s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a wokół rzekomo nieczynnej, w istocie zaś wrzącej życiem masarni świętej pamięci Emiliana
uwijały się nasze cienie...
Oyermah nagle przerwał, gdyż instynkt starego gawędziarza podpowiedział mu, iż uwaga
słuchaczy jest rozproszona. Aktualna kobieta Kohoutka dalej siedziała ze spuszczoną głową, jej
figlarny kapelusik, zdawać się mogło, lada chwila ześlizgnie się z jej boskiej czaszki.
Od kiedy tu weszła, nie spojrzała na mnie ani razu pomyślał Kohoutek. Nie mylę się,
postanowiła wziąć swój los w swoje ręce.
Panie doktorze, czy mógłby mi pan wynająć pokój? zapytała cicho aktualna kobieta
Kohoutka.
Oyermah westchnął ciężko.
Dziecko drogie powiedział daruj mi, ale nie mogę. Myślałem o tej ewentualności od
samego początku, ale nie mogę.
Do mnie nikt, absolutnie nikt, nie będzie przychodził wyszeptała spazmatycznie zajmę
się domem i będę gotowała obiady.
Nie rzekł twardo Oyermah. Nie o to chodzi, czy ktoś do pani będzie przychodził, czy
nie. Fakt, że pewna historia zmierza do osobliwego końca, sam przed chwilą zrozumiałem. Powody
są inne. A raczej powód jest jeden. Otóż ja niebawem umrę. Nie wiem, czy Kohoutek pani
opowiadał, że zgodnie z miejscowymi obyczajami wypada uczynić to, zanim spadną śniegi
i nastaną mrozy. Został mi może jeszcze tydzień, może parę dni. Oyermah mówił lodowatym,
nieznoszącym sprzeciwu głosem człowieka, który wie, iż mówi niezbitą prawdę. Nie chcę, żeby
pani była przy tym, jak będę konał, i nie chcę, żeby potem została tu pani sama. Moi dalecy krewni
rozszarpaliby panią na strzępy jeszcze przed pogrzebem. Tak, wybieram się na tamten świat, wiem
o tym dobrze i to jest argument wystarczający, że nie wspomnę o argumencie pomniejszej wagi,
takim jak na przykład duch nieboszczki Józefiny. Cóż by on na to powiedział, duch mojej
ukochanej Józefiny, nie byłby on kontent, być może nawet dręczyłby panią nocami Oyermah
nagle zachichotał złowieszczo.
Panie doktorze, mam w takim razie inną prośbę powiedziała aktualna kobieta Kohoutka.
Proszę?
Czy mogę w pańskiej łazience umyć sobie głowę?
Doskonale odparł Oyermah. W szafie w przedpokoju znajdzie pani czysty ręcznik, jeśli
zaś idzie o szampony, to dysponuję jedynie tataro-chmielowym.
Dobrą chwilę siedzieli w milczeniu. Gdy z łazienki zaczął dochodzić szum wody, Oyermah
ruchem głowy wskazał Kohoutkowi puste szklanki. Potem wypili po miarce i Oyermah powiedział
sentencjonalnie:
Idea stopniowego udoskonalania strychu starej rzezni i powolnego przekształcania go
w dom z prawdziwego zdarzenia runęła równie nagle jak powstała.
Co nie zmienia faktu, że szaleństwo trwa nadal. %7ładna normalna kobieta by tu nie
przyjechała Kohoutek wciąż zdawał się nie pojmować psychologicznego prostactwa swych
argumentów a jakby już przyjechała, to niewątpliwie po pewnym czasie, a już z pewnością po
zakończeniu historii by wyjechała. Ona zaś zostaje.
Tak, ona zostaje, ty wyjeżdżasz, świat w myśl bezwzględnych reguł damskiego
okrucieństwa zostaje postawiony na głowie. Na czym to ja skończyłem?
W pokoju naprzeciwko mnie...
XIX
W pokoju naprzeciwko mnie Oyermah nie czekał ani sekundy mieszka postać
tajemnicza, podejrzana i obleśna. Wysoki, barczysty mężczyzna mojej mniej więcej postury,
w niedającym się określić wieku. Być może ma trzydzieści, być może pięćdziesiąt lat. Okulary
w złotej oprawce. Na maleńkiej jak orzeszek główce burza tłustych włosów. Pomimo niesłychanych
upałów, chodzi zawsze w podniszczonym jesiennym palcie z kapturem. Chodzi? Przesada, słowo
niewłaściwie użyte i w złym postawione miejscu. Ten człowiek praktycznie nie opuszcza pokoju.
Co parę dni wymyka się ze swej nory na kilkanaście minut, najwyrazniej celem uczynienia jakichś
sądząc po zawiniątku, które kurczowo ściska za pazuchą nadzwyczaj nikczemnych zakupów.
Dwa, trzy razy mijam go na hotelowym korytarzu, nie odpowiada na mój ukłon, jedynie jego ukryte
za okularami w złotej oprawce małe, świdrujące, płomienne oczka przeszywają mnie na wskroś.
Tak. On nie wychodzi z pokoju, natomiast ona przychodzi doń codziennie i to nie raz, nie dwa, ale
kilka razy dziennie. Jest tak niepojęcie piękna, że prawdziwie wydaje się istotą nie z tego świata.
Jak na Japonkę niezwykle wysoka. Odziana po europejsku, zawsze w letnich, ale ciemnych
sukienkach. Gdy niekiedy godzinę, niekiedy dłużej czeka pod jego drzwiami, czuję, jak z wolna
narkotyczny zapach jej ciała zaczyna wypełniać mój pokój. Rzecz w tym, że on jej nie wpuszcza do
środka, nie chce jej przyjmować, to znaczy niekiedy łaskawie pozwala jej wejść i zostać, ale zawsze
odbywa się to po jakichś długotrwałych negocjacjach, rozpaczliwych obietnicach, po jej
wielogodzinnych wyczekiwaniach. Z korytarza wciąż dochodzą odgłosy daremnego kołatania,
burzliwych rozmów, jego zniecierpliwiony falsecik, jej błagalny szept. Najbardziej dramatyczne
sytuacje bywają, gdy każe jej czekać. Ona wtedy po prostu stoi pod jego drzwiami. Słyszę szelest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]