s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Deanna rzuciła zmywak do zlewu i założyła ręce.
Dzwoniłam oświadczyła stanowczo. Jeśli nie wierzysz,
możesz sprawdzić wydruk telefoniczny pod koniec miesiąca. A poza
tym nie wiem, dlaczego miałoby go tu nie być. Wygląda na to, że
Mickey tego potrzebuje. Nie mając żadnych instrukcji od ciebie,
zaryzykowałam.
Zaryzykowałaś o wiele za dużo, dziewczyno. Nie chcę, aby ten
człowiek zbliżał się do Michelle!
Ale to przecież jej ojciec! Co złego może przynieść ich
spotkanie?
Lee bez słowa odwrócił się, pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz.
Deanna poszła za nim.
Wade przeciągnął leżak na słońce i leżał spokojnie z rękami za
głową. Mickey siedziała na brzegu basenu i pluskała nogami w
wodzie. Obejrzała się, gdy usłyszała odgłos zamykanych drzwi.
Wade otworzył oczy i zauważył Lee. Podniósł się powoli i
przeciągnął.
A któż to taki? Czy to nie nasz Wielki Rycerz powraca z pola
bitwy o pieniążki? powiedział zaczepnie.
Ciekaw byłem, ile czasu ci zajmie, by się tu pojawić odparł
Lee zimnym głosem.
Wade wstał.
Musiałem sprawdzić, czy dobrze zajmujesz się moim
dzieckiem.
Ona teraz jest moja, Wescott. Tak mówi prawo.
Doprawdy? Wescott uczynił krok w kierunku Lee. Będę
musiał to sprawdzić.
Usta Lee zacisnęły się.
Możesz śmiało sprawdzać. %7ładen sąd i tak nie przyzna dziecka
bezrobotnemu pijakowi, który nie ma nawet gdzie mieszkać.
Twarz Wade a stała się purpurowa z wściekłości.
Ja jestem jej ojcem wycedził, zaciskając dłonie. Ten fakt
nadaje mi prawa.
Deanna wyczuwała rosnące z każdą chwilą napięcie. Nie mogła
przemówić ani słowa. Miała tylko nadzieję, że nie dojdzie do
rękoczynów.
Nie masz żadnych praw do Michelle mówił przez zaciśnięte
zęby Lee. Już ich nie masz! Pozbyłeś się ich dawno temu. A teraz
zabieraj stąd swoje rzeczy i idz do...
Przestańcie! Przestańcie! Mickey stała na brzegu basenu, cała
się trzęsąc. Nie kłóćcie się już! Szeroko otwartymi oczami
patrzyła to na jednego, to na drugiego. Odetchnęła głęboko.
Przestańcie już! krzyknęła jeszcze, trzymając się rękami za brzuch.
Nagle zakrztusiła się, spojrzała z przerażeniem na Deannę i
zakrywając ręką usta wbiegła do domu.
Jesteście po prostu obrzydliwi! krzyknęła Deanna w ich
stronę.
Znalazła małą w łazience, skuloną nad toaletą. Wstrząsały nią
gwałtowne wymioty.
Biedne dziecko Deanna przysiadła koło niej, głaszcząc jej
plecy.
Jest mi niedobrze. Jestem chora. Mickey spojrzała na nią
oczami pełnymi łez.
Na pewno powiedziała Deanna, kładąc rękę na jej czole.
Mickey cała się trzęsła, a jej usta nabrały sinego koloru. Ręce
jednak miała ciepłe.
Chodz, pomogę ci się umyć i położysz się do łóżka.
Przeszły na górę. Mickey przebrała się z mokrego kostiumu w
piżamę, i ciągle trzęsąc się z zimna, weszła pod koc. Deanna usiadła
na brzegu łóżka i delikatnie głaskała ją po rozpalonym czole.
Zaraz będzie ci lepiej pocieszała ją. Czujesz może, że znowu
będzie ci niedobrze?
Ciągle jeszcze gniecie mnie w brzuchu.
Zaraz znajdę jakąś miskę, żebyś nie musiała chodzić do
łazienki. Poleżysz chwilkę sama?
Mickey pokiwała słabo głową. Westchnęła i zamknęła oczy.
