s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pilotowałeś coś takiego?
- Jeszcze nie, ale mój wujek Paul ma własną maszynę i parokrotnie latałem z nim.
- Tego samego typu?
- Właściwie to jego śmigłowiec jest zupełnie inny... Ten jest chyba chińskiej
produkcji, a tamten był amerykański, ale zasady lotu powinny być dość zbliżone...
Pociągnął drzwi, ale nie chciały się otworzyć.
- I co dalej? - zagadnęła odrobinę złośliwie.
- Zaraz się dostaniemy - uspokoił ją. Wyjął żydowski włos i wgryzł się w klamkę. Po
kilku minutach piłowania odciął ją płasko przy podstawie odsłaniając wnętrze zamka.
- No to popatrzmy... - mruknął. - Zapadki jak w yale. Będę potrzebował kilku spinek
do włosów...
Podała mu bez słowa. Porozginał je i ukształtował w haczyki. Powkładał do dziurki i
majstrował nimi dłuższą chwilę. Wreszcie coś chrupnęło i wsad dał się przekręcić. Drzwi
cicho odskoczyły.
- Brawo - powiedziała z uznaniem.
Usiedli w kabinie.
- Stacyjka wygląda dość podobnie jak samochodowa - mruknął. - Tylko problem w
tym, że pod spodem powinny być druty, które spinają złodzieje, kiedy kradną wóz, a tu
tymczasem mamy gładką stalową ścianę...
Wyjął z kieszeni scyzoryk i zaczął odkręcać śrubki mocujące położony obok
wysokościomierz. Po chwili odsłoniła się dziura wypełniona kolorowymi kabelkami.
Popatrzył na nie bezradnie, a potem naciął izolacje na dwóch z nich i zetknął je ze sobą.
Wskaznik paliwa rozbłysnął, wskazówka wychyliła się do oporu, a potem jakoś dziwnie
oklapła.
- Chyba zepsułeś - zauważyła.
- Bez jednego wskaznika też polecimy - mruknął nacinając kolejny kabel. - Właśnie
doszedłem do wniosku, że jak uruchomimy maszynę, to polecimy na dół wąwozu po resztę
ekipy - powiedział. Zetknął dwa kolejne kable. Helikopter rozbłysnął jak choinka na Boże
Narodzenie.
- Jasny gwint - syknęła Damao. - Rozłącz to! Zaraz nas zauważą...
Mark rozdzielił druciki, ale oświetlenie wcale się nie wyłączyło.
- To niemożliwe - jęknął. - To po prostu niemożliwe... Przecież prąd musi iść po
drutach...
- Może coś się przebiegunowało? - podsunęła.
- Co to znaczy przebiegunowało? - zdziwił się.
- Nie wiem, studiowałam orientalistykę, a nie budowę układów elektrycznych.
Wygląda na to, że nikt na razie nas nie zauważył, więc nacinaj dalej.
Połączył jeszcze dwa kable i tablica rozdzielcza rozbłysła.
- No to jesteśmy w domu - powiedział. - Włącza się chyba gdzieś koło sterów...
- Przypomnij sobie, jak to robił twój wujek.
- Miał tu taką dzwignię - wskazał miejsce w podłodze, gdzie jako żywo nic nie było
widać. - A potem przesuwał taki przełącznik koło steru - obmacał pospiesznie wolant, ale nic
nie znalazł.
- Cholerne Chińczyki - mruknęła. - Rozejrzyj się, czy nie ma tu gdzieś instrukcji
obsługi....
Instrukcji nie było.
- Nie wiem, jak uruchomić silnik - powiedział wreszcie z rozpaczą.
- Uruchom radiostację - poleciła. - Wezwiemy pomoc. Założył na uszy słuchawki i
zaczął szukać sygnału. Wreszcie na jednym z pasm CB-radio złapał odzew.
- Mówi Mark Vandersyft - powiedział powoli po mongolsku. - Grupę cudzoziemców,
koncesjonowanych poszukiwaczy skarbów barona Ungerna, uwięziono w stanicy kozackiej w
masywie Całgan Togoi. Proszę o powiadomienie służby bezpieczeństwa republiki. Odbiór?
- Fuck! - ryknęły słuchawki po angielsku.
Drzwi stanicy otworzyły się i wypadł z nich David z pistoletem maszynowym w ręce.
Na uszach miał słuchawki, a wyszarpnięty z gniazdka kabel powiewał za nim.
- Gdzieś ty się dodzwonił? - jęknęła Damao.
- Skąd mogłem wiedzieć, że on też bawi się radiostacją? - jęknął.
Porywacz otworzył z rozmachem drzwi.
- To było bardzo sprytne - powiedział ze złością. - Marsz do celi.
Podreptali posłusznie korytarzem. Zatrzasnął drzwi.
- No to klops - powiedziała Damnao.
- Niekoniecznie. Ktoś mógł nas podsłuchać - powiedział. - Zresztą mam zamiar
spróbować raz jeszcze.
- Jak to?  zdziwiła się.
- Nie spodziewa się, że powtórzę ten numer jeszcze raz tej samej nocy. A w oknie nie
wstawili nowej kraty.
- Sprytnie - oceniła.
W tej chwili z zewnątrz rozległ się łomot i trzask pękającego drewna. Skoczyli do
okna. Dwaj strażnicy wychyleni z okien po obu stronach odrywali metalowymi drągami
gzymsik.
- %7łeby wam nic do głowy nie przyszło - powiedział jeden z nich i pogroził więzniom
pięścią. Cofnęli się w głąb celi.
- Druga w nocy - powiedziała Damao patrząc na zegarek. - Chyba pora iść spać.
Kiwnął głową. Wyciągnęli się na pryczach.
- Nie przejmuj się - powiedziała. - Nasi przyjaciele na pewno coś wymyślą.
Nie odpowiedział. Już spał.
Obudziłem się w środku nocy. Popatrzyłem na zegarek. Trzecia nad ranem. Pan
Samochodzik i Awenir spali jak zabici. Leżałem i zastanawiałem się, jak zbudować
najprostszy z możliwych nadajnik radiowy. Kawał miedzianego drutu, zródło zasilania,
wzbudzenie fali elektromagnetycznej; tylko jak ustawić pasmo i jak nadawać. Przewróciłem
się na drugi bok i nagle doznałem olśnienia. Radiostacja! Nasi strażnicy muszą mieć
radiostację! A zatem wystarczy włamać się po cichu do stanicy i szybko nadać komunikat...
Całkowicie rozbudzony wygrzebałem się spod koca. Ubrałem się pospiesznie i zrobiłem kilka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl