s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No i? - zapytał cicho, mówiąc sobie wduchu, że
wszystko będzie dobrze.
- Szara, ze znakiemKeeganówna drzwiczkach.
- Widziałaś też kierowcę, prawda?
- Nie. Toznaczyniedokładnie.
- Erin, tymrazem...
- Miał kapelusz nasunięty nisko na twarz. Taki
sam kapelusz, jaki nosi Van Caulfield. Identyczny
fason. Gdy byłamdzieckiem, dziadek wyjaśnił mi, że
sposób, wjaki kowboj nosi kapelusz, wyróżnia go tak,
jak znak wypalony na ciele byka. Kierowca podwinął
do góry rondo w taki sposób, jak robi to Van
Caulfield.
Navarrone właściwie tego oczekiwał, ale zamiast
podskoczyć z radości, odsunął się na krok od Erin.
Zamiast odczuwać ulgę i cieszyć się, że wreszcie może
przedstawić Kyle'owi świadka, poczuł mdłości.
- Dlaczegomilczysz? - zapytała niespokojnie.
Tak, rzeczywiście. Miał wiele dopowiedzenia.
132
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Czy to dlatego pozwoliłaś mi się z tobą kochać?
Myślałaś, że możesz wykupić sobą Keeganów?
- Jakmożesztakmyśleć!
- Aco, u diabła, mammyśleć? - warknął. - Nie
ufasz mi!
- Musiałamtoprzemyśleć!
- Myśleć?Potym, cozobaczyłaś?
- Dlaczego nie możesz tego zrozumieć? Przecież
samwiesz, jak byś zareagował! Musiałamrozważyć,
czy pójść do Griffa i powiedzieć mu o Vanie, czy
zaryzykować, że zachowasz się właśnie tak, jak teraz.
Widzisz? Nawet nie przyszło ci do głowy, że Van
Caulfield może działać na własną rękę!
- Pozwól mi pomyśleć...
- Właśnie. Pomyśl tak jak ja. Według ciebie dobry
Keegan to Keegan osądzony i skazany. Ja rozumuję
inaczej!
- Jak możesz być tak naiwna i wierzyć w ich
niewinność?.
- Nie twierdzę, że są niewinni, a już na pewno nie
bronię Marsha. Wiemjuż przecież, że nie jest tym, za
kogo go brałam.
- Nigdy nie był. Poczekaj. Co właściwie zaszło
wczoraj wieczorem? - Navarrone, mimo że był na Erin
wściekły, nie przestawał się o nią niepokoić.
- Rozmawiałamz Marshem, ale teraz nie ma sensu
tego powtarzać. Muszę ci natomiast powiedzieć, że
zapytałamGriffa wprost o strzelanie do koni.
- Niech zgadnę. Jego szczerość sprawiła, że
woczachstanęłyci łzy.
- Zapewnił mnie, że gdyby coś takiego się działo,
wiedziałby o tym - odparła z wysoko uniesioną
głową.
133
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Co oznacza, że uwierzyłaś nie mnie, a jemu.
Pięknie. Po prostu... - Navarrone nie wytrzymał:
gwałtownymruchemzrzucił ze stołu filiżankę. Przele-
ciała przez kuchnię i roztrzaskała się na ścianie.
Zapadła śmiertelna cisza. Erin machinalnie wstała
i sięgnęła po ścierkę.
- Zostaw to - warknął. - To mój bałagan. Ja
posprzątam.
Zamarła. W pomiętym ubraniu z poprzedniego
dnia wyglądała prawie tak żałośnie, jak wieczorem,
gdy Navarrone znalazł ją koło koni. Na wszelki
wypadek postanowił się do niej nie zbliżać.
- Znam go od dziecka, Navarrone - wyjaśniła ze
wzrokiem utkwionym w plamie kawy na podłodze.
- Tooczymś świadczy, niezależnie odpostępowania
Caulfielda czy Marsha.
- Być może, ale czy musi znaczyć więcej niż
uczciwość wobec mężczyzny, który został twoimko-
chankiem?
Wyszedł z kuchni. Gdy po chwili wrócił, zobaczyła
kaburę z rewolwerem.
Ruszył wkierunku drzwi. Erin była szybsza; stanęła
mu na drodze.
- Dokądidziesz?
- Pojadę tam. Przedtem zatelefonuję do Kyle'a
Langtry'ego, opowiem mu, co od ciebie usłyszałem,
i poproszę, żeby pojechał od razu do Silver Edge.
- Odsunął ją na bok, jakbybyła manekinem.
Chwyciła goza ramię.
- Nie możesz tego zrobić. Nie masz nakazu i... i to
nie jest twój rejon!
