s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tylko na siebie.
Złapał ją za rękę, zmusił, by Louise wreszcie spojrzała na niego.
- Kochanie, proszę, spróbuj mnie zrozumieć. Całe szczęście, że
tam byłem, bo nikt inny nie potrafił znalezć głównego zaworu.
- Błąd. Pracownicy muszą wiedzieć takie rzeczy.
- Fakt. Moje niedopatrzenie. Ale nie poprawiłbym sytuacji,
gdybym zostawił ich z tym wszystkim i pojechał na przedstawienie.
Oni tam brodzili po kostki w wodzie i dawali z siebie wszystko,
próbując udawać przed gośćmi, że się nic nie dzieje. Nie mogłem
zostawić ich samych.
To brzmiało naprawdę rozsądnie. W dodatku Louise od dawna
wiedziała, jak bardzo Max potrafił być lojalny wobec innych, jak czuł
się odpowiedzialny za wszystko. Jego pracownicy nie mieli zaległych
urlopów, dostawali nagrody, zresztą rozdawane bardzo sprawiedliwie,
mogli na Maksa liczyć w trudnych sytuacjach. Z własnej kieszeni
pokrył koszty leczenia ciężko chorej żony Martina.
Oczywiście Louise nie mogła mieć do niego pretensji o
okazywanie ludziom troski. Ona tylko chciała, żeby jej również
okazał podobne zainteresowanie, to wszystko.
Miała całą noc na przeanalizowanie sytuacji, zrozumiała więc,
że cokolwiek by się działo, Max zawsze postawi pracę na pierwszym
miejscu. I że podświadomie wykorzysta każdą sytuację kryzysową, by
móc się wycofać ze związku. Tata miał rację, on odziedziczył naturę
wuja Roberta, też musiał prędzej czy pózniej zdradzić kobietę, tyle
tylko, że w inny sposób niż ojciec. Ale to nadal była zdrada. Nigdy nie
123
RS
zawiódł, gdy potrzebowała go Bella Lucia", lecz wielokrotnie
zawiódł Louise. Praktycznie mogła na niego liczyć pod tym
względem, szkoda tylko, że wcześniej to do niej nie dotarło.
- Rozumiem. Zrobiłeś to, co było dla ciebie najważniejsze. Nie
masz sobie nic do zarzucenia.
- Mam. Zawiodłem cię. Było już długo po rozpoczęciu
przedstawienia, kiedy opanowałem sytuację. Potem pojechałem do
domu, przebrałem się i dopiero wtedy mogłem udać się do opery.
Czekałem, aż wszyscy wyszli, ale ciebie nie było. Dzwoniłem, nie
odbierałaś. Pojechałem do ciebie, ale nie odpowiadałaś na domofon.
Chciałem użyć zapasowego klucza, ale założyłaś blokadę.
- Dzwoni się do kogoś, zanim wystawi się go do wiatru.
- Położyła nacisk na słowo zanim". - Przepraszanie po fakcie
niewiele zmienia. Wystarczyło zadzwonić, zajęłoby ci to góra dwie
minuty.
- Lou, nie było sekundy do stracenia! - Wziął ją za ręce.
- Czy wybaczysz mi, jeśli obiecam, że na drugi raz zadzwonię,
by uprzedzić o spóznieniu, choćby właśnie zalewało wszystkie nasze
restauracje po sufit?
- Nawet gdybyś przysięgał z ręką na sercu, nie uwierzę.
- A dasz mi jeszcze jedną szansę?
- Wczorajszy wieczór był bardzo ważny, Max. Wyjątkowy. To
miał być nowy początek.
Zabrała ręce, w jej oczach widniał ból. Max nie mógł znieść tego
widoku i nie mógł sobie darować. Zachował się podle. Wywołał w
niej poczucie winy z powodu ukrywania ich związku, lecz w
124
RS
rzeczywistości ta dyskrecja była mu całkiem na rękę, ponieważ gdyby
rodzina się dowiedziała, musiałby się zadeklarować, ponieważ
chodziło nie o jakąkolwiek inną kobietę, tylko o Louise Valentine.
Tymczasem to ona się zadeklarowała. Powiedziała wyraznie w
obecności obu ich ojców, co do niego czuje. Broniła go, praktycznie
zaręczyła za niego. A on stał jak kołek i nie wydusił z siebie ani
słowa.
Potem opowiedziała mu całą historię z Jamesem, odsłoniła się
kompletnie, odsłoniła serce i duszę, a on dalej nic. Na koniec raczył z
ociąganiem przyjąć zaproszenie na randkę. I nie przyszedł.
Tak naprawdę zawsze wykorzystywał jakiś kryzys w Bella
Lucii" do zniszczenia związku. Z dzieciństwa pozostało mu głębokie
przekonanie, że każda kobieta prędzej czy pózniej zostawi go tak
samo, jak zostawiła go matka, więc podświadomie przyspieszał
katastrofę, żeby już nie musieć na nią czekać.
Ale tym razem musiało być inaczej. Cokolwiek by się działo,
odtąd Louise będzie na pierwszym miejscu. Znowu chwycił ją za ręce.
- Daj mi jeszcze jedną szansę.
- A ile tych jeszcze jednych szans potrzebujesz? - spytała z
ironią.
- Tylko jednej. Słowo. Już nigdy cię nie zawiodę.
Cisza.
Max nie wiedział, co począć. Louise nie wierzyła mu, nie chciała
już więcej ryzykować, tracił ją bezpowrotnie. Nagle zrozumiał, że
musi zrobić to samo, co ona, inaczej nie ma dla niego nadziei. Musiał
się tak samo odsłonić.
125
RS
- Nie chcę, żeby to się tak skończyło.
Zero reakcji.
- Potrzebuję cię.
Chyba dostrzegł jakiś nikły ślad zainteresowania z jej strony.
- Pamiętasz, spytałem, czy będziesz na gali walentynkowej. Tak
naprawdę chciałem spytać, czy umówisz się ze mną na randkę w ten
wyjątkowy wieczór. Czy będziesz moją Walentynką, pierwszą i
ostatnią, jedyną. Powiedz tak", a przyrzekam, że przyniosę wtedy
pierścionek zaręczynowy. Powiedz tylko to jedno słowo. Kocham cię,
Lou.
Oniemiała. Czy dobrze słyszała? On się oświadczał?
- Max... - zaczęła ostrzegawczym tonem.
- Nie o to słowo mi chodziło.
-Nie...
- Nie udawaj teraz trudnej do zdobycia - wtrącił z uśmiechem, z
powrotem stając się takim Maksem, jakiego znała. Już nie prosił, już
odzyskiwał kontrolę.
- To kompletne wariactwo.
- Wielkie dzięki, Lou.
- Widzisz? Zaraz skoczymy sobie do oczu. W jednej chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]