s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miałam ochotę bić, kopać, krzyczeć, ale nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca.
Elodie spoglądała na mnie błagalnym spojrzeniem wielkich oczu.
- Nie chciałyśmy zabijać Holly. Wiedziałyśmy, że potrzebujemy czwórki, żeby utrzymać
demona i zmuszać go do wykonywania rozkazów. Ale musiałyśmy również mieć krew,
Rzuciłam więc na nią zaklęcie usypiające, a Chaston zrobiła jej dziurę w szyi sztyletem.
Myślałyśmy, że możemy zatamować ranę, zanim będzie za pózno, ale ona tak strasznie
krwawiła.
Czułam, że robi mi się słabo.
- Mogłyście wziąć krew z dowolnego miejsca - powiedziałam. - Ale wzięłyście z szyi, żeby
oskarżyć Jennę. Chciałyście upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, co?
Nie skończyłam na tym.
- Wiedziałyście, że to przez was umarła Holly, ale pozwoliłyście, żeby oskarżenie padło na
Jennę. Nawet ja chwilami zastanawiałam się, czy to jednak nie ona.
- Myślałam, że to Jenna zaatakowała Chaston i Annę -powiedziała Elodie, po której
policzkach spływały łzy. -Byłyśmy przekonane, że rytuał spalił na panewce. Nigdy wcześniej
nie widziałam Alice, dopiero wtedy z tobą. Przysięgam.
Przeniosłam wzrok na Alice.
- Czemu im się nie ukazałaś? Wzruszyła ramionami.
- Nie były warte mojego zachodu. Wyciągnęły mnie z piekła, ale nie czułam potrzeby
służenia trzem uczennicom.
Uniosła rękę i Elodie szarpnęła się.
- Zastanawiałam się, dlaczego dojście do prawdy zabrało ci tyle czasu - powiedziała Alice,
nie spuszczając ze mnie wzroku. - Jesteś ponoć taką mądrą dziewczynką, Sophie, a mimo to
nie dostrzegłaś różnicy między duchem a demonem? A może chodzi o coś innego?
Obróciła dłoń lekko w lewo i Elodie z wrzaskiem poleciała w bok, lądując pod ogrodzeniem
cmentarza. Leżała tam bez ruchu, ale nie miałam pojęcia, czy straciła przytomność, czy też
Alice powstrzymywała ją za pomocą magii.
- Wiesz, co sobie myślę, Sophio? Myślę, że wiedziałaś do-skonale, tylko nie chciałaś się z
tym pogodzić. Bo skoro ja
113
jestem demonem, to czym ty jesteś?
Drżałam teraz na całym ciele. Chciałam zakryć uszy, żeby nie słyszeć jej słów. Bo ona miała
rację. Wiedziałam, że coś jest z nią nie w porządku, ale odrzucałam te myśli, ponieważ ją
polubiłam. Podobała mi się moc, którą mnie obdarzała.
- Tak długo na ciebie czekałam, Sophio - powiedziała Alice, wyglądając przy tym tak samo
jak zawsze: zwykła dziewczyna w moim wieku. - Kiedy te żałosne czarownice odprawiły
rytuał wezwania, przepchnęłam się łokciami przez zastępy demonów, żeby to mnie uwolniły.
Wszystko w nadziei, że znajdę ciebie.
Czułam pulsowanie krwi w uszach i skroniach.
- Ale dlaczego? - szepnęłam, szczękając zębami. Uśmiech, który wypłynął na jej twarz, był
jednocześnie
piękny i straszliwy. Jej oczy płonęły niczym ogień.
- Dlatego że jesteśmy rodziną.
W tej samej chwili poleciałam do tyłu, uderzając boleśnie plecami o drzewo, którego kora
podrapała mnie przez podkoszulek. Usiłowałam się poruszyć, ale moje członki były ociężałe i
pozbawione czucia.
- Wybacz - powiedziała Alice, pochodząc do cmentarnego ogrodzenia - ale nie mogę
pozwolić, żebyś mi teraz przeszkodziła.
Uklękła obok Elodie, a ja mogłam tylko patrzeć, bezsilna i sparaliżowana. Aagodnym ruchem,
jak matka podnosząca dziecko, położyła sobie jej głowę na kolanach. Z nieprzytomnym
wzrokiem i półprzymkniętymi oczami Elodie pochyliła głowę na bok, podczas gdy Alice
głaskała ją po skroni. Następnie Alice zbliżyła dłoń do jej szyi. Z opuszek jej palców
wystrzeliły dwa cienkie pazury, lśniące w świetle magicznej kuli.
Elodie ledwie drgnęła, kiedy pazury przebiły skórę na jej szyi, ja za to krzyknęłam. A kiedy
Alice przyłożyła usta do ran, zamknęłam oczy.
Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, zanim znów mogłam się poruszyć, ale gdy w końcu
podniosłam się na nogi, Alice stała przede mną, a Elodie leżała bardzo blada i nieruchoma,
oparta o bramę cmentarza.
Podbiegłam do niej. Alice nie próbowała mnie zatrzymać.
Uklękłam przy boku Elodie, czując wilgoć ziemi pod stopami. Twarz dziewczyny była
chłodna, ale jej oczy pozostały półotwarte i wyczuwałam płytki oddech.
Rany na jej szyi były czerwone i świeże, ale cała reszta ciała pobielała jak kreda. Nasze oczy
spotkały się i poruszyła ustami, jakby usiłowała coś powiedzieć.
-Tak mi przykro - szepnęłam. - Przepraszam za wszystko.
Zamrugała powiekami i jej usta znów się poruszyły. Ręka.
Domyślając się, że chce, żebym chwyciła ją za rękę, ujęłam jej lewą dłoń w swoją.
Westchnęła głęboko, a ja poczułam głębokie wibracje, jak prąd o niskim napięciu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]