s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piętach z palcami zatkniętymi za pas koszuli. - Mogą dzisiaj mieć święto, a jutro, od rana,
przećwiczymy ich. I damy zwykłe ostrzeżenie. Przezorni będą pamiętali, głupcy zapomną i potem
już nie przyniosą kłopotu ani nam, ani Lordom Warowni.
Kiedyś oziębłe podejście Torica do ludzi martwiło Sanetera, ale był już na Południowym
Kontynencie dość długo, by nie uznać, że miało ono sens. Południe było dziwną, często okrutną
krainą, i ci, którzy zasługiwali na jej bogactwo, uczyli się też unikać jej niebezpieczeństw.
- Smoczy jezdzcy mieli dokonywać odkryć - stwierdził Toric. - I nie zrobili tego. A ja
zrobię. Ogień czy potop, we mgle czy w czasie Opadu, ja się dowiem dokładnie, jak dużym lądem
jest Południowy Kontynent.
Pomimo wszelkich innowacji, jakie Toric wprowadził w tej Warowni, trwał on przy
niektórych tradycyjnych poglądach, zwłaszcza tych dotyczących jego sióstr. Mardra poddawała się,
ale Sharra nie. Harfiarz odchrząknął i chciał coś powiedzieć, ale Toric mówił dalej:
- Nawet smok musi lecieć prosto po raz pierwszy, kiedy leci w nieznany teren. Dlaczego
F'lar odwołał wszystkich dobrych jezdzców? - Jego ton stał się nagle tak pełen zmęczenia i
beznadziei, że Saneter prawie go pożałował.
Giron był tak pijany, że przespał większość dnia. Przewoznik nie zawracał sobie głowy
sprawdzaniem ładunku, więc Giron spał i nikt o tym nie wiedział. Pózniej, kiedy wszyscy w
schronisku spali głęboko, Giron zlazł z niewygodnych beczek i poszedł szukać wody.
Zaspokoiwszy pragnienie w strumieniu, usadowił się jak mógł najwygodniej na skalistym gruncie i
spał dalej. Następnego ranka ukradł obozującym jedzenie. Wciąż był tak zdezorientowany, że nie
pamiętał, iż ma dość marek wetkniętych za pas, by kupić, czego tylko potrzebował. Próbował sobie
przypomnieć, co to było, o czym zapomniał i nie mógł na to trafić. To było coś, czego już nigdy
miał nie znalezć. W środku czuł ranę, która nie miała nigdy przestać boleć. Następnego dnia inny
przewoznik rozpoznał w obcym o pustej twarzy jezdzca bez smoka. Dał mu czyste ubranie,
nakarmił go, a kiedy Giron zażądał wina, dał mu cały bukłak zdziwiony, że były smoczy jezdziec
nie narzeka na podły kwaśny smak.
Rozdział IV
Warownie Lemos i Telgar,
Południowy Kontynent,
O.P. 12
Thelli i jej siedemnastu jezdzcom zajęło siedem dni, by dotrzeć do celu - Warowni Kadross
w zalesionych wzgórzach Lemos. Jechali przez cztery dni, potem zostawili biegusy w dobrze
ukrytej jaskini ze strażnikiem i pieszo pokonali ostatni odcinek drogi do dziury wciśniętej w zbocze
góry. Zjedli zimny posiłek. Nie mogli ryzykować, że leśnicy Asgenara zobaczą dym. W tym czasie
Thella przemyślała plan jeszcze raz. Niektórzy z mężczyzn wciąż byli jej niechętni. To się skończy,
kiedy zobaczą, że dobry plan oznacza dobre rezultaty. Odcięła plaster mięsa sztyletem, ale nie
schowała ostrza do pochwy. Zamiast tego zaczęła podrzucać go w dłoni. Nic nie szkodziło
przypomnieć im, że doszła do dużej sprawności w posługiwaniu się nożem i nie wstydziła się
chwalić tą umiejętnością, jeśli chodziło o utrzymanie dyscypliny. - Starajcie się powstrzymać
pokusę, by wziąć cokolwiek poza tym, co stanowi wasze zadanie - powiedziała niedawno - albo
wybierzecie się na krótki spacerek z Dushikiem. Najazdy, które planuję, zapewnią nam wszystko,
czego potrzebujemy, aby wygodnie żyć - przerwała, kierując całą uwagę na Fellecka, aż drgnął i
spojrzał na nią - i jednocześnie pozwalają nam pokazywać się w większości siedzib, Warowni i na
zgromadzeniach - skończyła.
Jeden z rekrutów, Readis, miał znajomości pośród kupców, z czego Thella robiła dobry
użytek. Na ogół wiedziała, jakie karawany szły dokąd pomiędzy Opadami. Zawsze wiedziała, co
która wiezie, i pozaznaczała na mapach najlepsze miejsca na zasadzki. Porywała to, czego
potrzebowała, i znikała. Nie wahała się kraść listów kurierom, kiedy spali w przydrożnych
jaskiniach. Jak większość z jej krewnych z Krwi Lordów była nauczona czytać przekazy bębnowe i
rozumiała większość wiadomości, które usłyszała. Lata spędzone w Warowniach przyniosły jej
zyski w nieoczekiwany sposób.
- Pamiętacie o tym? - zawróciła efektownie przy tylnej ścianie jaskini. - Nie zawsze
możemy polegać na opłacanych gębach, by nam powiedziały, co trzeba. Niektórzy z bezdomnych
sprzedaliby własne matki, a zarobiliby więcej wydając nas. Nie widzę potrzeby również dla
używania siły. Nici spadną wcześnie rano na najlepsze lasy Lorda Asgenara. Jak tylko czoło opadu
przejdzie nad jaskinią, wyruszamy.
Niektórzy z mężczyzn zaczęli burczeć. Rzuciła spojrzeniem na Girona, jezdzca
pozbawionego smoka, który nieoczekiwanie zgłosił się do udziału w napadzie. Była to podnosząca
na duchu odmiana po ostatnich miesiącach apatii. Spodziewała się mieć z niego dużo pożytku.
- Wychodzimy na stanowiska i czekamy, aż ludzie z Kadross wyjdą na służbę jako patrole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]