s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bie tę osobę koło południa, nie krępowała się. . . Tak, to ona na tym zdjęciu. Ktoś
jeszcze był, nie mąż, męża też widziałem, zapewne chwilowy adorator. . . Niech
pan sam spojrzy, z mojego okna wszystko widać. Jeden raz dostrzegłem wizytę
osoby płci żeńskiej, od Konduktorskiej weszła, rzekłbym: przemknęła się. A wi-
działem. . . zakłopotał się nagle odrobinę no, co tu ukrywać, żaden wstyd,
pierogi sobie gotowałem, takie kupne, i jednego miałem na łyżce dla spróbowania,
czy już doszły, gorący okropnie, i tak dmuchałem, bezmyślnie patrząc w okno. Ta
osoba, blondynka, ukazała się w jej oknie, zaraz się cofnęła, ale ja byłem niegdyś
człowiekiem teatru, rozpoznałbym ją w pewnym stopniu. Powiedzmy: rodzaj uro-
dy. A może nawet twarz. . .
Zgadza się, koszmar zupełny powiedział dość pobłażliwie niezbyt mło-
da plastyczka z drugiego piętra. Mnie to dotyka średnio, ponieważ z reguły
w lecie mnie nie ma, wyjeżdżam w rozmaite plenery, widzi pan, co robię. Dekora-
cyjki z patyków i suchych roślinek. O te roślinki muszę się sama starać, nie każda
się nada, a mam takie tanie miejsce pobytu. . . W zimie okna bywają zamknięte,
u mniej może nie całkiem, ale tam, na dole, owszem, dzwięki są wyciszone. Zda-
rza się natomiast wiosną, jeśli tropikalny klimat zwali nam się na głowę, że jednej
nocy nie da rady spokojnie przespać, nie wiem, czy ta idiotka jest głucha. . . ? Ja
nie wytrzymuję na drugim piętrze, a ona u siebie w domu. . . ? Przerażające. Ow-
szem, już ją rozpoznaję, wiem, jak wygląda, pracuję przy oknie, ślepa nie jestem,
jeden raz specjalnie, widząc ją przy zamykaniu okna, poczekałam i popatrzyłam.
Wychodziła. Tak, to ona, chociaż zdjęcie nie najlepsze. . . Muszę przyznać, a wi-
działam ją kilkakrotnie, i zdziwiłam się, jak elegancko i nobliwie jest ubrana.
Spodziewałabym się raczej strojów wyzywających i bez gustu. . .
Obleciawszy dwa budynki i spotkawszy się na dole, Bieżan z Górskim nawet
nie odzipnęli i prawie słowa ze sobą nie zamienili. Ruszyli wspólnie do sąsiadów
bezpośrednich, tych z oficyny.
Tam zdobyli kopalnię złota.
Taka jedna Ulka rzekła tajemniczo sąsiadka z przeciwka, nieduża, sucha,
straszliwie wścibska i żywa staruszka. Jedna jedyna, przyjaciółka, żadnej innej
nigdy nie było, chociaż, proszę pana pułkownika, rozmaici tu z dziewczynami
80
przychodzą, ale tyle tych dziewczyn co kot napłakał. Pobędą, pobędą i won. Ona,
ta Fela, ale Basia kazała do siebie mówić, konkurencji nie lubi. . .
Dlaczego Basia? przerwał jej Bieżan.
A bo takie imię ma podobne, ale jej się nie podobało. Jakaś Babluta czy
coś. . . Ten jej Wiesio to się mylił i czasem Fela mówił, a czasem Basia, a przyja-
ciółka też Fela. . .
No właśnie, przyjaciółka. . .
To tylko ta Ulka, ale ona rzadko przychodzi, i nie na imprezy, tylko tak pry-
watnie, szu, szu, szu, gadają między sobą i aż dziw bierze, jak krótko. Godzinkę,
półtorej i już jej nie ma. Jakieś coś ze sobą umawiały, ale nie wiem co, bo szeptały
i trudno było słowo usłyszeć. . .
Baba nawet nie kryła, że podsłuchiwała namiętnie, aczkolwiek bez rezultatu,
co musiało ją szalenie zdenerwować. Bieżan, chwyciwszy trop, wydusił z niej,
ile tylko zdołał. Udało mu się także nakłonić ją do natychmiastowego zwizytowa-
nia kostnicy, gdzie bez namysłu, z blaskiem emocji w oczach, rozpoznała ofiarę,
a także do obietnicy zawiadomienia go o każdej zmianie, jaką da się dostrzec,
w pierwszym zaś rzędzie o powrocie pana domu. Nie miał najmniejszych wąt-
pliwości, że wścibska staruszka okaże się lepsza od wszystkich wywiadowców
świata, co nie przeszkadzało, że identyfikacji zamierzał tym razem dokonać rze-
telnie i ściągnąć na rozpoznanie zwłok również konkubenta.
Głodni, zmęczeni i pełni emocji, obaj z Górskim wrócili do komendy.
Zjemy coś. . . ? spytał niepewnie Robert, młodszy, a zatem bardziej spra-
gniony kalorii.
Bieżan zawahał się. Z jednej strony głód odchudza, z drugiej zle wpływa na
pracę umysłu.
Małe, a pożywne zadecydował. Co to może być takiego?
Hamburger od McDonald sa. Podobno jeden wystarcza na całodzienną pra-
cę górnika.
No to zadzwoń albo wyślij kogo.
Robert zupełnie bezczelnie i wbrew wszelkim regulaminom wysłał wywia-
dowcę, nie mając pojęcia i że tym jednym nagannym czynem kolosalnie posuwa
śledztwo do przodu.
Wywiadowca, w pełni świadom, iż wcale nie należy to do jego obowiązków
służbowych, spełnił polecenie, bo sam też był głodny i miał nadzieję przy okazji
wrzucić coś na ząb.
Przywiózł dwie potężne buły i rzekł:
Złożę sprawozdanie. Bo coś się przytrafiło.
Gadaj! rozkazał Bieżan i rozpakował swoją bułę.
Wywiadowca nie nosił pieniędzy w portfelu, co drobniejsze miał w kieszeni.
Wyjmując je w barze, zarazem wyrzucił na blat zdjęcie nieboszczki Borkowskiej.
81
Sprzedawca i kasjerka na widok podobizny krótko zachichotali. Sprzedawca prze-
prosił od razu i wyjaśnił, że nie tak znów dawno, przed dwoma tygodniami mniej
więcej, przy udziale tej pani nastała tu okropnie śmieszna scena, jaka rzadko się
zdarza. Trudno zapomnieć. Jeszcze raz najmocniej przepraszam bo może to jakaś
znajoma osoba. . .
Wywiadowca natychmiast zainteresował się wydarzeniem i zażądał relacji na
zasadzie kumpel kumplowi i tak dalej. Jako klient był znany, bo gdzie niby miał
się awaryjnie pożywiać, jak nie w najbliższej placówce a o nadwagę się nie bał.
Sprzedawca pozbył się oporów.
Otóż przyszły tu dwie panie. Jedna szczególnie atrakcyjna i efektowna, no i ta
jedna zażądała gofra z kawiorem i ze śmietaną. Nie dysponują, niestety, kawio-
rem, zaproponowano jej zatem obfity zestaw innych produktów, ona zaś zaczęła
się awanturować. Bardzo śmiesznie i nawet dosyć dowcipnie, chociaż raczej ordy-
narnie, a ta druga temperowała ją z całej siły. Próbowała nawet wywlec ją z lokalu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]