s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kanapę, a jemu pozostałby fotel. I to go zniechęciło.
Nie, to by nie miało sensu, lepiej pójść spać do hotelu. Jednak gdzie w środku nocy
znalezć w Yigacie otwarty hotel? Może szukać w Montelusie? A to by znaczyło, że trzeba
zasiąść do telefonu, wydzwaniać, gdzie tylko się da, potem pojechać do Montelusy, usłużnie
odwiezć gości, wrócić z powrotem i po tym wszystkim ponieść nieuchronną karę, jaką będzie
sprzeczka z Livią, która potrw&do samego rana:
Nie mogłeś wynająć innej willi?
Livio droga, skąd mogłem wiedzieć, że w tej leży trup?
Nie mogłeś wiedzieć, tak? I uważasz się za dobrego policjanta?
Nie, lepiej na razie nikomu nic nie mówić. Dla zmarłego nie ma to znaczenia, kto wie,
jak długo już przeleżał w kufrze, więc czy przyjdzie mu leżeć dzień krócej, czy dzień dłużej, i
tak nie zrobi mu to różnicy. A z dochodzeniem także nie ma gwałtu.
Pożegnali się z przyjaciółmi i odjechali do Marinelli.
Kiedy Livia poszła pod prysznic, Montalbano z werandy porozumiał się przez
komórkę z Faziem. Mówił ściszonym głosem:
Fazio? Tu Montalbano.
O co chodzi, komisarzu?
Nie mam czasu ci wyjaśniać. Zadzwoń do mnie do Marinelli za trzy minuty i
powiedz, że koniecznie potrzebujecie mnie na komisariacie.
Dlaczego? Nie rozumiem.
Nie szkodzi. Nie pytaj. Zrób, jak ci mówię.
A co potem?
Potem rozłączysz się i będziesz spał dalej.
Po pięciu minutach Livia wyszła z łazienki, a wszedł komisarz. Kiedy mył zęby,
usłyszał telefon. Jak słusznie przewidział, Livia podniosła słuchawkę. Dzięki temu ten
przygotowany przez niego teatr wydał się bardziej wiarygodny.
Salvo, Fazio do ciebie dzwoni!
Wszedł do jadalni jeszcze ze szczoteczką w ustach, z wargami białymi od pasty, i
mamrotał coś, żeby udobruchać Livię, która się w niego wpatrywała.
Cóż to takiego, że nie można spokojnie odpocząć nawet w środku nocy?
Chwycił z udaną złością słuchawkę:
O co chodzi?
Musi pan, komisarzu, natychmiast przyjechać do komisariatu.
Nie radzicie sobie sami? Nie? Trudno, jadę.
Cisnął słuchawką z całej siły, udając poirytowanego.
Czy ci moi chłopcy nigdy nie dorosną? Ciągle potrzebują taty. Przepraszam,
Livio, ale niestety muszę...
Tak, tak, zrozumiałam - odpowiedziała Livia głosem zimniejszym od
polarnego lodowca. - Ja idę do łóżka.
Nie zaczekasz na mnie?
Nie.
Ubrał się, wyszedł, wsiadł do samochodu i ruszył do Marina di Montereale. Jechał
bardzo powoli, ponieważ chciał, aby minęło dużo czasu, bo to dawało mu pewność, że Laura i
Guido już zasnęli.
Kiedy w Pizzo dojechał na wysokość drugiego domu, tego niezamieszkanego, ale
dobrze utrzymanego, zatrzymał się i wysiadł z auta, zabierając ze sobą latarkę. Resztę drogi
przeszedł pieszo, tłumacząc sobie, że warkot samochodu w ciszy nocnej na pewno by
przyjaciół obudził.
Przez żaluzje w oknach nie prześwitywało światło, co oznaczało, że Laura i Guido już
sobie podróżowali przez krainę snów.
Podszedł na palcach do tego podziemnego, teraz już odsłoniętego okna, które
zamieniło się w drzwi, przełazi przez parapet, dostał się do środka i dopiero tam zaświecił
latarkę i poszedł do salonu.
Podniósł wieko kufra. Zwłoki były niezbyt dobrze widoczne, ponieważ zostały
owinięte wiele razy folią, służącą do izolacji ukrytego mieszkania, a ponadto były
wielokrotnie okręcone taśmą samoprzylepną, tą brązową, której używa się do paczek. Zwłoki
wyglądały trochę jak mumia, a trochę jak bagaż przygotowany do wysyłki.
Przybliżając latarkę, zdołał się zorientować, że ciało, sądząc przynajmniej z tego, co
mógł dostrzec, było dość dobrze zachowane, pewnie folia, dokładnie oklejona, utworzyła
wokół zwłok rodzaj próżni. W każdym razie z tego opakowania nie wydzielał się żaden odór
pośmiertnego rozkładu. Starał się zaobserwować coś więcej i zauważył wokół głowy jasne,
długie włosy, twarzy jednak nie było widać, bo dwa pasy taśmy całkiem ją zasłaniały.
Była to kobieta, tego w każdym razie mógł być pewien.
Nic więcej nie zdołał już zrobić ani zobaczyć. Zamknął wieko, wydostał się z tego
podziemnego mieszkania, wsiadł do samochodu i wrócił do Marinelli.
Livia była już w łóżku, ale jeszcze nie spała. Czytała książkę.
Kochanie, załatwiłem wszystko, jak tylko mogłem najszybciej. Pójdę pod
prysznic, bo wcześniej nie zdążyłem, a potem...
Dobrze, idz, pospiesz się. Nie trać więcej czasu.
Kiedy Livia nazajutrz rano - a była już dziewiąta - wyszła z łazienki, zastała
Montalbana siedzącego na werandzie.
Co się dzieje? Jeszcze tu jesteś? Mówiłeś, że z samego rana pojedziesz do
komisariatu w sprawie tej wczorajszej historii!
Rozmyśliłem się, wezmę sobie pół dnia wolnego. Pojadę z tobą do Pizzo i
posiedzę razem z wami.
Tak się cieszę!
Laura, Guido i Bruno byli już gotowi do zejścia na plażę. Laura przygotowała
kanapki, bo postanowili przesiedzieć nad morzem cały dzień.
Kiedy i jak powiedzieć im o tej pięknej niespodziance? - Komisarz z niepokojem
zadawał sobie raz po raz to pytanie. Dopomógł mu niechcący sam Guido.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]