s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bo je\eli jesteś i ja jestem,
To dlatego, \e stojący na warcie
Polonista znu\onym gestem
Kartki ksią\ek wertował uparcie
Za kajzera i za Hitlera,
I za cara, i za innych carów paru,
I dlatego właśnie nie umiera
Coś wa\nego, co nazywa się Naród.
Więc zamieszczam na końcu listu
Ja, satyryk, błazen i ladaco,
Zdanie proste: - Kocham polonistów!
Rozwinięcie zdania: -
... bo jest za co!
Cykl
Ludzie dbają o siebie,
Ludzie dbają o siebie,
Ludzie dbają o siebie stale.
Uwa\ają na siebie
I chuchają na siebie,
Noszą ciepłe skarpety i szale.
Za\ywają mikstury,
Wybierają się w góry,
By oddychać pełnymi płucami,
Zabijają kurczaki,
Przyrządzają przysmaki
I wzmacniają swój wątły organizm.
Ludzie dbają o siebie,
Ludzie dbają o siebie,
Ludzie dbają o siebie stale.
Uwa\ają na siebie
I chuchają na siebie,
Noszą ciepłe skarpety i szale.
A tu lata mijają,
A ci ludzie wcią\ dbają;
Góry, kury, mikstury, et cetera,
Lecz rzecz dziwna tym niemniej,
Choć to nie brzmi przyjemnie,
Coraz gdzieś jakiś człowiek umiera.
Inni wzrokiem go mierzą,
Patrzą, ale nie wierzą,
Czasem któryś z nich westchnie: "o rany!"
Szepcą do siebie w sieniach:
Józek popatrz na Henia,
Choć nieboszczyk, a jaki zadbany!
Ludzie dbają o siebie...
I znów lata mijają,
I znów ludzie wcią\ dbają;
Góry, kury, mikstury et cetera,
Lecz rzecz dziwna tym nie mniej,
Choć to nie brzmi przyjemnie,
Coraz gdzieś jakiś człowiek umiera.
A potem, po pogrzebie,
Znów jest słońce na niebie,
Ten sam cykl widać znów w świetle słońca.
Ludzie dbają o siebie,
Ludzie dbają o siebie,
Ludzie dbają o siebie do końca.
Ludzie dbają o siebie...
śywopłot
Trwa w okolicy popłoch
I zamieszanie spore:
Tatko strzy\e \ywopłot
Ogromnym sekatorem.
Zbudził się wczesną wiosną
Kieby niedzwiedz w barłogu,
Przeciągnął się, otrząsnął,
Wylazł i siadł na progu.
Otworzył ślipia, sapnął,
Splunął przed się bez pudła,
Odegnał muchy łapą,
Poczochrał się po kudłach,
Furknął j ak wentylator
Lub jak słoń znad Zambezi,
Złapał w dłonie sekator
I zabrał się do rzezi.
Hej, w ulewie gałęzi
Wyrywanych zawieją
Coś się kłębi, coś rzęzi,
Jacyś czarci szaleją,
Jakieś się wilkołaki
śrą bestialsko wśród \erdzi,
Fruwają krzaki-kłaki,
Coś jęczy i coś śmierdzi.
Przer\nął się tatko w poprzek,
Wypadł z gąszczu z łomotem,
Wydał bojowy okrzyk,
Hyc i runął z powrotem.
Znowu wszystko druzgota,
Tnie, rąbie, siecze w buszu,
Zajrzał sąsiad zza płota -
Cofnął się ju\ bez uszu.
Przyleciał sier\ant Miziak,
Strofował go na pró\no,
Bo tatko dostał hyzia,
Ciach i lufę mu ur\nął.
A\ wreszcie swoje zrobił,
Zciął ostatnią roślinę,
Plac jak pustynia Gobi,
śywopłot jak Yul Brynner.
Wyjął tatko papieros,
Lecz kiedy go dopalał,
On - dopiero co heros -
Nagle sflaczał i zmalał.
Powiędły mu muskułki,
Ukazały się gnatki,
Wreszcie przeląkł się pszczółki,
Beknął i zwiał do chatki,
Gdzie swe członki \ałosne
Okrył ciepłą bielizną...
Tak, tak, raz w roku, na wiosnę,
Ka\dy z nas jest mę\czyzną
Wjakiejś tam specjalności,
Jak seks, ryby lub koty...
.. .lecz większość bez litości
Wyrzyna \ywopłoty...
Bajeczki babci Pimpusiowej
Siedziały raz dwie myszy popod polną miedzą.
Siedzą tak sobie, siedzą, siedzą, siedzą, siedzą,
Siedzą, siedzą, wtem nagle w srogi wigor wpadły!
Jak nie hycną do góry... I z powrotem siadły.
Latał sobie z radarem pewien gacek młody
I po drodze omijał przeró\ne przeszkody,
Lecz właśnie gdy się cieszył, \e je tak omija,
Wpadłszy na jedną z przeszkód rozbił sobie ryja.
Złapał raz wróbel glizdę, glizda przera\ona,
A on ją zaczął dziobać dziobem od ogona.
Dziobie ją, dziobie, dziobie, podziobałją trocha,
A wtem glizda powiada: - Stary, mów mi Zocha!
Raz ordynarny niedzwiedz kucnąwszy na łące
W dość niewybredny sposób podtarł się zającem.
Zając się potem \onie chwalił po obiedzie:
-Wiesz, stara, nawiązałem współpracę z niedzwiedziem!
Kiedyś pijany zając włóczył się po r\ysku,
A spotkawszy niedzwiedzia, naprał go po pysku,
Niedzwiedz wpadłszy do domu wrzasnął: - Leokadio!
Coś się chyba zmieniło, włącz no prędko radio!
Wyjrzała glizda z dziury i wesoło gwizda,
Wtem patrzy - z drugiej dziury sterczy druga glizda.
Dalej\e ją uwodzić, a ta rzecze srogo:
- Odwal się \esz, kretynko, ja jestem twój ogon!
Złapał niedzwiedz świstaka idąc raz pod górkę,
A pragnąc na nim świstać, chciał mu dmuchać
w dziurkę.
Zwistak chodu, lecz zanim schował się do chały,
Pisnął: - Mógłbyś przynajmniej, chamie, przynieść
kwiaty!
Dmuchał \abę chuligan raz, kawał świntucha.
Dmuchają, dmucha, dmucha, dmucha, dmucha, dmucha,
Wtem bęc - z \aby królewna śliczna się wyłania!
A ten skurczybyk wcale nie przerwał dmuchania...
Zapylała raz pszczółka jakiegoś badyla,
Wtem czuje, \e od tyłu te\ ją ktoś zapyla.
Patrzy się, a to truteń, niejaki Zenobi.
Morał - rób dobrze innym, tobie te\ ktoś zrobi.
Zuzia
Zuzia rośnie w czasie i przestrzeni,
Coraz bardziej się robi strzelista,
Ju\ na widok Zuzi się rumieni
Tymoteusz Dyćko, polonista.
Idzie Zuzia, przegina się w pasie,
Jakby była dorosłą osobą,
Rośnie bowiem w przestrzeni i w czasie,
A ju\ zwłaszcza w przestrzeni przed sobą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]