s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niekoniecznie publicznych, jest bardzo zainteresowanych grą. Właśnie z ich powodu mamy
tak pilnie strze\ony system bezpieczeństwa.
- Ale jeśli chodzi o tych ludzi, którzy w czasie ataków byli poza grą - powiedziała
Megan - to nie mo\na sprawdzić, gdzie wtedy byli.
- Otó\ mo\na, do pewnego stopnia-wszedł jej w słowo Rodrigues - poniewa\ da się
ustalić dzięki rejestrom, jak szybko wrócili do gry. Interwencja w grze.
- Słucham.
- Przyjrzyj się wyodrębnionym rejestrom. Sprawdz, czy któryś z tych graczy był
nieobecny w grze dłu\ej ni\... godzinę.
- Walse. Nieobecny przez cztery godziny i trzydzieści minut.
- I wrócił do gry?
- Tak.
- Istnieje tylko jeden problem - powiedział Rodrigues, skupiając wzrok na innej
odległości, co pozwalało się domyśleć Megan, \e patrzy na jakieś zestawienie, które jest
widoczne tylko dla niego. - Pierwszy atak miał miejsce w Austin w Teksasie, a Walse
mieszka w Ułan Bator. Nawet lot w bliskiej przestrzeni kosmicznej nie przeniósłby go z
Mongolii do Teksasu w cztery godziny. Przede wszystkim nie ma na tej trasie bezpośrednich
połączeń lotniczych. Pomyślcie tylko, ile razy musiałby się przesiadać. - Pokręcił głową.. -
Nie, odpada.
Oparł się na krześle i skrzy\ował ramiona. - Być mo\e - powiedział - wasz sposób
rozumowania jest błędny.
- Mamy tylko to - powiedziała Megan.
- Posłuchajcie, nie próbuję was zniechęcić - powiedział Rodrigues. - Sam nie mam nic
lepszego. Usiłowałem analizować te dane na wszystkie sposoby i utknąłem w martwym
punkcie. Mam szczerą nadzieję, \e wy z Zwiadowcy coś wymyślicie, bo mnie pomysły się
ju\ skończyły. Ale powiem wam jedno - kiedy złapiemy winnego, kimkolwiek jest...
- Kiedy - podchwyciła Megan, uśmiechając się lekko. Podobał się jej ten ton całkowitej
pewności ...ale czuła te\ przygnębienie. Wcią\ myślała o Elblai.
- Miałeś jakieś nowiny o Elblai - Ellen? - spytała.
72
- Jest ju\ po operacji - powiedział Rodrigues - ale wcią\ nie odzyskała przytomności.
Nie przestaję o niej myśleć. - Westchnął. - Ale posłuchajcie. Chcę wam podziękować za to, \e
próbowaliście pomóc, odszukać winnego. Czy mogę coś dla was zrobić?
Megan potrząsnęła głową. - W tej chwili nie.
Leif powiedział nagle: - Przydałby się nam dodatkowy tranzyt. Ja zu\yłem ju\ cały swój
zapas.
Rodrigues zachichotał. - Zamierzacie nadal nad tym pracować?
Obydwoje pokiwali głowami.
- Macie otwarte konto, a\ do zakończenia sprawy. Interwencja w grze.
- Słucham.
- Tu szef. Dopilnuj, \eby charaktery Rudowłosa Meg i Leif Krzewiasty Czarodziej mieli
otwarte konta od teraz, a\ do moich dalszych poleceń.
- Potwierdzam.
- Przynajmniej o to nie będziecie się musieli więcej martwić. - Westchnął ze wzrokiem
wbitym w oparte o stół ręce i znów podniósł wzrok. - Kocham to miejsce - powiedział. -
Szkoda, \e go nie widzieliście, kiedy zaczynałem. Mały, szczątkowy, rysunkowy
wszechświat wideo. Mo\na było go upchnąć w jednym PC. - Roześmiał się. - A potem
wymknął mi się spod kontroli. Zwiaty takie podobno są: wydostają się spod kontroli swoich
twórców. Obecnie mam tu jakieś cztery miliony u\ytkowników... mieszkańców tego świata.
Oni naprawdę uwa\ają go za coś wyjątkowego. - Znów subtelny śmiech. - Kilka miesięcy
temu dostałem od kogoś e-mail. Pisał w nim, \e powinniśmy wystosować petycję do rządu,
\eby pozwolili nam zasiedlić Marsa i zało\yć tam Sarxos. Dostaję wiele korespondencji od
ludzi, którzy chcieliby się tu wprowadzić. To znaczy, \e to... - stuknął lekko w blat stołu - jest
całkiem niezłe. Mo\na tu jeść, pić, spać, walczyć... i robić wiele innych rzeczy. Ale nie
mo\na tu zostać. A ludzie zaczęli mówić, \e chcą tu zostać... mieszkać tutaj na stałe.
Pokręcił głową. - Nie przewidziałem tylko jednego... \e ludzie zaczną przenosić
zachowania stąd do świata rzeczywistego. Sarxos nigdy nie był pokojowym miejscem. Nie po
to zresztą został stworzony. To gra wojenna! Chocia\ od czasu do czasu panuje pokój... i
wcią\ dziwi mnie fakt, \e oni chcą tutaj mieszkać, a nie tylko prowadzić kampanie na
wszystkich dostępnych terytoriach i walczyć do upadłego. A teraz... zupełnie jakby do raju
wkradł się wą\. Nie cierpię go. Mam ochotę go rozdeptać.
- My te\ - powiedziała Megan.
- Wiem i dlatego ta cała rozmowa mogła się odbyć.
- Zamierzamy - zaczął Leif - dalej prowadzić nasze śledztwo... dopóki nie znajdziemy...
i nie rozdepczemy wę\a.
Zróbcie to - powiedział Rodrigues. - Jeśli takiego nadu\ycia nie wypleni się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]