s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

go w pięknym ogrodzie, otoczonego dziećmi w różnym
wieku; wszyscy stali z rozwartymi ramionami, jakby cze­
kali na jej powrót do domu. Ogród ze snu był podobny
do tego w Jackson; w obu rosły takie same kwiaty,
w obu szemrała fontanna. Ale ten wyśniony był znacznie
większy, fontanna też była bardziej okazała. Wędrując
nim, dochodziło się do basenu i słyszało szum oceanu.
Ale gdzież on się znajduje, ten ogród z jej snu? Skąd
się w nim wziął ciemnowłosy mężczyzna? I kim była ta
gromadka dzieci, które ją wołały, lecz których głosy do
niej nie docierały?
W górze? nad gÅ‚owÄ…, ujrzaÅ‚a samolot. Och, jak prag­
nęła, żeby leciał nim mężczyzna z jej snów. 2^eby leciał
po nią. By zabrać ją do domu.
Była przerażona. Bała się różnych rzeczy. Tego, że
ta dziewczyna, Emily, popatrzy na nią i uzna, że zaszła
pomyłka. Tego, że Emily rozpozna w niej swoją matkę.
Tego, że odzyska pamięć i nagle okaże się, iż jej sny
SANDRA STEFFEN
120
nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. %7łe
ciemnowłosy mężczyzna jest wytworem jej fantazji. %7łe
nie kocha jej, bo zwyczajnie w świecie nie istnieje.
Tak, to ją najbardziej przerażało: że odzyska pamięć
i przekona się, że jest sama jak palec.
- Louise? - Martha Wilkes wzięła za rÄ™kÄ™ swÄ… przy­
jaciółkę, a zarazem pacjentkę. - Jeśli wolisz, możemy
przesunąć spotkanie na inną godzinę...
Louise spojrzała lekarce w oczy, po czym skierowała
wzrok w niebo: samolot znikł, a chmura, która jeszcze
niedawno przypominała kształtem żółwia, połączyła się
z inną, tworząc jedną wielką bezkształtną masę.
To dziwne, pomyślała Louise, jak wszystko może się
zmienić w ciągu ułamka sekundy.
Lepiej niż ktokolwiek inny wiedziaÅ‚a, że rzadko do­
staje się od losu drugą szansę. I że bez względu na strach,
swojej nie może zmarnować.
- Przyprowadz ich do mnie. Emily i Randa. Tu, do
ogrodu.
ROZDZIAA SIÓDMY
W Jackson w stanie Missisipi panował straszliwy
upaÅ‚. Z poczÄ…tku Tripp usiÅ‚owaÅ‚ pomóc bagażowemu za­
ładować do taksówki jedną swoją torbę i cztery walizki
Amber, ale okazało się, że tylko mu przeszkadza. Kiedy
to sobie uświadomił, odsunął się na bok, pozwalając, by
młody człowiek sam wykonał pracę. Na koniec wręczył
mu napiwek i usiadÅ‚szy obok Amber, mruknÄ…Å‚ niezado­
wolony pod nosem:
- Za to, ile wydałem dotąd na tę podróż, mógłbym
zaopatrzyć klinikę w miesięczny zapas leków.
- Doktor Perkins mówił, żeby zapisywać wydatki.
I tobie, i Derekowi zamierza zwrócić poniesione koszty.
- Wolę podróżować za własne pieniądze.
Amber pochyliła się do przodu i przez otwór w szybie
oddzielającej kierowcę od pasażerów podała kierowcy adres
pensjonatu, w którym mieli zarezerwowane pokoje. Ta­
ksówka ruszyła. Po chwili lotnisko zostało daleko w tyle.
- Perkinsa i jego wspólników stać na taki gest.
- Psiakrew, nie o to chodzi.
Taksówkarz skręcił trochę zbyt gwałtownie. Amber
odruchowo chwyciła się za brzuch.
- Wciąż kręci mi się w głowie po tych proszkach,
które brałam przed lotem. To o co się sprzeczaliśmy?
SANDRA STEFFEN
122
Zaczął się intensywnie zastanawiać nad odpowiedzią.
O co mu tak naprawdę chodziło?
O nic. Po prostu nie umiał sobie poradzić z emocjami,
jakie Amber w nim wzbudzała. W samolocie zasnęła
z głową wspartą na jego ramieniu. Pamiętał dotyk jej
włosów na policzku i zapach jej perfum; chłonął go
wszystkimi zmysÅ‚ami. Potem obudziÅ‚a siÄ™, a on w zdrÄ™­
twiałych członkach odzyskał czucie...
Wcale nie chciał się z nią sprzeczać, bał się jednak,
że inaczej ulegnie jej czarowi.
PowtarzaÅ‚ sobie, że to gra, że tylko udajÄ… narzeczo­
nych. Był inteligentny, potrafił odróżnić prawdę od fałszu,
fakty od iluzji. WiÄ™c dlaczego pożądanie, z którym wal­
czył, wydawało mu się tak autentyczne?
Dlatego, że naprawdę pożądał Amber. Czyli gra nie
do końca jest grą. A to czyni ją bardzo niebezpieczną.
Pierwsza rzecz, jakÄ… zamierzaÅ‚ zrobić po zameldowa­
niu się w hotelu, to wziąć zimny prysznic. Może z dala
od Amber zdoła wreszcie skupić się na swoim rywalu,
Dereku Spencerze, i obmyślić plan działania.
Nagle zorientowaÅ‚ siÄ™, że Amber nerwowo szuka cze­
goś w dużej skórzanej torbie. Po chwili z samego dna
wyciągnęła paczkę dropsów miętowych.
- Masz ochotę? - spytała, podtykając mu kolorowe
drażetki. - Pomagają złagodzić sensacje żołądkowe.
Uświadomił sobie, ile jej zawdzięcza. Tak bardzo
chciaÅ‚a mu pomóc, że mimo choroby lokomocyjnej zde­
cydowała się towarzyszyć mu do Missisipi. W dodatku
poświęciła na podróż kilka dni ze swojego urlopu.
- JesteÅ› niezwykle dzielna, wiesz?
%7Å‚ONA NA POKAZ 123
- Zapomniałeś jeszcze dodać: jak na rozpieszczoną
dziedziczkÄ™.
- Wcale nie jesteś tak rozpieszczona, jakby się mogło
wydawać. Masz za to ogromny hart ducha, o jaki nigdy
bym cię wcześniej nie podejrzewał.
Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale na pewno nie
oczekiwała komplementów ani nieporadnego uśmiechu,
który osiadł na twarzy Trippa. Tym bardziej nie spodziewała
się niewinnego pocałunku, który złożył na jej policzku. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl