s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

lowali coś i wiezli świeże mięso. Nielegalnie upolowali i możliwe, że to było coś
pod ochroną.
 Ona ma rację  przyświadczył Janusz.  Jakby on faktycznie kogo zabił,
to by cię ganiał aż do skutku. A jakby polował legalnie nie ganiałby cię wcale.
Kłusownicy.
 Oni nie wyglądali na kłusowników!  zaprotestował gwałtownie Karolek.
 A na co?
 Nie wiem. Wiem! Już prędzej na takich, którzy od kłusowników kupują. . .
 W takim razie musiało to być coś pod ochroną!  zawyrokował z rozgo-
ryczeniem Włodek.  Nie wiem, czy to nie gorsza zbrodnia!
Kilku zaledwie chwil było potrzeba, żeby gniew zapłonął we wszystkich ser-
cach. Kolejny atak zwyrodnialców na chronioną zwierzynę przekraczał wszelką
wytrzymałość i wołał o pomstę do nieba. W przypuszczeniach co do rodzaju za-
mordowanego łupu nie schodzono poniżej łosia, Włodek wysuwał nawet kandy-
daturę żubra. Przed niedzwiedziem się cofnięto.
Konieczność przeciwdziałania nie ulegała najmniejszej wątpliwości i rozwa-
żania miały przebieg błyskawiczny. Zdecydowano natychmiast zrobić odbitki
z wykonanych przez Włodka zdjęć i udać się z donosem do właściwej komen-
dy MO. Na zdjęciach numer samochodu powinien być doskonale widoczny.
 Z trutniem wyszło niezle, nie?  przypomniał pocieszająco Karolek. 
Milicja ich też nie lubi. Nic mu wprawdzie nie zrobili, ale już nie ma tej willi
i wyłapali kłusowników. To i tutaj może nastąpić coś podobnego.
 A w ostateczności możemy coś zrobić samodzielnie  podsunęła sucho
Barbara.  Widać, że jeżdżą sami, nieznani sprawcy mogą zatrzymać samochód
i dać im po mordzie. Nieznani sprawcy też nam wyszli skutecznie.
 Niezła myśl!  ucieszył się Janusz.  Tutaj dosyć pusto. . .
132
Na dostarczonych nazajutrz odbitkach widoczny był nie tylko numer samo-
chodu, ale także gniewne oblicze ryczącego bawołu. Włodek na wszelki wypadek
zrobił nawet powiększenie antypatycznej gęby. Właściwą terytorialnie komendę
MO odnaleziono na mapie drogowej bez żadnego trudu i postanowiono nie zwle-
kać.
 Z tego wszystkiego zapomniałem o bażantach  powiedział zdenerwowa-
ny Karolek, przesuwając pudełko od butów na środek stołu.  Chcę jechać!
 A właśnie!  przypomniał sobie Włodek.  Zapomniałem wam powie-
dzieć, że tam musiały być bażanty. Znalazłem pióro.
 To tym bardziej chcę jechać!
 Jedzmy wszyscy  zaproponował Lesio.  Im więcej świadków, tym
lepiej.
Zgodnie z tą propozycją relację o przestępczym procederze złożyło w komen-
dzie wojewódzkiej pięcioro świadków. Władza, w osobie siedzącego za biurkiem
kapitana, z kamienną twarzą obejrzała artystyczne podobizny tyłu jednego samo-
chodu, dwóch sylwetek ludzkich i jednej nadętej gęby. Pięcioro świadków otrzy-
mało powściągliwe podziękowanie. Zciągnięty do protokołowania sierżant nie na-
pisał ani jednego słowa, przez cały czas gapiąc się na Barbarę. Zwiadkowie opu-
ścili gabinet komendanta z ociąganiem, po kilkakroć domagając się stanowczego
zapewnienia, iż władza zajmie się sprawą.
Kapitan i sierżant w milczeniu patrzyli za nimi, a po zamknięciu drzwi spoj-
rzeli na siebie. Sierżant pokiwał głową, a kapitan skrzywił się okropnie.
 Cholerny świat!  powiedział, odsuwając zdjęcia Włodka.  Już nie mieli
gdzie, zaraza, tego koła robić. . . Popatrz na to, Antek, czy to nie będzie droga do
tego, jak mu tam, Budziaczka? Tego przy starych stawach?
 Możliwe  zgodził się sierżant.  Albo do tych rozjazdów przy kapliczce,
tam też, zdaje się, ziemniaki posadzili. Aadne zdjęcia.
 I musieli napaskudzić, jak świnie w chlewie. . . Wez no kogo, najlepiej
Romka, skoczcie tam i załatwcie sprawę. Od razu, bo tylko patrzeć, jak nam tu
następny świadek przyleci i mnie już wtedy apopleksja trzaśnie. Jazda, jazda!
 Tak jest!  powiedział sierżant.  A zawsze pociecha, że chociaż koło
robili. . .
Pięcioro świadków, po opuszczeniu komendy, zgromadziło się wokół samo-
chodów.
 Zmierdzi mi to całe przesłuchanie, jak cholera  oznajmił ponuro Janusz,
otwierając drzwiczki.  Protokołu żadnego. . .
 Równie dobrze mogliśmy mówić do ściany  przyświadczył Włodek. 
Niepotrzebnie wspomnieliśmy o tej historii z trutniem.
 Myślisz. . . ?
 A jak? Niech pierzem porosnę, jeśli chociaż kichną na ten temat! Boją się.
 I naprawdę uważasz, że ukręcą temu łeb?
133
 A wam się wydaje inaczej?
 Cholera. To co zrobić. . . ?
W Januszu ocknął się nagle bojowy duch. Właściciel ducha oderwał się od
drzwiczek samochodu i w krótkich słowach sprecyzował zadania. W pierwszej
kolejności należało przekonać się, co zrobi milicja. Dla sprawdzenia rzetelności
donosu powinna udać się na miejsce skalane śladami przestępstwa i przynajmniej
obejrzeć pozostały tam szczątek dowodu rzeczowego. Należało zatem zaczaić się
i poczekać w ukryciu. Nieobecność, aż do wieczora, ekipy śledczej potwierdziła-
by najbardziej pesymistyczne przypuszczenia, obecność mogłaby je co najmniej
podważyć. Dalsze ustalenia zostawić można na pózniej.
 Nie musimy tam siedzieć w tych krzakach wszyscy  dodał złym gło-
sem.  Mogę sam czatować, bo mnie cholera bierze, a wy wracajcie do roboty.
Ktoś w końcu musi w tym biurze pracować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl