s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale też nie zniechęcająca.
- Nowy płaszcz?- spytał.
- Tak - odwróciła się od niego i zawiązała sobie szalik.- Dzięki za czek. To było zbyt wiele.
Gregor wzruszył ramionami.
- Dobre płaszcze są drogie a ja twój zniszczyłem.
Sprawił, że się zaśmiała. Zaczął lubić ten śmiech który żył w jej głosie.
- Cieszę się, że to zrobiłeś. Wiesz, mama kupiła mi tą okropną czerwoną rzecz, ponieważ
było cholernie ważne abym nie zmarzła...- zatrzymała się w połowie zdania i wzruszyła
ramionami.- Wiesz, matki.
Czy w ogóle znał matki.
- Gdzie chcesz pójść?
- Całkiem niedaleko jest irlandzki pub. Jeden kufel a potem piżamka, rozumiesz?
Gregor dostał lekkich zawrotów głowy, gdy pomyślał o jej piżamie. Rozwijał właśnie w
sobie flanelowy fetysz. Pogrywał z pomysłem, aby zatrudnić tancerki do klubu we
flanelowych koszulach nocnych. Może mokry flanelowych koszulach. Krótkich, mokrych
flanelowych koszulach nocnych.
- Rozumiem. Kufel. Piżamka.
Spacer był trochę niezręczny. O czym mieli rozmawiać? Aatwiej było ze sobą walczyć. Na
szczęście bar był tylko kilka bloków dalej i wyszło na to, że polubił jej wybór. Było to
przyjazne miejsce z cichym, tylnym pomieszczeniem wyposażonym w kominek. Był nawet
wolny stolik w pobliżu kominka. Gregor kochał zródło ciepła: kominki, kaloryfery, ludzkie
kobiety.
Madelena zdecydowanie siorbała z kufla stouta8 a następnie zlizała kremową pianę ze
swojej górnej wargi uśmiechając się bezwiednie.
- Stout to moje ulubione - powiedziała.- Jest jak obiad w szkle.
Gregor próbował ocenić jej wygląd. Takie świetne usta na które miło się patrzyło, lepiej by
je całować, ale to nie było wszystko, były jeszcze grube, czarne włosy które ukrywały
kształt jej twarzy no i okulary które były jak maska. Jej zapach zawsze był przyjemny, ale
dzisiaj nie był taki, jakim go pamiętał. Zastanawiał się, czy ostatnio chorowała albo może
coś złapała...
- Faustin? Nie bądz taki sztywny, to straszne.
6 Przedstawiciel grupy młodzieży zbuntowanej przeciwko normom społecznym i wyrażający ten bunt w różnych
ekscesach.
7 Pea coat, czyli kurtkę/krótki płaszcz
8 Stout (także porter) to ciemne piwo górnej fermentacji, którego najpopularniejszymi wariacjami są dry stout oraz
imperial stout.
Gregor zlekceważył swoje osłupienie, swoją fascynację czy cokolwiek go dręczyło kiedy się
do niej zbliżał.
- Dlaczego nie będziesz mnie nazywać Gregor?
- Nie wiem, bardziej lubię Faustin. Czy ktoś kiedykolwiek mówił do ciebie Greg?
Greg? Ta myśl sprawiła, że się najeżył.
-Zdecydowanie nie.
Madelena uśmiechnęła się a po chwili roześmiała się głośno. Skrzywił się, przez śmiała się
jeszcze bardziej chwytając się za boki. Gregor rozłożył ręce i pochylił się na swoim krześle.
- Bardzo się cieszę, że cię bawię - nie był przyzwyczajony, że ktoś go wyśmiał, ale polubił
jej skórę z tym ciepłym kolorem.
- Greg!- wysapała. Ukryła twarz w dłoniach.
Gregor napił się swojego piwa, czekają aż jej rozbawienie minie. Nie było to wcale takie
zabawne. Ale przez same patrzenie na nią jak się śmieje, sprawiło że sam zechciał się
uśmiechnąć. Jakimś cudem piwo przyzwoicie smakowało a nie jak kreda jak ostatnio
wszystko inne. Prawdopodobnie dlatego, że była blisko.
Gdy w końcu przestała się śmiać, zdjęła okulary i zaczęła przecierać je kawałkiem koszuli,
nadal się uśmiechając.
- Dobra, Greg albo Faustin. Powiedz mi coś o sobie.
- Spójrz na mnie - położył lekki nacisk na to polecenie.
Zaskoczona podniosła głowę, jej oczy były nagie a zrenice rozszerzone. Jej oczy były
piękne, w kształcie migdałów i były szeroko rozstawione. Jak już wiedział, były ciemne,
prawie czarne, ale mógł dostrzec teraz ciepło w jej tęczówkach, jak u kawy trzymanej w
świetle dziennym. Cienkie brwi były wysoko nad oczami ukształtowane w inteligentne łuki.
