s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wpierw na pokład wszedł jakiś wysoki blondyn, który po chwili wyprowadził Spidera,
wyglądającego na ciężko chorego. Za sterami motorówki stała jakaś kobieta. Potem blondyn
wyniósł z jachtu komputer i kilka innych urządzeń. Nie było żadnej walki, śladu przemocy
czy porwania. Po prostu znajomi przypłynęli po chorego kolegę.
- Jak wyglądała ta motorówka? - zapytałem.
- Jak wszystkie inne na mazurskich jeziorach. Elegancka, długa, szybka, z obszerną
kabiną pod pokładem.
Ponownie poczułem drganie telefonu. To dzwonił Spider.
- Cześć! - usłyszałem jego głos. - Jestem cały i zdrowy. Pewnie już wiecie, kto mnie
zabrał na wycieczkę?
- Tak.
- Moi gospodarze prosili, żebyście nie wszczynali alarmu, nikogo nie powiadamiali,
bo to tylko wszystko skomplikuje
- Co mamy robić?
- Nic.
Ktoś rozłączył rozmowę.
- Mamy czekać! - krzyknął do nas pan Tomasz. - Oczywiście możemy sami wszcząć
poszukiwania, ale bez udziału policji. Skontaktuje się z nami specjalna ekipa, która ma tu
przyjechać.
- Pies ich drapał - rzucił Leśnik. - Muszę odwiedzić Baturę.
Opowiedziałem szefowi treść rozmowy ze Spiderem.
- Spokojnie - odezwał się szef. - Najpierw przeprowadzimy jacht do Mikołajek. Paweł
w tym czasie naprawi opony. Odnajdziemy Enrique i Eduardo i poprosimy ich, żeby mieli oko
na złodziei, którzy są na wolności. Nasz wymiar sprawiedliwości nadal szwankuje, więc
musimy bronić się sami. Jednocześnie chłopcy mogą dowiedzieć się, u kogo obcokrajowcy
wynajęli jacht motorowy. Potem zajmiemy się Baturą. Pamiętajcie, że na razie Spider jest cały
i zdrowy. Jest potrzebny porywaczom, żeby rozszyfrować zagadkę zdjęcia.
- A potem - wykonałem jednoznaczny ruch ręką po szyi.
- Nie. Pawle, Spider będzie zwlekał, grał na czas i wodził ich za nos - zapewnił mnie
pan Tomasz.
- Ile? Godzinę? Dwie? - denerwował się Leśnik.
- Myślę, że o wiele dłużej - powiedziałem po chwili namysłu. - Spider korzystał z
łączy internetowych, dzięki połączeniom satelitarnym. Porywacze zabrali sprzęt, ale chyba
zapomnieli o telefonie satelitarnym. Mogą wejść do sieci przez telefon komórkowy, ale do
tego muszą być cały czas w zasięgu przekazników. Poza tym telefon komórkowy pracuje o
wiele wolniej niż stacjonarny podłączony do światłowodów. Na mój gust, Lisa i jej przyjaciel
zaczną denerwować się dopiero za dwanaście godzin.
- No to czas start! - Leśnik zerknął na zegarek.
- Tak jest, szkoda czasu. Do roboty! - szef zatarł ręce.
Wsiadłem do Rosynanta i ku osłupieniu wędkarza wyjechałem nim na plażę. Potem
skierowałem się do Mikołajek. W warsztacie obiecano mi założyć nowe opony w ciągu
godziny. Czekałem paląc fajkę i rozmyślając. Z kładki dla pieszych rozciągniętej nad
Jeziorem Mikołajskim widziałem, jak pan Tomasz i Leśnik podpływają do kei w mikołajskiej
wiosce żeglarskiej. Pod mostem cały czas przepływały eleganckie, wielkie motorówki.
Przyglądałem się im z uwagą. Na ich pokładach były jedynie roznegliżowane panie i nobliwi
biznesmeni obwieszeni telefonami komórkowymi, które co chwila wygrywały swoje
szaleńcze melodie. Za moimi plecami była maleńka zatoka, mosty drogowy i kolejowy. Nad
wodą w drewnianej budce była smażalnia. Dobiegały mnie z niej okrzyki Dwa sandacze
proszę! . Zdenerwowana przewodniczka usiłowała policzyć swoich turystów, chętnych do
wycieczki statkiem po Zniardwach. Spomiędzy koron drzew wystawała smukła wieża
kościoła ewangelickiego. Spojrzałem na zegarek. Mogłem już odebrać samochód. Tak jak
obiecał mechanik, wszystko było już gotowe.
Podjechałem na mikołajski rynek. Na szczęście nikt już nie pamiętał moich
wyczynów.
- Wrócił pan - usłyszałem za plecami, gdy wysiadałem z auta.
To byli Eduardo, Enrique, Magda i Weronika.
- Fajnie, że jesteście! - ucieszyłem się. - Potrzebuję waszej pomocy.
- A gdzie Michał? - nieśmiało zapytała Weronika.
- Coś ci obiecał? - domyśliłem się.
- Tak.
- To słowny człowiek - zapewniałem ją. - Można na nim polegać jak na Zawiszy.
Czuję, że pewien zły człowiek zaraz się o tym przekona
Leśnik w swym mundurze woodland wyglądał naprawdę groznie i właśnie zbliżał się
do drzwi hotelu Mazur . Komandos najpierw sprawdził, czy stoi samochód Batury i powoli
wszedł na hotelowe schody.
- Słuchajcie - mówiłem szybko. - Miejcie oko na Rosynanta. Dowiedzcie się, od kogo
w Mikołajkach wypożyczono dużą motorówkę. Czarterującymi byli obcokrajowcy. Ruda
kobieta i wysoki blondyn.
- Pan jest z policji? - dopytywał się Eduardo.
- Nie, ale coś w tym rodzaju - rzuciłem wymijająco. - Pózniej będzie czas na
wyjaśnienia. Jeśli coś będziecie wiedzieli, znajdzcie Czarną Jachtę w porcie. Tam będziemy
na was czekać.
Nie żegnając się pobiegłem za Leśnikiem. Wpadłem do holu. Recepcjonista właśnie
poprawiał krawat i przeczesywał włosy. Miał bladą twarz, a w jego oczach nadal czaił się
strach.
- Był tu mój kolega? - pytałem. - Wysoki, w mundurze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]