s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieli dwaj mężczyzni w garniturach w dużą kratę, z brylan
towymi szpilkami w krawatach i wielkimi sygnetami. Wie
dział, jak ją mierzi takie towarzystwo. Oprócz nich w przedzia
le zajmowała miejsce trudna do opisania kobieta w ogromnym
kapeluszu, z grubą warstwą pudru na twarzy. Pomyślał, że
pociągi specjalne często są pełne niespecjalnych pasażerów.
- Czy nie jest pan w stanie nic zrobić? - zwrócił się do
konduktora, odbierając kawałek tekturki dający mu prawo do
ostatniego wolnego łóżka. - Może ktoś zgodziłby się zamienić
i oddać jej miejsce na dole? Nie przywykła do spania na górze.
Ze smutkiem popatrzył na jej pochyloną głowę. Celia zdjęła
kapelusz i światła lamp igrały w jej złotych włosach. Wzrok
konduktora złagodniał.
- To ta pani? Zobaczę, co się da zrobić - rzucił krótko
i pospieszył do następnego wagonu. Obecność Celii czyniła
cuda.
Gordon podszedł do niej i powiedział półgłosem, że już
niedługo będzie mogła wygodnie odpocząć. Zdenerwowanie,
strach i pośpiech musiały ją bardzo zmęczyć. Dodał, że
popełnili straszną pomyłkę, wsiadając do tego pociągu, a teraz
przez kilka godzin nie będą mogli wysiąść i prawdopodobnie
nie zjedzÄ… kolacji.
- Och, to nieważne - odrzekła Celia słabym głosem. - Wca
le nie jestem głodna - usiłowała się uśmiechnąć. Gordon wie
dział, że jej jedynym pragnieniem jest dowiedzieć się prawdy
o listach, ale sama pewnie rozumie, że nie jest to odpowiednia
chwila.
Dziewczynie na widok jego zakłopotania chyba zrobiło się
przykro i mimo smutku w oczach spróbowała raz jeszcze od
powiedzieć mu uśmiechem. Widać było, że jest bardzo
zmęczona i Gordon czuł się jak niesforny olbrzym opiekujący
się delikatnym niemowlęciem. W myślach robił sobie wyrzuty
z powodu własnej bezmyślności.
Ruszył na poszukiwanie czegoś do jedzenia, a efekty prze
rosły jego oczekiwania. Jakiś gazeciarz odstąpił mu dwie kana
pki z kurczakiem. Przyniósł je Celii wraz z pomarańczą, pu
dełkiem czekoladek i szklanką wody, co zostało nagrodzone
uśmiechem tak ciepłym, jak te, którymi obdarzała go w naj
piękniejszych chwilach wspólnej podróży.
Nie mógł usiąść obok niej, gdyż wszystkie miejsca były
zajęte, nie mógł też stać w przejściu, bo przeszkadzał wagono
wemu w ścieleniu łóżek. Cały pociąg wydawał się niemiło
siernie zatłoczony, wszystkie miejscówki zostały wykupione,
a część pasażerów stała na korytarzach. Dopiero teraz za-
119
uważył, że wszyscy nosili znaczki jakiegoś bractwa. Pewnie
była to delegacja na jakiś wielki zjazd. Byli to hałaśliwi i wese
li, ale poczciwi ludzie, mimo to jednak nie było między nimi
miejsca, w którym Gordon i Celia mogliby dokończyć prze
rwaną rozmowę. W końcu odnalazł ich konduktor i oznajmił,
że jakiś dżentelmen zgodził się oddać pani dolne łóżko w za
mian za jej górne. Jest już przygotowane.
Gordon wymienił bilety i natychmiast odprowadził Celię na
miejsce. Była niezwykle zadowolona, że wreszcie udało jej się
uciec od światła i hałasu.
Gordon szedł pierwszy, niosąc walizki. Miał nadzieję, że
może w drugim wagonie znajdzie się jakieś miejsce na kikumi-
nutową rozmowę, ale czekało go rozczarowanie. Tutaj tłok był
jeszcze większy.
Zatroszczył się o wszystkie możliwe wygody, odłożył kape
lusz Celii i umieścił walizkę tak, żeby mogła ją bez kłopotu
otworzyć, ale nawet w tym czasie napierający ze wszystkich
stron ludzie uniemożliwiali im rozmowę. Gdy skończył, cofnął
się i przytrzymał zasłonkę, żeby dziewczyna mogła usiąść na
łóżku. Potem nachylił się i wyszeptał:
- Zaufaj mi do rana. Rano wszystko ci wyjaśnię, żebyś
zrozumiała, dlaczego nie mam nic wspólnego z tymi listami.
Teraz zapomnij o problemach i staraj się odpocząć, dobrze?
Był bardzo przejęty. Niczego dotąd tak w życiu nie pragnął,
jak nachylić się i pocałować te słodkie usta i śliczne oczy
wpatrujące się w niego ze smutkiem i tęsknotą. Teraz jeszcze
bardziej przypominały niebieskie kwiatki u jej sukni. Powstrzy
mał się jednak. Nie miał prawa jej całować. Gdyby wiedziała,
jak ją oszukał, prawdopodobnie nigdy by na to nie pozwoliła.
- Spróbuję - zamruczała w odpowiedzi i dodała: - A gdzie
ty będziesz spał? Czy masz łóżko w pobliżu?
- Niedaleko... to znaczy w sÄ…siednim wagonie, bo jest stra
szny tłok.
- Och! - zmartwiła się troszeczkę. - Czy na pewno masz
wygodne miejsce?
- Tak, tak, wszystko w porządku - zapewnił ją wesoło.
Jakie to cudowne, że Celia przejmuje się jego wygodą.
Wagonowy ścielił właśnie łóżko naprzeciwko i nie było
miejsca dla nich obu, więc Gordon ukłonił się, a Celia podała
mu rękę na pożegnanie. Przez moment przytrzymał ją delikat
nie, jak gdyby chcąc jej dodać pewności siebie, po czym wrócił
do swojego wagonu i wcisnÄ…Å‚ siÄ™ w kÄ…t.
Radość, jaką napełniło go dotknięcie jej ręki, przynosiła do
jego serca kolejne fale słodyczy. Dusza przepełniona była do
tÄ…d nie znanym uniesieniem.
Więc taka jest miłość! Cóż za łotr z niego, że pozwala sobie
kochać narzeczoną innego! Ale cóż to za narzeczony! Szub
rawiec! Oprawca, który znęcał się nad nią! Czy ktoś taki może
mieć do niej prawo? Cała istota Gordona się temu sprzeciwiała.
Na wspomnienie jej spojrzenia, ruchu głową, miękkiego do
tyku jej palców, dzwięku jej głosu serce w nim zadrżało. Zapo
mniał natychmiast o niegodziwcu, który miał być mężem tej
niezwykłej dziewczyny.
Stopniowo jego umysł otrząsnął się ze słodkiego odurzenia
i Gordon zaczął się zastanawiać, co ma jej powiedzieć rano.
Dobrze, że nie było jeszcze okazji do zakończenia tej rozmo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]