s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musicie zachowywać się przyzwoicie. %7ładnych wrzasków! %7łołnierze na polu bitwy cierpią o wiele
bardziej od was. Pózniej tu wrócę i opowiem wam, jak walczyliśmy z Francuzami w Quebecu, w
Kanadzie.
Złożywszy chłopcom taką obietnicę, wziął Prudence na bok.
- Poślę Sama po doktora. Trzeba się upewnić, czy to odra, czy też coś poważniejszego.
Na jego twarzy malowało się zatroskanie i Prudence, chcąc go pocieszyć, powiedziała:
- Jestem pewna, że to odra. Objawy są takie same, jakie mieliśmy wtedy z Danem, a chociaż
chłopcy gorączkują i czują się słabo, nie sądzę, żeby to była ospa.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz. - Utkwił w niej spojrzenie ciemnych oczu. - Nie mam prawa
prosić cię o to, zanim doktor postawi diagnozę...
- A czy ja zgodziłabym się z nimi zostać, gdybym podejrzewała, że to jakaś niebezpieczna
choroba? - zapytała żartobliwym tonem.
- Nie wątpię, że zgodziłabyś się. - Uścisnął mocno jej dłoń. - Jesteś niezawodnym przyjacielem!
- Proszę się nie martwić. - Prudence zaczerwieniła się, słysząc te słowa. - Mówiłam, że nigdy nie
choruję.
- I nigdy nie dajesz się nastraszyć? - Patrzył na nią z takim wyrazem twarzy, że nie bardzo
wiedziała, co o tym myśleć.
Sebastian po chwili puścił jej rękę i wyszedł. Podeszła do dzieci i wesoło zapytała:
- Nie znam waszych imion, czy zechcecie mi je zdradzić?
- Ja jestem Kryspin, to jest Damian, a ten dzieciuch to Gerard.
- Nie jestem dzieciuchem! - Zniewaga wywołała natychmiastowy protest najmłodszego z
chłopców. - Jestem już duży i będę jeszcze większy! Jak tata!
- Z całą pewnością... i równie dzielny, jak przypuszczam. Mam na imię Prudence.
- Poczytasz nam coś? - W głosie Kryspina zabrzmiała nadzieja.
- Trochę tu za ciemno, ale opowiem wam pewną historię. Potem pośpiewamy.
- Nie lubię ciemności - wyznał Gerard. - Cienie na ścianach wyglądają jak potwory.
Ponieważ starsi chłopcy głośno wyrazili pogardę, Prudence czym prędzej wtrąciła się, żeby nie
dopuścić do kłótni:
- Jest nas tu czworo. %7ładen potwór się nie pojawi, za bardzo będzie się nas bał.
- Mogą przyjść zbóje... - Sponad kołderki patrzyły na nią oczy pełne łez.
- No to udawajmy, że jesteśmy strażnikami, którzy schowali się w zbójeckiej jaskini, żeby ich
złapać.
Zgodnie z przewidywaniami Prudence, chłopcy natychmiast zainteresowali się strażnikami. Ona
sama niewiele o nich wiedziała, dopóki nie przeczytała książki o słynnych zbrodniach.
Puściła wodze fantazji i zaczęła snuć niezwykłe historie o oddziale odważnych mężczyzn, którzy
przysięgli, że będą strzec prawa.
- Kiedy dorosnę, zostanę takim strażnikiem - oznajmił Damian. - Tatuś pożyczy mi jeden ze
swoich pistoletów.
- Nic z tego, tatuś mówił, że masz wstąpić do wojska.
- A jeśli nie zechcę...
- Tchórz z ciebie! - zakpił Kryspin.
- Uspokój się, Kryspinie. Strażnicy są tak samo odważni jak żołnierze. - Prudence zganiła go
wzrokiem. - A kim ty będziesz?
- Ja otrzymam tytuł para Brandon.
- Dopiero po śmierci taty - przerwał mii brat - a ja mam nadzieję, że będzie żył jeszcze długo.
- On nie umrze, prawda, Prudence? - Gerard najwyrazniej się przestraszył.
- Oczywiście, że nie. Wasz tatuś jest silny i zdrowy. Będzie żył wiele, wiele lat.
- Mówisz o mnie? - Sebastian wrócił i z uśmiechem zbliżał się do grupki siedzącej na łóżku.
Dziewczyna, zapominając o dobrych obyczajach, leżała oparta o poduszki i obejmowała jedną
ręką małego Gerarda. Starsi chłopcy przykucnęli koło niej.
- Prudence, podobno nic nie jadłaś - powiedział z wymówką Sebastian.
- Zupełnie o tym zapomniałam - przyznała Prudence i wstała.
- No to idz, coś zjedz! Nawet żelazna dama czasami musi się posilić.
Słysząc troskę w jego słowach, poczuła ciepło w sercu.
- Wrócisz, dobrze? - poprosił Gerard. - Mówiłaś, że będziemy śpiewać.
- Obiecuję! Patrz, przysięgam z ręką na sercu! Wrócę, kiedy duża wskazówka zegara będzie na
górze, a mała na cyfrze dziewięć.
- To będzie dziewiąta godzina - oznajmił z dumą Damian. - Znam się już na zegarze.
Sebastian odprowadził ją do drzwi.
- Nie spiesz się. Może byś trochę odpoczęła? Ja porozmawiam z doktorem.
- Muszę dotrzymać przyrzeczenia.
Pokiwał głową z żartobliwą naganą, ale nie przekonywał jej dłużej. Wyraz ciemnych oczu
przyprawił ją o zawrót głowy. Wyszła szybko z sypialni chłopców. Jej spokój ducha był bardzo kruchy,
Wentworth z łatwością burzył go jednym dotknięciem. Z wielkim trudem oparła się ogromnemu
pragnieniu, żeby wtulić się w jego ramiona. Skierowała się do swojego pokoju, jedynego schronienia
przed tym wspaniałym mężczyzną.
Wtedy stwierdziła, że straciła ochotę na jedzenie. Nie miało sensu oszukiwać się dłużej. Im
częściej widywała Sebastiana, tym bardziej się w nim zakochiwała. I nie miało to nic wspólnego z jego
wyglądem, ani ze sposobem, w jaki na nią patrzył i uśmiechał się, a od czego robiło się jej gorąco na
sercu. Nawet gdyby był najszpetniejszym mężczyzną na świecie, uważałaby, że jest doskonały.
Spełniał wszystkie jej wyobrażenia o idealnym mężczyznie, lecz los nie był dla niej łaskawy. Ich
znajomość nie miała przyszłości, ale do końca życia będzie pamiętać o Sebastianie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]