s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

nawigacyjną.
Wedle schematów do fortu prowadziło kilka wejść. Sten wybrał najmniej widoczne - budkę
transformatorową.
Umieszczona wewnątrz tablica ze wskaznikami miała zawiasy i przeciwwagę. Dała się
podnieść bez trudu. Sten przypuszczał, że dalej też pójdzie łatwo. Bardzo się mylił.
Razem z Alexem wpadli z pluskiem do tunelu. Znalezli się po biodra w mule. Zapewne jedna z
pomp filtracyjnych przestała działać już kilka lat temu.
W tunelu roiło się od robactwa, które najwyrazniej uznało, że jest na własnym terenie, i
znienawidziło dwunogich intruzów. Gryzło. Sten żałował, że nie istnieje coś takiego jak
pokazywany na filmach blaster o szerokim płomieniu, wypalającym duże powierzchnie. Zwalczanie
odpadkożernych wielonogów za pomocą automatów na AM2 zajęłoby kupę czasu, nie mówiąc już
o tym, że echo wybuchów kompletnie by ich ogłuszyło.
Kilgour znalazł rozwiązanie. Rzucił granaty czasowe, gdy brodzili w kierunku fortu. Strata
kilkudziesięciu sekund nie przynosi zazwyczaj wielkiego zagrożenia, ale dla robactwa
oddychającego powietrzem była śmiertelna. Insekty wpadły do wody i utonęły.
Wreszcie tunel zaczął prowadzić pod górę. Wyszli z bajora. Sten odszukał główne
pomieszczenie kontrolne i włączył moc.
Zamigotały światła, zaszumiała maszyneria.
To na razie wystarczyło - fort był sprawny. Teraz należało sprowadzić ludzi. Dwaj śmiałkowie
wrócili przez linie wroga i przespali cały dzień.
Po zasłużonym odpoczynku dokonali szczegółowego rekonesansu drogi do fortu. Podzielili ją
na trzystumetrowe odcinki i rozstawili przewodników.
Sten wiedział, że jego marynarzyki, bez względu na świetną samoocenę, nie zdołają
niepostrzeżenie przejść całej trasy. Postanowił więc zabrać ze sobą paru bohaterów i poustawiać ich
po drodze. Każdy ponosiłby odpowiedzialność za jeden odcinek. Przy jego końcu, przekazywałby
ludzi koledze.
Sten postanowił zwiększyć szansę przeprawy. Planował, że przez dwie noce, rozpoczynając
dokładnie o godzinie 00.00, artyleria imperium będzie prowadzić barażowy ogień szturmowy
wzdłuż drogi do fortu. Uznał, że Tahnijczycy wyciągną z tego nauczkę i następnej nocy, o tej samej
porze, zaszyją się głęboko w schronach.
W piątą i szóstą noc Sten przeprowadzi marynarzy. Ogień zaporowy nadal będzie
utrzymywany po obu stronach drogi, którą się poczołgają.
Zbyt skomplikowane, pomyślał. Ale czy jest lepszy plan?
Ani on ani Alex nie wpadli na żaden sprytniejszy pomysł. I tak, trzeciej nocy, trzyosobowe
zespoły wyruszyły z imperialnych okopów na spotkanie przewodników.
Sten zakładał, że czterdzieści procent załogi dotrze na miejsce, zanim zareagują Tahnijczycy.
Jeśli cel osiągnie tylko dwadzieścia procent i jeżeli archaiczne uzbrojenie fortu zadziała, może uda
się utrzymać placówkę.
Czwarta nad ranem. Sten mało nie pękł z dumy.
W forcie Sh aarl t znalezli się wszyscy, co do jednego. Sten zaczął w nich wierzyć. Obaj z
Alexem doszli do wniosku, że trzeba zrezygnować z prywatnego kryptonimu, którym ochrzcili
własnych ludzi - to już nie są pieprzone niezguły.
Teraz należało sprawdzić funkcjonowanie muzealnej fortyfikacji i ocenić, co można dzięki niej
zdziałać.
Rozdział sześćdziesiąty piąty
Fort był w całkiem niezłym stanie. Ci, którzy go zakonserwowali, zrobili dobrą robotę.
Na drugim poziomie Sten znalazł centrum dowodzenia. Wysłał ekipy, żeby przeszukały resztę
nowej bazy oddziału.
Foss zagapił się na komputer kontroli ognia.
- Wielkie nieba - zawołał ze zdziwieniem. - I oni chcą, żeby strzelać za pomocą tego bydlęcia.
Wygląda, jakby był na pedały.
Wciągnął izolowaną rękawicę i zaczął dotykać przełączników mocy. Wedle schematów,
czujniki znajdowały się w pancerzu fortu, tak żeby nic nie wyskoczyło z trawy jak sprężyna z
materaca i nie wydało, że pod ziemią znajdują się bunkry. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl