s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale kilka lat trwało, nim przestał regularnie spotykać się z chirurgami. Za pomocą laserowych
skalpeli dokonali czegoś na kształt pomniejszego cudu, ostatecznie składając Mahoneya w jedną
całość.
Mimo to Mahoney czuł, że przybyło mu o wiele więcej lat, niżby wynikało to z metryki.
Przywykł do regularnie powracających napadów bólu, jednak wciąż nie potrafił spokojnie spojrzeć
w lustro. Jedna strona twarzy wyglądała zwyczajnie i nosiła wszelkie typowe znamiona długiego i
intensywnego życia. Druga była gładka jak pupa niemowlęcia. Lekarze zapewniali generała, że
wszczep upodobni się z czasem do reszty skóry, ale Mahoney im nie dowierzał. Chociaż pod
pewnym względem musiał oddać medykom sprawiedliwość. Przecież jeszcze cztery miesiące temu
nie mógł nawet poruszyć szczęką. Teraz owszem. Bolało jak diabli, ale żuchwa chodziła.
Nie miał bladego pojęcia, dlaczego właściwie imperator pragnie go widzieć. Podejrzewał
jedynie, że może za sprawą dawnej przyjazni władca chce osobiście przekazać mu nowinę o
przyznaniu wcześniejszej emerytury. Czemu nie? Uposażenie dwugwiazdkowego generała w stanie
spoczynku jest całkiem atrakcyjne. Poza tym zawsze istnieje szansa podłapania jakiejś dodatkowej
roboty...
Daj sobie luz, Ian. Prywatny przemysł nie potrzebuje aż tylu specjalistów od mordowania.
Gurkhowie stanęli przed drzwiami pozbawionymi jakiejkolwiek tabliczki. Mahoney wrócił do
rzeczywistości i przycisnął kciuk do identyfikatora. Ten pisnął pogodnie, a drzwi stanęły otworem.
Mahoney wszedł do apartamentu imperatora. Pusto. Tylko komplet zgoła spartańskich mebli
oraz szare ściany. Tak, chyba faktycznie chodzi o demobilizację, pomyślał.
Nagle otworzyły się drugie drzwi w głębi pomieszczenia. Do nozdrzy Mahoneya doleciał cały
bukiet kuchennych woni. W progu stanęła rosła, muskularna postać. Zlustrowała Mahoneya od stóp
do głów, niczym surowiec na główne danie. Generał spróbował zebrać kończyny do postawy
zasadniczej. Imperator tylko się uśmiechnął.
- Widzi mi się, Mahoney - powiedział - że dojrzałeś do paru głębszych.
- Mówię ci, Ian, ta cała przepychanka z Tahnijczykami sprawiła, że inaczej spojrzałem na
życie. Gdy w końcu się ich pozbędę, zorganizuję wszystko na zupełnie nowych zasadach. Może się
nie domyślasz, ale żywot Wiecznego Impetarora nie jest, wbrew powszechnemu mniemaniu,
usłany różami.
Mahoney uśmiechnął się krzywo.
- Ani chwili spokoju, wciąż ktoś truje...
- Czyżbym wyczuwał w twoim głosie nutkę cynizmu? - spytał imperator, podnosząc głowę
znad deski do krojenia mięsa. - Uważaj, trochę już wypiłem.
- Przepraszam, szefie. Nie chciałem.
Znajdowali się w nowoczesnej kuchni przypominającej te montowane na krążownikach.
Imperator nie był szczęśliwy z tego powodu, wolał tradycyjne wyposażenie, ale okoliczności nie
zostawiały dużego wyboru. Ponadto niewiele było ostatnio czasu na gotowanie.
Mahoney usiadł przy stole z nierdzewnej stali. Jego Wysokość wcisnął gościowi w dłoń
szklankę z podwójną porcją alkoholu. Sam kręcił się po drugiej stronie stołu, przygotowując obiad.
Posiłek miał być poniekąd militarny, imperator nazwał danie atomówką . Głównym
składnikiem była kura.
Na blacie pomiędzy rozmówcami stanęła butla wypełniona płynem mającym, wedle
gospodarza, udatnie naśladować szkocką. Władca napełnił szklanicę, upił i wrócił do pracy. Jak
zwykle bez najmniejszych trudności przeskakiwał z jednego tematu na drugi.
- Nie pamiętam, jak naprawdę nazywa się ten specjał - powiedział. - Wiem tylko, że jadali tak
niegdyś w Luizjanie. Dawno, jeszcze przed moimi czasami.
Mahoney domyślił się, że Luizjana to nazwa jakiejś prowincji na Ziemi.
- Ktoś musiał tam dojść do wniosku, że prawdziwe żarcie to takie, które najpierw wygotuje się
i wysmaży z całego gówna. Z początku nie rozumiałem, o co chodzi, ale nauczyłem się z latami, by
nie sądzić pochopnie tego, co podpowiada nam tradycja stworzona przez prostych ludzi. Zacząłem
próbować przyrządzać różne potrawy.
- I okazały się przepyszne?
- Nie. Nie dawało się nawet donieść do gęby. Najpierw pomyślałem, że to ja coś zle robię.
Jednak nie ustawałem w wysiłkach. Mój dziadunio zatłukłby mnie za te tony zmarnowanego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]