Kilka małych, czarny piegów albo pieprzyków ozdobiło szczyt jej kości policzkowych i kąciki
oczu. Bez okularów jej wzrok był nieostry, ale ta miękkość przypomniała mu ospałą krew,
więc było to podwójnie seksowne. Były to oczy, które mógłby pokochać. Może, tylko może
to mogłoby wypalić.
Ta inspekcja trwała tylko chwilę i w tym momencie odzyskała władzę nad sobą, wciskając
okulary z powrotem na twarz i otworzyła usta, aby powiedzieć kilka mądralińskich rzeczy.
- López de Victoria, zgaduję że to to Portorykańskie nazwisko.
Sprawiło to, że uśmiechnęła się, lekko zdenerwowana ale też dumna.
- Owszem, ale jestem kompletnym kundlem. Portorykanka, Afroamerykanka, Irlandka,
nazwij mnie jak chcesz, mam to wszystko w sobie.
- Masz tu rodzinę?
- Tony. Są wszyscy w Queens. Moja mama, moja siostra, Lenora. Moja siostra ma trójkę
wspaniałych dzieci - uśmiech zsunął się z jej twarzy a smutek, który widział w bibliotece,
powrócił jak chmura przechodząca przez księżyc. Pochyliła się nad swoim kuflem.
- Co cię dzisiaj martwi, Madelena?- nie użył tym razem żadnego przymusu, ponieważ była
to zła forma odnoszenia się do potencjalnego współmałżonka, chociaż trudno mu było się
oprzeć pokusie wyciągnięcia z niej prawdy w jednym szybkim szarpnięciu.
Jej jedna ręka zatrzepotała w geście typu to nic , ale odwróciła głowę w stronę ognia. Jej
okulary złapały płomień, który ukrył jej oczy. Sądził, że wcale nie odpowiem ale
powiedziała cicho:
- Wielkie zmiany są trudne, wiesz? Dzisiejsza noc jest początkiem wielkich zmian dla mnie.
Wszystko będzie w porządku, wiem o tym. To teraz jest prawdziwe i nie ma już odwrotu, a
już tęsknię za niektórymi rzeczami. Co zresztą jest głupie - wzięła głęboki łyk piwa i
ponownie odwróciła się w jego stronę.- Naprawdę, nic mi nie jest.
Gregorowi było ciężko uwierzyć, że mówiła o swoim urlopie.
Znowu stwardniała unosząc brew.
- Nie patrz tak groznie na mnie, Faustin. Dostaniesz zmarszczek.
Krucha skorupka, centrum słodyczy. Powinien wiedzieć cały czas, wiedziałby, gdyby go tak
dobrze nie irytowała.
Tak jak teraz.
- Tak więc, Władco Dąsów, powiedz mi coś - powiedziała. Nie była to prośba. Był to
rozkaz, wydany z premedytacją aby wyprowadzić go z równowagi. Ale był teraz nad nią,
więc zaserwował jej najbardziej uprzejmy uśmiech.
- Co chciałabyś wiedzieć?
Przy tym zdaniu jej twarz nabrała zgorszonego wyrazu. Chciała wiedzieć, czy jest
wampirem, ale wątpiła czy ma jaja, aby spytać go bezpośrednio. Tak jak się spodziewał,
zamyśliła się.
- Dlaczego nie opowiesz mi o swojej rodzinie?
Dlatego, że fampiry nie mają rodzin?
- Mam dwóch braci, obydwoje żyją w tym mieście. Moi rodzice mieszkają na Brooklynie. Są
tam od zawsze. W Kensington, przy parku. Tam dorastałem.
Przyglądał się jej, jak to przetrawia. Nie, nie urodził się w 1725 roku, nie był synem
głównego szkockiego dziedzica. Przykro mi.
- I jesteś... blisko ze swoją rodziną?
Nie, nie został stworzony przez jakiegoś starożytnego Nosferata i nie został skazany na
podróżowanie po kanalizacji przeżywając tortury przez izolację. Mama i tata Faustin zrobili
go w bardziej tradycyjny sposób, ale zbytnio nie chciał o tym myśleć.
- Tak, jesteśmy bardzo blisko ze sobą. Moi rodzice są wspaniali, oboje są bardzo... ze
pospolici. Ja i moi bracia jesteśmy ze sobą związani. Pewnie, że czasem ze sobą walczymy,
ale wiedzą, że zrobiłbym dla nich wszystko.
Wyraz jej twarzy sprawił, że chciał się załamać nerwowo. Sądziła, że go całkowicie
rozgryzła a teraz starała sobie wszystko poukładać. Boże, uwielbiał ją drażnić. Ale był to
dobry znak. To dobrze, że miała tak otwarty umysł na jego istnienie w tym świecie - była
to jedyna przeszkoda z którą nie musiał się zmierzyć - ale nadal była pełna dezinformacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]