s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Waldi dokładał kolejne porcje na ruszt i milczał.
- Najpierw mi powiedz, czemu tak zajmuje cię ta sprawa? - zapytał po chwili.
- Bo na tym polega moja praca.
- Jesteś urzędnikiem z ministerstwa...
- Muzealnikiem poszukującym zaginionych dzieł sztuki - wyjaśniłem. - Rzeczywiście pracuję w ministerstwie, ale
charakter mojej pracy nie ma zbyt wiele wspólnego ze spędzaniem całych dni za biurkiem...
- Tylko?
- Jeżdżę w teren.
- A jak coś znajdziesz?
- To wiozę to do muzeum...
- I dostajesz nagrodę? - domyślał się Waldi.
- Bardzo rzadko.
- To po co to robisz?
- Może zabrzmi to górnolotnie, ale dla dobra wszystkich, żeby pamiątki z przeszłości zachować w bezpiecznym
miejscu dla następnych pokoleń.
Waldi przyjrzał mi się z uwagą.
Sebastian MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I KRLEWSKA BALETNICA
Opracował: rodHar_ 72 / 81
- Chyba można ci wierzyć - stwierdził. - Wierzysz w to, co powiedziałeś.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, więc tylko czekałem na dalszy ciąg wypowiedzi aktora.
- Wtedy... - Waldi ściszył głos - ...nie jestem pewien, ale chyba widziałem w środku Jarego. Powiem jeszcze, że
idąc dookoła budynku słyszałem gdzieś głos Zbyszka. To wszystko i nawet nie mogę przysiąc, że tak było...
- Co tak spiskujecie? - nagle usłyszałem za sobą głos Luscinii. - Paweł chcesz zostać aktorem i załatwiasz sobie
wejścia przez Waldiego?
- Lepiej czułbym się w kuchni - odpowiedziałem.
- Ja też - Waldi pokiwał głową.
- Panowie! - Luscinia udawała oburzenie. - Wy będziecie warzyć strawę, a to kobiety będą chodzić na polowania?
- Chciałyście równouprawnienia, więc je macie - odparł Waldi. - Dzielenie się obowiązkami w waszym wydaniu to
tylko zrzucenie niewygodnych ciężarów z własnych pleców.
- Jesteście zacofani - śpiewaczka grała obrażoną. - Ciemnogród w czystym wydaniu. Chodz, Pawle, zabieram cię
spod wpływu tego człowieka...
Pociągnęła mnie za rękę i posadziła na kocu przy ognisku. Chwyciła mnie pod rękę i przytuliła się.
- Dziś w nocy uciekniemy - szepnęła.
- Myślałem, że zrezygnowałaś...
- Cicho - położyła mi palec na ustach. - Za dużo myślisz. Uwaga! - klasnęła w dłonie zwracając na siebie uwagę
wszystkich obecnych. - Specjalnie na życzenie naszego przyjaciela zaśpiewam dla niego piosenkę. Gdzie jest gitara?
Micha podał jej instrument, a ona usiadła wygodnie i delikatnie przesunęła palcami po strunach. Trzeba przyznać,
że potrafiła pięknie grać. Każdy dzwięk, każda nuta zdawała się spływać po nas jak ciepła kropla delikatnie drażniąc
zmysły, a kiedy zaśpiewała, zdawało się, że w parku zapanowała cisza. Wiatr ucichł, ognisko lekko przygasło, cały
świat wsłuchał się w głos Luscinii. Melodia i słowa łagodnie niosły nas w krainę marzeń i wyobrazni. Byłem pewien,
że wszyscy na moment zapomnieli o filmie, o skarbie, o pałacu i zostali porwani w inny świat. Tekst dotyczył
miłości, rozstań i tego, co w takich chwilach czuje kobieta.
Na koniec nagrodziliśmy ją głośnymi brawami. Potem podszedłem do Luscinii i ucałowałem ją w dłoń.
- To było wspaniałe - powiedziałem.
- Chodzmy na spacer - poprosiła.
Pomogłem jej wstać i poszliśmy do parku. Ledwo wyszliśmy za krąg światła, na mojej drodze stanęła ubrana na
czarno postać. Luscinia drgnęła przestraszona.
- Chciałabym porozmawiać - odezwała się Andżela.
Sebastian MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I KRLEWSKA BALETNICA
Opracował: rodHar_ 73 / 81
ROZDZIAA PITNASTY
ROZTERKI AND%7łELI * UCIECZKA Z LUSCINI * D%7łENTELMEN NA PODAODZE * POZCIG ZA PANEM BOGUMIAEM *
PAYWAJCY WEHIKUA * ZDEMASKOWANIE ZAOCZYCCW * SKRYTKA PRSZYCSKIEGO
Andżela wyglądała na zmęczoną. Miała podkrążone oczy, stała lekko przygarbiona, ubrana w kurtkę i owinięta
kocem.
- Chciałabym panu... tobie... - poprawiła się, gdy przypomniała sobie, że mówiliśmy sobie po imieniu - coś
ważnego powiedzieć.
- Słucham - odparłem.
- Moglibyśmy porozmawiać sam na sam? - poprosiła spoglądając na Luscinię.
Zpiewaczka nie mówiąc nawet słowa wróciła do ogniska.
- Dziękuję - powiedziała Andżela po chwili milczenia. - Dziękuję, że skoczyłeś, że nurkowałeś. Nikt dotąd nie
zrobił dla mnie tak dużo i bezinteresownie... - w tym momencie rozpłakała się.
Najpierw łzy płynęły jak leniwy strumyk wśród łąk, ale potem nabrały siły górskiego potoku.
- Nie płacz - wyciągnąłem do niej rękę, żeby ją uspokoić. Ona po prostu jak małe dziecko przytuliła się.
Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i dałem jej, żeby wytarła sobie oczy. Aagodnie odsunąłem dziewczynę od siebie.
- Nie wierzę, że nie spotkałaś nikogo, kto nie chciał ci pomóc - mówiłem. - Czasami dorośli nie potrafią
odpowiednio okazać swoich uczuć...
- Nie! - zaprotestowała. - Każda pała w szkole, każda uwaga nauczycieli, makijaż, kolczyki, chłopak, z którym
chodziłam, były dowodami, że jestem nieudacznikiem. Teraz ten egzamin na studia...
Chwyciłem ją pod brodę i zajrzałem jej w oczy.
- Ile ty masz lat? Dziewiętnaście, dwadzieścia i jęczysz jak stara baba - przemawiałem. - Może to banał, ale masz
całe życie przed sobą i masz szansę odkryć swoje powołanie. Mówisz, że nikt niczego nie dał ci bezinteresownie. A
czy ty coś komuś dałaś? Starałaś się być grzeczną dziewczynką, bo tego chcieli twoi rodzice, tego oczekiwano w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl