s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko prosić, żebyś okazywała mu wyrozumiałość i darowywała
na pozór niezrozumiałe wybuchy złego humoru. Może kiedyś on
sam wszystko ci opowie.
Eryl poczuła nagle wstyd. Zachowujemy się jak para rozka
pryszonych dzieci, a nie dorośli, odpowiedzialni ludzie, do tego
lekarze. Jak mogłam się tak unieść? Nie dość, że zirytowałam
Lewisa, to jeszcze przysporzyłam zgryzoty temu oto wspaniałe
mu człowiekowi, który niczemu nie był winien.
- Bardzo mi przykro, że tak się stało - powiedziała cicho.
- Postaram się więcej tego nie robić. Oczywiście pod warun
kiem, że Lewis nie uzna naszych stosunków za zerwane.
- Bardzo był zły, kiedy spotkaliście się w holu?
- Jeszcze jak! - odparła.
- Przejdzie mu, bądz spokojna - zaśmiał się Trefor. - Za
bardzo mu na tobie zależy.
Eryl nie zdołała się dowiedzieć, jak ma rozumieć to ostatnie
zdanie, bo śmiech doktora przeszedł nieoczekiwanie w gwałtow
ny atak suchego kaszlu, który poważnie ją zaniepokoił.
- Od kiedy to się pojawiło? - spytała.
Doktor, nadal się ksztusząc, zdołał jednak wstać z fotela
i oświadczyć, że pora iść do łóżka.
- Nie odpowiedział pan na moje pytanie - powiedziała ła
godnie, ale stanowczo. - Pytałam o ten brzydki kaszel.
MIAOZ I UPRZEDZENIE
103
- Ach, to! Od paru dni. Ale to drobiazg. Wystarczą pastylki
albo jeszcze lepiej cukierki ślazowe, skoro popadam w starcze
zdziecinnienie!
- Czy Lewis coś panu przepisał?
- Nie, a to z tej prostej przyczyny, że w jego obecności ani
razu nie zakasłałem.
- Czy mogę mu o tym powiedzieć?
- Zrób, jak uważasz, moja droga - rzekł z uśmiechem. - Ale
delikatnie, bardzo cię proszę!
- Przyrzekam - odparła, czując, jak jej serce przepełnia czu
łość dla tego wspaniałego człowieka.
Niefortunna pod każdym względem wizyta na farmie Pughów
przyniosła jeden nieoczekiwany pożytek. Dowiedziawszy się, że
farmerzy muszą często jechać daleko do najbliższego telefonu,
Lewis wysunął propozycję zaopatrzenia lekarzy z Dynas w zain
stalowane w samochodach radiotelefony. Trefor przyklasnął te
mu pomysłowi i kazał niezwłocznie zamówić niezbędny sprzęt.
Wkrótce potem, gdzieś na początku sierpnia, Trefor poprosił
pracowników lecznicy, aby stawili się w jego gabinecie na roz
mowę. Było to jego pierwsze wyjście z domu od początku cho
roby, toteż Eryl bacznie obserwowała, jak wchodzi wolnym kro
kiem do pokoju i siada za biurkiem. Nie mogła jednak poświęcić
mu całej uwagi, bo siedząca obok Nerys z podnieceniem wyzna
ła szeptem, że spodziewa się dziecka.
Eryl poczuła w pierwszej chwili smutek i żal. Oto jak mogło
wyglądać jej własne życie, gdyby Robert tak jej nie zawiódł.
Szybko jednak zreflektowała się i zdała sobie sprawę, że szczę
ście młodego małżeństwa sprawia jej autentyczną radość.
- To cudownie! - zawołała. - Czy zostanę matką chrzestną?
- Czy panie już skończyły? - usłyszała nagle głos Trefora.
- Ploteczki będą musiały poczekać na zakończenie zebrania.
- Przepraszam, panie doktorze - zawołała Nerys, obdarzając
MIAOZ I UPRZEDZENIE
104
wszystkich promiennym uśmiechem, nad którym nie umiała za
panować.
- Co to, moja droga? Masz nam coś ważnego do powiedze
nia? - zaciekawił się doktor Dillon.
- Tak... No właśnie... Co prawda to dopiero początek, ale
chciałam powiedzieć, że Doug i ja będziemy mieli dziecko.
Po tym oświadczeniu o rozpoczęciu zebrania nie mogło być
mowy. Wszyscy mówili równocześnie, składając Nerys gratula
cje po angielsku i walijsku. Jednemu tylko Lewisowi nie udzie
liło się ogólne ożywienie. Siedział sztywno, bez ruchu, z mar
twym wyrazem twarzy. Nerys też to zauważyła.
- Doktorze Caswell! Nie złoży mi pan gratulacji? - zawołała.
Otrząsnął się, ale z wyraznym wysiłkiem, jakby słowa pie
lęgniarki wyrwały go z ponurej zadumy, którą Eryl już nie pier
wszy raz u niego zaobserwowała.
- Ależ oczywiście, bardzo się cieszę, proszę przyjąć najle
psze życzenia - powiedział bez przekonania.
Zupełnie jakby myśl o dzieciach była mu wstrętna, pomyślała
Eryl. Ale to przecież nieprawda. Mali pacjenci bardzo go lubili,
a nastolatkowie wręcz za nim przepadali. Nie zachowywaliby się
w ten sposób, gdyby Lewis okazywał im niechęć. Trefor tym
czasem spytał:
- Czy to oznacza, moja droga, że musimy poszukać nastę
pczyni?
- Tylko na pewien czas - odparła Nerys. - Chciałabym zaraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]