s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozostało nam nic inneg, jak rozejść się do swoich obozów. Pożegnałem się z chłopcami na
rozstaju z krzyżem i wraz z Zaliczką i Teresą wróciłem do naszych namiotów.
Natychmiast położyłem się spać. Obudziłem się póznor około południa. Naprędce
przyrządziłem sobie śniadanie, a potem zauważywszy Teresę siedzącą samotnie na brzegu
rzeki zaproponowałem jej przejażdżkę samem . Ucieszyła ją ta propozycja, nie domyślała
się, że kryje w sobie pułapkę.
Przejechaliśmy miasteczko, znalezliśmy się na szosie do Ciechocinka. Dodałem gazu,
samochód nabrał dużej szybkości, a wtedy odezwałem się do dziewczyny:
- Pan Hertel może być zadowolony z pomysłu wysłania pani do naszego obozu.
Spełniła pani swoje zadanie: ostrzegła go pani w chwili dla niego najbardziej niebeżpiecznej.
- To nieprawda - odparła dziewczyna.
- Pani zjawienie się u nas - ciągnąłem dalej - od razu wydało mi się podejrzane. Pan
Herteł domyślił się, że wtedy na szosie śledziłem go, jadąc za nim swoim ,,samem . A
ponieważ, zapewne jeszcze podczas naszego spotkania w nocnym lokalu w Ciechocinku,
opowiedziała mu pani o mnie i o moim śmiesznym samochodzie, wiedział, kto go śledzi. Po
powrocie do Ciechocinka zaproponował, aby przybyła pani do naszego obozu i obserwowała
mnie.
- To nieprawda - powtórzyła dziewczyna.
- A czy pan Hertel nie wyjawił pani powodu, dla którego należy mnie obserwować?
To bardzo ważne, proszę pani.
Dziewczyna milczała. Dodałem:
- Pani zaczęła sobie już chyba zdawać sprawę, że gra, w jaką wciągnął panią Hertel,
jest niebezpieczna? To przecież on związał i zamknął Skałbanę w podziemiu.
- A mnie się właśnie podoba, że to jest niebezpieczne - powiedziała drwiąco Teresa. -
Ja właśnie lubię niebezpieczeństwo i przygodę.
- Dlatego najlepiej uczynię, jeśli odwiozę panią do Ciechocinka. Tam niech sobie pani
robi, co pani zechce. Nic mnie to nie obchodzi.
- To świetnie - zadrwiła. - Jestem pewna, że zobaczymy się wkrótce, ale w zupełnie
odmiennych sytuacjach.
- Pani mi grozi?
- Tak.
- Więc ja także pani pogrożę. Po prostu zawiadomię pani ciocię o niebezpieczeństwie,
na jakie naraża słę pani, realizując pomysły Hertla.
- Tak? - wciąż drwiła. - A pan przypuszcza, że moja ciotka nie wie o niczym? Pan
Hertel powiedział namr że w bunkrach ukryta jest grubsza gotówka dziedzica Dunina. Ona
jest niczyja i każdy może starać się ją odnalezć. Pan, on, każdy. Po prostu jesteście
konkurencją, walczycie ze sobą. Ja stanęłam po jego stronie, bo on pierwszy zaproponował mi
współpracę.
Roześmiałem się.
- Pani ma najwyżej siedemnaście lat, a przemawia pani jak stary gangster. Czy nie za
często ogląda panł Kobry w telewizji?
Ukazały się pierwsze domy Ciechocinka. Dziewczyna chwyciła za klamkę drzwi.
Przycisnąłem hamulec.
- Chcę tutaj wysiąść. Mam dosyć pańskiego towarzystwa - burknęła. Przystanąłem.
- Ciao - rzuciła mi drwiąco, zatrzaskując drzwiczki.
Zawróciłem i pomknąłem do obozu.
Na pagórku obok studni zbója Barabasza zastałem Zaliczkę w otoczeniu Auczników.
Zaliczka właśnie spełniała dane harcerzom przyrzeczenie: opowiadała im o rasach i typach
ludzkich. Przysiadłem się do nich, aby posłuchać wykładu. Kto wie - pomyślałem - czy ta
odrobina wiedzy o antropologii nie będzie jedyną korzyścią, jaką wyniosę z tegorocznego
urlopu?
- Nie znamy dokładnie kolebki ludzkości - mówiła Zaliczka. - Najprawdopodobniej
była nią Azja, a może i częściowo Afryka. Człowiek pierwotny żył na bardzo dużych
przestrzeniach, w różnych warunkach klimatycznych, a ponieważ posiadał tylko bardzo
prymitywne narzędzia, był zdany na łaskę i niełaskę przyrody, która miała ogromny wpływ
nie tyłko na rozwój, ale i na wygląd człowieka. Nauka mówi, że człowiek w dawnych czasach
miał chwiejną naturę somatyczną i warunki, w jakich żył, mogły kształtować jego cechy
morfologiczne. Jak by to wam wytłumaczyć przez jakieś porównanie? - zastanawiała się
Zaliczka. - No, na przykład, sami wiecie, że z mokrej gliny łatwo jest lepić i kształtować jakąś
figurę, a gdy glina wyschnie, staje słę to niemożliwe. Otóż, człowiek dawny, współżyjący
blisko z przyrodą, dawał się przez tę przyrodę i przez warunki, w jakich żył, kształtować.
Człowiek pózniejszy, na wyższym stopniu rozwoju, był coraz bardziej uniezależniony od
przyrody, ba, zaczął tę przyrodę podporządkowywać sobie. Był już jakby ze stwardniałej
gliny. Dlatego dziś nie tworzą się już nowe rasy ludzkie, lecz żyją na świecie te, które zostały
niegdyś ukształtowane. I tak, ludzie żyjący w warunkach tropikalnych uzyskali ciemny kolor
skóry, włosów i oczu, a ci, którzy przebywali w strefach chłodniejszych - przystosowując się
do warunków, w jakich wypadło im bytować - uzyskali przez wiele, wiele pokoleń jasny
odcień skóry, jasne włosy i jasne oczy. Stało się tak dlatego, że w tkankach ludzi żyjących na
obszarach, gdzie słońce silnie operuje, nagromadziło się dużo pigmentu, to jest substancji
barwiącej, która stanowi jednocześnie ochronę skóry przed działaniem promieni słonecznych.
Albo inny przykład. Ludzie, którzy żyli w warunkach tropikalnych, przystosowując się do
gorącego klimatu, posiedli w ciągu tysiącleci szeroki nos i grube wargi, zapewniające im
[ Pobierz całość w formacie PDF ]