- Nie będę się bawił wformalności.
- Oczywiście, zemsta przede wszystkim.
134
us
o
l
a
d
n
a
c
s
Jej słowa zraniły Navarrone'a, jednak nie mógł
pozwolić, by wpłynęły na jego decyzję. Wyrwał rękę
i pchnął drzwi, aż odbiły się od ściany budynku
i zatrzasnęły z powrotem, gdy był już poza ich
zasięgiem. I zasięgiem Erin.
Erin nie widziała, jak odjeżdżał, gdyż popędziła od
razu do telefonu. Znalazła w telefonicznym notesie
domowy numer Kyle'a Langtry'ego. Bała się, że nie
dobierze właściwych słów, czuła ucisk wgardle. Wno-
cy długo rozmyślała nad tym, co ma zrobić rano,
jednak takiej reakcji Navarrone'a nie przewidziała.
Zachowywał się tak, jakby nią pogardzał. Dlaczego
nie? Przecież właściwie go upokorzyła. Ateraz nawet
nie zdołała go powstrzymać przed wystawieniemsię na
niebezpieczeństwo...
Langtry wyszedł już z domu. Musiała poprosić,
żeby wywołali go przez radio i przekazali, aby od-
dzwonił. Wreszcie usłyszała dzwonek. Chwyciła słu-
chawkę i opowiedziała całą historię. Poszło łatwiej, niż
przypuszczała, gdyż dbała bardziej o szybkość niż treść
wypowiedzi. Kyle odpowiedział tylko, że już jedzie
i przerwał rozmowę. Nie miała mu za złe braku
dobrych manier. Ważne, że zrozumiał powagę sytua-
cji. Imprędzej wyruszy do Silver Edge, tymszybciej
Navarrone otrzyma pomoc.
Nie wiedząc, czy Navarrone miał przynajmniej tyle
rozsądku, by zawiadomić swych ludzi, zatelefonowała
na posterunek. Ktoś poinformował ją, że komendant
zgłosił się przez radio, jednak kazał im zostać na
miejscu.
Jakmógł? pomyślała wpanice.
- Czy w takich sytuacjach dopuszcza się samotne
135
us
o
l
a
d
n
a
c
s
działanie, nawet w wypadku komendanta? A jeśli Van
Caulfield spróbuje coś zrobić, zanimprzybędzie Kyle
ze swymi ludzmi? -wykrzyczała do słuchawki, lecz nie
otrzymała rozsądnej odpowiedzi. Tym razem to ona
rzuciła słuchawkę. Zdjęta przerażeniem gorączkowo
szukała kluczyków.
Droga do Silver Edge chyba nigdy nie trwała tak
długo. Na miejscu dostrzegła samochód Navarrone'a
zaparkowany nie przed domem, lecz koło stajni.
Zastała tam jakiegoś człowieka, który trzymał się za
szczękę.
- Co tu się stało? - zapytała, widząc, że pod jego
okiemtworzył się już siniak.
- Bo ja wiem? Zobaczyłemkomendanta Santee, jak
wyciągał strzelbę z samochodu Caulfielda. - Wskazał
kciukiemkierunek. -Wątpię, czy pan Caulfield mu na
to pozwolił, więc próbowałemgo powstrzymać. Santee
przekonał mnie, jak widać, że to nie mój interes.
- Dokąd poszedł? - zapytała, patrząc na baraki
pracowników.
Mężczyzna wskazał ręką dom.
- Proszę przyłożyć lód - krzyknęła przez ramię,
ruszając pędem w kierunku siedziby Keeganów.
Wpadła do środka, nie zawracając sobie głowy
pukaniem. Usłyszała podniesione głosy. Kierując się
nimi, dotarła do gabinetu. Navarrone stał pośrodku
pokoju, a Marsh, przykuty do swego wózka, tym
razemwyglądał na zdenerwowanego. Naprzeciwpoli-
cjanta stał Van Caulfield, zaś Griff przysiadł na
krawędzi biurka ojca. To on zobaczył ją pierwszy.
Widząc jego zdumione spojrzenie, Navarrone zerknął
przez ramię. Jego krzyk przekonał ją, że mężczyzna nie
zmienił o niej zdania:
136
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Wracaj do domu, Erin!
- Nie. - Zauważyła z ulgą, że jej głos brzmi
spokojnie. Spojrzała na strzelbę, którą Navarrone
trzymał ostrożnie w prawej ręce. Nie chce zatrzeć
odcisków palców? Czy to tę zabrał z ciężarówki
Caulfielda? Erin nie znała się na broni, jednak strzelba
wyglądała na kosztowną i potężną.
- Ktoś musi zachować rozsądek- dodała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]