Deanna pochyliła się, pocałowała ją delikatnie w policzek i wyszła z
pokoju.
W holu stał Lee.
Jak ona się czuje?
Deanna nareszcie mogła dać upust swoim hamowanym uczuciom.
A jak może się czuć, skoro widziała, że kłócicie się o nią jak psy
o kość? Jest chora i załamana. Na pewno nie potrzebowała takich
atrakcji po tym, co ostatnio przeżyła ominęła go i przeszła do
kuchni.
Pod zlewem znalazła plastikową miseczkę, do drugiej ręki wzięła
szklankę wody. Ignorując przyglądającego się jej Lee, pośpieszyła na
górę. Mickey leżała skulona pod kocem. Co chwila jej ciałem
wstrząsał dreszcz. Deanna postawiła miseczkę w zasięgu ręki, a
szklankę z wodą na nocnym stoliczku.
Jak się czujesz? zapytała.
Zimno mi, Deanna.
Przyniosę ci z domu termofor, to się rozgrzejesz. Poczekasz
chwileczkę?
Tak, ale pośpiesz się wyjąkała Mickey.
To potrwa sekundę.
W drzwiach stał Lee. Na jego twarzy malował się nie tylko strach
o Mickey, ale i wstyd. Deanna rada była to widzieć. Nigdy nie
powinien był kłócić się z Wade em w obecności Mickey. Delikatnie
wypchnęła go z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Ma dreszcze. Powinniśmy zmierzyć jej temperaturę. Masz
termometr?
Jeden jest w szafce w mojej łazience. Zaraz przyniosę.
A termofor?
Pokręcił głową.
W takim razie idę po mój, a ty zmierz jej gorączkę.
Lee skrzywił się niepewnie.
Sądzisz, że pozwoli mi teraz do siebie podejść?
Oczywiście, że tak. Zaraz wracam.
Gdy wyszła z domu, rozejrzała się wokół. Nie było tu ani Wade a,
ani jego samochodu. Jakoś nie zdziwiło jej to, że odjechał, nie chcąc
się nawet przekonać, jak ma się jego córka. Lee może nie był
wzorowym opiekunem dla Mickey, ale Wade przekraczał już wszelkie
normy.
Czekając, aż zagotuje się woda, przebrała się z kostiumu
kąpielowego w miękką, bawełnianą bluzkę i dobrała do tego spódnicę.
Spięła też swoje niesforne włosy. Po chwili napełniła wrzątkiem
termofor i pośpieszyła z powrotem.
Gdy weszła do pokoju, Lee siedział na brzegu łóżka. Mała
pochlipywała z cicha. Widać znów miała atak. Deanna dostrzegła
wyraz zatroskania na jego twarzy.
Poszła do łazienki po myjkę i podała ją Lee.
Wytrzyj jej twarz, a ja pójdę umyć miseczkę powiedziała
szeptem.
Mickey miała zamknięte oczy. Gdy koniuszkiem wilgotnej myjki
dotknął kącików jej ust, spojrzała na niego.
Przepraszam wyszeptała, a oczy jej zaszkliły się od łez.
Nie musisz za nic przepraszać oświadczył Lee zdecydowanie.
To po prostu początki grypy. Jutro na pewno poczujesz się dużo
lepiej. Spróbuj teraz trochę odpocząć.
Mickey wpatrywała się w jego twarz szeroko otwartymi oczami.
Gdy weszła Deanna z miską i termoforem, odwróciła głowę i
spojrzała na nią.
Zimno ci jeszcze, mała? spytała Deanna.
Tak. Jeszcze troszkę.
Masz, potrzymaj trochę. Podała jej termofor zawinięty w
ręcznik. To cię rozgrzeje.
Dziewczynka wzięła zawiniątko i przycisnęła do siebie.
Dziękuję wyszeptała i zamknęła oczy.
Lee podniósł się powoli. Skinął na Deannę głową, by poszła za
nim.
Co się z nią dzieje? zapytał natarczywie, gdy tylko wyszli z
pokoju.
Wygląda na grypę, chociaż ciągnęła, dalej patrząc na niego
wymownie niewykluczone, że ma to coś wspólnego z
przedstawieniem, jakie daliście tu z jej ojcem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]