s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

uwagę na swój wygląd, ale tego dnia się postarała. Szpakowate włosy
upięła w kok, do tego włożyła elegancki czarny kostium i czarne zamszowe
buty: uosobienie dyskretnej elegancji. Po raz pierwszy od lat zrobiła maki-
jaż.
- Mamo, pięknie wyglądasz - szepnęła Bonita, trzymając ją za rękę, gdy
czekały na samochód.
- Chciałam dla niego ładnie wyglądać, po raz ostatni... - Pokiwała głową,
uśmiechnęła się i mocniej uścisnęła rękę córki. - Poza tym już nie może
mieć do mnie pretensji, że się umalowałam!
RS
Mszy i pogrzebu Bonita praktycznie nie zapamiętała.
W kościele widziała jedynie tłum zamazanych twarzy. Rodzina Azettich
należała do powszechnie szanowanych, więc kościół pękał w szwach. Ale
nawet gdy już wrócili do domu, nie mogła sobie przypomnieć, kto uczest-
niczył w tej ceremonii ani kto co powiedział. Gdy jej bracia wraz z Hugh
nieśli trumnę, trzymała matkę za rękę.
Pogrążona w głębokim smutku robiła to, czego oczekiwałby jej ojciec:
roznosiła jedzenie i napoje, przez cały czas myśląc tylko o tym, by wszyscy
już sobie poszli. Nie do końca tego chciała. Wolałaby, żeby ten dzień się
skończył, ale jednocześnie się tego obawiała.
Jednak nie miała na to wpływu.
- Dziękuję, kochany. - Obserwowała, jak matka czule się żegna z Ric-
kym, jego żoną oraz dziećmi.
Ostatni goście na szczęście już odjechali, Marco godzinę wcześniej udał
się na spoczynek, a Paul, który wypił całą butelkę wina, też zbierał się do
łóżka.
- Zadzwonię po taksówkę. - Hugh sięgnął po komórkę, ale Carmel go
powstrzymała.
- Hugh, od kiedy to wzywasz od nas taksówki?
- Potrzebujesz teraz rodzinnego ciepła.
- Przecież ty jesteś jak rodzina. - Posłała mu zmęczony uśmiech. - Mam
nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, jak nie zmienię pościeli w pokoju
Ricky'ego. Zostań - powiedziała. - Ach, pójdę i zmienię tę pościel.
- Carmel, na Boga, daj spokój z pościelą. - Gdy podniósł się z miejsca,
Bonita zauważyła, że jej matka taka silna przez cały dzień, nagle się skur-
RS
czyła i sprawia wrażenie zdezorientowanej. - Usiądz. - Podprowadził ją do
fotela. - Masz za sobą ciężki dzień.
- Właściwie... - Ledwie usiadła, zmieniła zdanie. Wstała. - Jeśli nie ma-
cie nic przeciwko temu, to się położę.
- Może najpierw wypij herbatę... - Bonita, zaniepokojona, zwlokła się z
kanapy, ale matka podziękowała. - Idz się położyć, a ja przyniosę ci herbatę
do łóżka. - Pocałowała matkę na dobranoc.
- Nie, nie. - Carmel pokręciła głową. - Chcę być sama.
- Nie przeszkadzaj jej - rzekł Hugh półgłosem, patrząc za półprzytomną
Carmel, która wychodziła z salonu.
- Nawet nie płakała... taka zagubiona...
- Ty też nie płakałaś - zauważył.
- Płakałam, płakałam. - Wzruszyła ramionami. -Jak fontanna.
- Chciałem... - Nie dokończył, bo ciszę panującą w domu przeszyło roz-
paczliwe zawodzenie.
Krzyk matki sprawił, że Bonita rzuciła się do schodów, ale Hugh w
ostatniej chwili chwycił ją za rękę.
- Zostaw ją.
- Czy ty nie słyszysz?! - łkała, nie mogąc słuchać płaczu matki. - Nie
mogę jej zostawić!
- Co tu się...? - Do holu wbiegł Marco, a tuż za nim Paul. - Bonita, co tak
stoisz? Rusz się! - warknął Paul, ale do rozmowy wtrącił się Hugh.
- Paul, co ona ma zrobić? Iść na górę i poradzić matce, żeby wzięła się w
garść i przestała płakać? Carmel wyraznie powiedziała, że chce być sama.
RS
Atmosfera zrobiła się nieprzyjemna, ale nikt nie był temu winny. Słuchali
zawodzenia matki, lecz nikt ani nic nie było w stanie ukoić jej rozpaczy.
- Nie mogę tego słuchać. - Marco wycofał się do swojego pokoju, ale
Paul został z Bonitą i Hugh, dopóki płacz nie ucichł, a do nich docierał już
tylko tłumiony szloch.
- Miałeś rację. - Paul siedział z twarzą w dłoniach, by ukryć łzy, lecz
Bonita je dostrzegła. - Matka musiała dać temu upust.
- Powoli się ukoi.
- Wydawało mi się, że jej pomagam, zostając tu na kilka dni i w ogóle... -
bełkotał Paul, otumaniony smutkiem oraz winem. - Może na jakiś czas po-
winniśmy zostawić ją samą...
- Zobaczymy, co będzie rano - odezwał się Hugh.
- Paul, wracaj do łóżka.
Bonita nie mogła nie docenić obecności Hugh. Chociaż był dla nich jak
członek rodziny, to ta jego część, która do rodziny nie należała, była im te-
go dnia potrzebna.
- Dziękuję - szepnęła, wstrząśnięta rozpaczą matki.
- Mama tego potrzebowała.
- Bonny, a ty czego potrzebujesz? - zapytał.
Od samego rana ją obserwował. Widział, jak starała się mimo wstrząsu
znalezć w sobie siłę.
- Wystarczy to, co już zrobiłeś. Pomagałeś tacie do samego końca, byłeś
z nami przez ten tydzień, dzisiaj wziąłeś na siebie tyle obowiązków...
- O tym nie mówmy. Mówmy o tobie. Czy jest coś, co mogę dla ciebie
zrobić? - Gdy na jej bladych policzkach pokazał się lekki rumieniec, poczuł
RS
się jak oszust. Jakby do wczorajszej krzyżówki wpisywał wyrazy z dzisiej- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl