s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
On już nie ma tych swoich szczurków. Jak ostatnim razem byłem w pracowni podczas jego nie-
obecności....
Co, przeprowadziliście przeszukanie bez porozumienia?
Pęk stropił się.
Niech będzie. Musiałbym się i tak do tego przyznać. Niech poniosę odpowiedzialność. Ale, panie
poruczniku, tam były wówczas tylko trzy szczurki. Tak samo udało mi się sprawdzić, że tylko trzy były i w
czasie tej wieczornej awantury. Te same. Przyszło mi na myśl podczas przeszukania, że warto by je zazna-
czyć.
Czym je znaczyliście?
Drasnąłem się niby to w palec i pod spodem na brzuszku posmarowałem krwią. Miały to same
posmarowania, ukradkiem sprawdziłem, niby to przypadkowo podczas spisywania protokołu.
Odejdzcie, pogadam z wami pózniej! rozkazał Berda.
Raport Pęka oznaczałby, że uczony nie wysłał szczurka do Siweckiego ani go nie podrzucił. Cieka-
we. A może podstawił po prostu listy Pękowi czy komukolwiek, kto chciałby oficjalnie, czy na własną rękę,
przeprowadzić przeszukanie. To mogło być wyrachowanie. Tak. Jerzy Berda wsłuchiwał się przez chwilę,
jak przez uchylone drzwi padają ostre, szybkie pytania przesłuchującego i równie szybkie riposty uczonego.
Kazał jednak Glasurę zwolnić i przeprosić.
Nazajutrz rano wysłał swego zastępcę do docenta Grudzińskiego do instytutu. Docent w ogóle nie
chciał o szczurkach rozmawiać, nie przyjął do badania egzemplarza znalezionego w domu Siweckiego, któ-
ry to egzemplarz został właśnie odesłany z medycyny sądowej.
To zawracanie głowy powiedział zwykłe zawracanie głowy. W tych zwierzątkach po prostu
nie ma ani za grosz potwora. Rozumiecie. Gazety napisały o tej zbrodni czystą bzdurę. Zresztą, czy myśli-
cie, że w instytucie nie mamy innych spraw na głowie tylko kryminologiczne badania?
Bardzo pózno po południu nadeszło orzeczenie z oddziału medycyny sądowej. Porucznik Berda
przeczytał je i natychmiast po przeczytaniu połączył się z lekarzem.
Dziwny ten wasz wynik powiedział. Jak to możliwe, że nie macie pewności?
A jednak to prawda. Lekarz wyjaśniał spokojnie i rzeczowo. Sekcję
Siweckiego zrobiono na drugi dzień w południe, a on umarł chyba koło jedenastej wieczorem dnia po-
przedniego. Nie możemy więc z pewnością stwierdzić, czy bezpośrednią przyczyną śmierci był zawał serca
spowodowany na przykład przerażeniem lub nadużyciem alkoholu {a on tego wieczoru wypił za wiele), czy
też pogryzienie przez szczurka. Pogryzienie było typowo zwierzęce, tak gryzą dzikie zwierzęta. Na ciałku
szczurka nie wykryliśmy żadnych śladów oprócz krwi denata. Faktycznie sprawa jest dziwna. Spróbujemy
badać ją dalej.
Berda postanowił jeszcze raz pójść do Grudzińskiego. Grudziński rozumował porucznik jest
teraz człowiekiem, wokół którego koncentrują się wszystkie nici tej sprawy. Krążymy dokoła niego i krą-
żymy, a on jest nieuchwytny. Wymyka się, wyślizguje. Rany mógł zadać szczurek. A wiec twierdzenie pro-
fesora Glasury o nieszkodliwości wygląda na równie kłamliwie, co orzeczenie podpisane przez Grudziń-
skiego. Obydwaj bohaterowie dramatu musieli się znać, obydwaj na pewno znali Siweckiego. Co robił Gru-
dziński w ten wieczór, gdy zginął jego dawny kolega, Siwecki? Czy ma takie samo murowane alibi jak stary
profesor? I jeszcze jedno, czy szczurka można puszczać z dużej odległości, czy to prawda, o czym mówi
przez telefon rozhisteryzowana Dorota, była żona Glasury, iż szczurek gonił ulicą jej drugiego męża?
Panie poruczniku wołała potem przez telefon pan rozumie, co to znaczy. On już jest nie tyl-
ko na naszym tropie, on już działa. Już wysyła to swoje potworne wojsko. Jestem pewna, że wówczas, gdy
szczurek gonił Jana, z okna widziałam przemykającego się wśród krzaków Glasurę
Jest pani tego pewna?
Poczuł lekkie wahanie w jej głosie. Kłamała.
Jestem pewna powiedziała. Aresztujcie go.
Gdy tak rozmyślał, wszedł znowu sierżant Pęk.
Panie poruczniku, ciągle nas alarmuje ta była żona Glasury. Mówi, że jest w strasznym niebezpie-
czeństwie, że jej mąż jest zagrożony. Ona żąda, abyśmy jego ochraniali. %7łąda, prosi, blaga o taka ochronę.
Wyślijcie tam ze dwóch ludzi. Niech popatrzą, co się dzieje. Znacie sprawę, sierżancie.
Tak jest. panie poruczniku.
8
Znowu wychodzisz? O tej porze? Zaczynasz juz codziennie wychodzić wieczorem.
Jan denerwował się. Spędzał te pózne popołudnia zaryglowany na pięć spustów, przy oknach za-
ciemnionych, tak aby nawet skrawek światła nic dostał się z zewnątrz do mieszkania i z mieszkania na ze-
wnątrz. Miał wprawdzie klucze, mógł w każdej chwili rzucić wszystko, wyjść, pobiec, uciec. Ale przed każ-
dym wyjściem Doroty były najpierw przekomarzania się, jego protesty, jej tłumaczenia.
Muszę iść, przecież wiesz, że muszę wszystko sama załatwić, że tobie w tym nie wolno uczestni-
czyć. Tak, muszę zaopatrywać nasz dom i utrzymywać go. I ratować ciebie, nas.
W tym momencie, codziennie w ciągu tych kilku dni, wybuchała awantura. Obwiniali się wzajemnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]