s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przerwali pracę.
Co to? spytałem niepewnie.
Czujne uszy mutanta poruszyły się gwałtownie, ale nie obrócił głowy. Wyciągnął za
to oba lasery, jakby przygotowywał się na odparcie ataku.
Czekaliśmy w milczeniu. Próbowałem o coś zapytać, ale wymierzył we mnie broń.
Po chwili usłyszałem kroki i czyjeś głosy w tunelu. Mutant schował jeden laser, drugi
trzymał w pogotowiu.
Zobaczyłem trzech załogantów. Nieśli coś, co się szamotało. Gdy stanęli przed
nami, bezceremonialnie rzucili skrępowany kształt na posadzkę. W jednym z portów
widziałem policjantów, którzy za pomocą wystrzelonej sieci schwytali pijanego
załoganta. Patrząc teraz na pojmanego, doszedłem do wniosku, że i jego musiał spotkać
podobny los. Wśród plątaniny gumowych lin dostrzegłem czarny mundur, powszechnie
znany w całym wszechświecie. To był strażnik. Cały i zdrowy.
Rozdział trzynasty
Miał na tyle rozumu, żeby nie szarpać się i nie walczyć. Dzięki temu pnącza nie
spętały go jeszcze bardziej, żadne też nie oplotło mu się wokół szyi. Ci, którzy go
pochwycili, byli tak pewni swego, że zostawili nas obu jedynie pod strażą mutanta. Ten
przyjrzał się uważnie strażnikowi. Na jego twarzy nie było widać żadnych uczuć. Po
chwili znów usiadł nieruchomo na stołku, który zostawił kapitan. Strażnik miał otwarte
oczy i uważnie obserwował nowe więzienie i jego obecnych mieszkańców. Długo
patrzył na mnie. Przesłuchanie i pózniejsza drzemka sprawiły, że czułem się bardzo
słaby. Poza tym zapadłem w jakiś przedziwny letarg, który odebrał mi wszelką chęć
działania. Nawet gdyby mutant skierował na mnie lufę lasera, nie poruszyłbym się. Było
mi już wszystko jedno.
Po jakimś czasie przyszedł jeden z załogantów i rzucił w moją stronę następną tubę
z żywnością. Choć czułem przytłaczający głód, potrzebowałem sporo czasu i wysiłku,
by sięgnąć po jedzenie. Przez jakiś czas trzymałem tubę w drżących dłoniach i zbierałem
siły, żeby wysączyć z niej pożywienie.
Po przełknięciu kilku łyków pożywnej substancji poczułem się lepiej i trzezwiej
rozejrzałem się dookoła. Niestety, tylko po to, aby uzmysłowić sobie, że nie śnię,
a wszystko w tym miejscu jest absolutnie i boleśnie prawdziwe. Związany strażnik leżał
tam, gdzie go rzucili, i wpatrywał się we mnie. Dopiero gdy opróżniłem połowę tuby,
zdałem sobie sprawę, że nie zostawiłem mu zbyt wiele. Poza tym nie mógł sam jeść.
Próbowałem do niego podpełznąć.
Dzieee... zabrzmiało to bardziej jak warknięcie niż ludzki język. W ręku
mutanta zobaczyłem laser. Wiedziałem, że nie zawaha się go użyć. Zatrzymałem się.
Odganiał mnie z powrotem na moje miejsce.
Nie ruszszsz sssie...
Wykonałem rozkaz. Ale nie wysączyłem zawartości tuby do końca. Wyglądało na to,
że mutant wolał, żebyśmy trzymali się ze strażnikiem z dala od siebie.
Znów podchwyciłem spojrzenie strażnika. Sieć całkowicie krępowała mu ruchy.
Zastanawiałem się, czy wylądował tu sam, czy też z innymi, którzy teraz może właśnie
go szukali. Wiele bym dał, żeby móc komunikować się z nim tak, jak porozumiewałem
się z Eetem.
101
Być może miałem jakieś ukryte zdolności psi i mój talent, choć niewielki, mógł
jednak rozwinąć się poprzez kontakty z Eetem na tyle, żeby poinformować strażnika, że
chcę się z nim porozumieć. Skoncentrowałem się więc i wysłałem mu sygnał.
Odpowiedz, którą otrzymałem, tak mnie zaskoczyła, że aby nie wydać się przed
mutantem, musiałem przykryć twarz dłońmi, udając nagły atak bólu. Nie byłem jednak
pewien, na ile udało mi się zamaskować własne zdziwienie. Mutant zerwał się na równe
nogi. Jego śmieszne uszy poruszały się w tył i w przód.
Wiadomość, która do mnie dotarła, nie pochodziła od mężczyzny leżącego na
posadzce tunelu, lecz od Eeta! Znikła równie szybko i niespodziewanie, jak się pojawiła,
zupełnie jakby ciemność bezksiężycowej nocy przeciął na moment promień światła.
Mutant wszedł głębiej do tunelu. Włochate uszy poruszały się nieprzerwanie,
tak jakby próbował wykryć wiadomość, którą przesłał mi Eet. Tymczasem strażnik
wpatrywał się zdziwionym wzrokiem to we mnie, to w mutanta.
Poza tą krótką informacją nie wyczułem już nic więcej i wiedziałem dobrze, dlaczego
Eet musiał zachować daleko posuniętą ostrożność. Jeśli mutant był zdolny przechwycić
wiadomość, to nie mogliśmy teraz komunikować się tym sposobem. Jednak sam fakt, że
Eet żył, ucieszył mnie bardziej, niż gdyby ktoś przyniósł mi i dał do ręki laser.
Cały czas leżałem z twarzą zakrytą rękami i udawałem zbolałego. Wartownik
zatrzymał się przy mnie i kopnął mnie w nogę. Metalowy czubek buta wbił się boleśnie
w moje udo.
Co jezzd...?
Mówił tak niewyraznie i bełkotliwe, że trudno go było zrozumieć.
Głowa... boli...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]