego
po radę, nie umówię na pogawędkę. Nie chciał, żebyś
została wdową. Jesteś młoda, Shannon, nie masz jesz-
cze trzydziestu lat. Nie możesz całego życia przeżyć
w żałobie.
- Kto wie. - Nie potrafiła powiedzieć, czego napraw-
dę chce.
- Nie możesz - powiedział i pocałował ją znowu.
Shannon zamknęła oczy. Jego pocałunek był wszyst-
kim, czego kiedykolwiek pragnęła: ekscytujący, egzo-
tyczny, erotyczny, pełen obietnic. Nie pamiętała, czy po-
całunki Alana budziły w niej równie silne emocje. Kiedy
Jason ją całował, zapominała, jak ma na imię. Znowu
obudził jej uśpioną kobiecość. Chciała posmakować
tych nowych odczuć, przekonać się, jak to będzie z Ja-
sonem. Czy okaże się namiętnym kochankiem? Biegłym
S
R
i zręcznym? Na ścieżce rozległy się głosy i Jason prze-
stał całować Shannon. Uśmiechnął się lekko i przesunął
kciukiem po jej wargach.
- Zlicznie wyglądasz.
Shannon nachyliła się i podniosła plecak. Poja-
wienie się intruzów dało jej chwilę czasu na zebranie
myśli.
- Chodzmy do herbaciarni - powiedziała, nie patrząc
na Jasona, i ruszyła przed siebie.
- To kawałek drogi - uprzedził, zrównując się
z nią.
- Planowałam spędzić w parku cały dzień. Prowadz.
- Po tym, co zaszło, za nic nie chciała wracać do domu,
gdzie byłaby znowu sam na sam z Jasonem. Musi wypeł-
nić czymś dzień i zmęczyć się tak, by przespać najbliż-
szą noc bez snów.
Znajdująca się w najprawdziwszym, cudownie zapro-
jektowanym japońskim ogrodzie herbaciarnia okazała
się cackiem i zachwycona Shannon obiecała sobie zaglą-
dać tutaj jak najczęściej.
Usiadła na kamiennej ławce i podziwiała różne od-
cienie zieleni, wyrafinowane w swojej prostocie kom-
pozycje z roślin, skał i żwiru. Jason nie odzywał się,
a ona potrafiła docenić jego subtelność i poczucie taktu.
Zrozumiał, że po zajściu na polanie Shannon potrzebu-
je teraz samotności.
A może on też był wzburzony i chciał zostać sam ze
sobą? A może dla niego była tylko jedną z wielu, bar-
S
R
dzo wielu kobiet. Wczoraj poszedł z kimś na kolację.
Czy z tamtą też się całował w ten sam sposób?
Shannon zachmurzyła się na myśl, że Jason mógł ca-
łować kogokolwiek innego.
-I jak ci się tu podoba? - zagadnął leniwie.
- Jest wspaniale. Piękny widok.
- To czemu się chmurzysz?
Jak miała mu opowiedzieć o swoich niebezpiecznych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]