s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeżeli wymienię brylant na białą cyrkonie, Pat nigdy w życiu tego nie zauważy . Nikt
nie przygląda się pierścionkowi, który dobrze zna. Jeśli brylant wydaje się bardziej
matowy, człowiek myśli, że trzeba go dać do oczyszczenia albo coś w tym w tym
sensie. No więc dobrze, uległam pokusie. Wydłubałam brylant i sprzedałam. Kazałam
włożyć cyrkonię i tego samego wieczoru udałam, że znalazłam pierścionek w zupie.
Była to wyjątkowa głupota, zgadzam się. Kropka. Teraz pan wie wszystko. Ale słowo
daję, w żadnym wypadku nie chciałam, żeby posądzono o to Celię.
Oczywiście, oczywiście, rozumiem Poirot kiwał głową. Po prostu
nadarzyła się pani okazja. Skorzystała pani z niej, wydawało się to takie łatwe. Ale
popełniła pani wielki błąd, mademoiselle.
Zdaję sobie sprawę sucho odpowiedziała Valerie, po czym wybuchnęła z
żalem: Ale do diabła z tym! Jakie to ma teraz znaczenie. Niech mnie pan wyda,
jeśli pan chce. Niech pan powie Pat. Niech pan powie inspektorowi. Niech pan powie
całemu światu. Ale jaki z tego pożytek? W jaki sposób ma to nam pomóc w odkryciu,
kto zabił Celię?
Poirot wstał.
Nigdy nie wiadomo powiedział co może pomóc, a co nie. Trzeba oczyścić
pole z tak wielu rzeczy, które nie mają znaczenia i zaciemniają problem. Ważne było
dla mnie, żeby się dowiedzieć, kto natchnął małą Celię do odegrania jej roli. Teraz już
wiem. Co do pierścionka, radzę, żeby pani sama poszła do panny Patricii Lane,
powiedziała jej wszystko i wyraziła stosowny żal.
Valerie zrobiła grymas:
Przypuszczam, że to w sumie całkiem niezła rada uznała. Trudno, pójdę do
Patricii i poproszę o przebaczenie. Patricia to bardzo przyzwoita facetka. Powiem jej,
że kiedy będę miała pieniądze, wstawię brylant. Czy tego pan chce, monsieur Poirot?
Nie w tym rzecz, że ja tego chcę, tylko że to jest słuszne.
Nagle otworzyły się drzwi i weszła pani Hubbard. Oddychała ciężko, a twarz jej
miała taki wyraz, że Valerie wykrzyknęła:
O co chodzi, mamciu? Co się stało? Pani Hubbard opadła na krzesło:
Pani Nicoletis.
Pani Nick? Co z nią?
O Boże drogi, nie żyje.
Nie żyje? glos Valerie zabrzmiał chropawo. Jak, kiedy?
Wygląda na to, że zabrano ją z ulicy do komisariatu wczoraj wieczorem. Myśleli,
że była& że była&
Pijana? Przypuszczam&
Istotnie, piła wcześniej alkohol. Ale tak czy inaczej, umarła&
Biedna, stara pani Nick powiedziała Valerie. Jej matowy głos drżał.
Poirot odezwał się łagodnie:
Pani ją lubiła, mademoiselle?
Może to dziwne, potrafiła być prawdziwą starą jędzą, ale owszem, lubiłam ją&
Kiedy wprowadziłam się tu trzy lata temu, nie była ani w połowie tak& nieznośna,
jak pózniej. Była dobrym kompanem& wesoła, serdeczna& Bardzo się zmieniła w
ciągu ostatniego roku&
Valerie popatrzyła na panią Hubbard:
Dlatego, jak przypuszczam, że zaczęła po cichu popijać. Znalezli u niej w pokoju
sporo butelek, prawda?
Tak pani Hubbard zawahała się, po czym wybuchnęła: Czuję się winna, że
pozwoliłam jej wracać samej do domu wczoraj wieczorem. Wiecie, ona czegoś się
bała.
Bała się?
Poirot i Valerie powiedzieli to jednocześnie.
Strapiona pani Hubbard skinęła potakująco głową. Na jej łagodnej, okrągłej twarzy
malował się niepokój.
Tak. Ciągle mówiła, że nie czuje się bezpieczna. Prosiłam żeby mi powiedziała,
czego się boi, ale kazała mi się nie wtrącać. Poza tym z nią nigdy nie było wiadomo,
czy nie przesadza. Ale teraz, zastanawiam się&
Valerie wtrąciła:
Nie myśli pani chyba, że ona& że ona też& że ona została&
Urwała gwałtownie z wyrazem przerażenia w oczach.
Poirot zapytał:
Jaką przyczynę śmierci podali?
Pani Hubbard powiedziała z nieszczęśliwą miną:
Nie podali. Dochodzenie we wtorek&
ROZDZIAA PITNASTY
W cichym pokoju w nowej siedzibie Scotland Yardu zasiadło wokół stołu czterech
mężczyzn.
Przewodniczył zebraniu nadinspektor Wilding z wydziału narkotyków. Obok niego
siedział sierżant Bell, młody człowiek pełen energii i optymizmu, przypominający
wyglądem rwącego się do pościgu wyżła. Inspektor Sharpe rozparł się w krześle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]