s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowód, o którym sobie przeczytasz w aktach. Człowiek, o którego winie jesteśmy w pełni
przekonani, chodzi, co prawda, jeszcze na wolności, ale teraz, w związku z przywiezieniem
przez ciebie narkotyków i przekazaniem ich temu Francuzowi, spodziewamy się otrzymać
dowód koronny. Dzisiaj Paul Berger, bo tak nazywa się twój znajomy z Paris Matchem,
przekazał w hotelu Forum cały ładunek obywatelowi szwedzkiemu Larsenowi, który
samochodem volvo jedzie teraz w kierunku Zwinoujścia. Oczywiście pod naszą kontrolą.
Zostanie aresztowany, kiedy w czasie odprawy celnej ujawnione zostanie, co kryje podwójne
dno czarnej walizki, Paul Berger, pomimo że spełnił swoją misję, nie wyjeżdża. Wiemy, że
będzie chciał się skontaktować z człowiekiem, którego mamy na oku. Zawiśniewski kieruje
całą akcją. Jeżeli chcesz, to przyłącz się do niego.
Kiedy Paweł wychodził z gabinetu, major rzucił od niechcenia:
- Może też ucieszy cię fakt, że w piątek przylatuje kapitan Salski ze Służby
Bezpieczeństwa, którym podobno bardzo dzielnie się opiekowałeś. Myślę, że będziecie razem
mieli co wspominać.
W pokoju Zawiśniewskiego co chwilę meldowali się ludzie z wydziału operacyjnego.
A on wydawał dyspozycje spokojnie i precyzyjnie, nie dając nikomu możliwości działania
poza jego kontrolą. Paweł przeczytał właśnie ostatnie materiały. Już na początku śledztwa
zawiodła go intuicja i nie zmieniał tego fakt, że w Paryżu dostrzegł swoją pomyłkę. Wpadł w
wisielczy humor, a po wiadomości o Salskim czekał tylko na zawiadomienie o dalszych
możliwościach kontynuowania nauki w Szczytnie.
- Nie przejmuj się, stary - pocieszał go Zawiśniewski. - To był wyjątkowo trudny
przeciwnik. Jeden major nie dawał się zwieść pozorom i kazał, by ani na chwilę nie
spuszczano go z oczu.
- Mimo to chętnie wysłuchiwał moich koncepcji.
- Moich także. Na szczęście dzisiejsza kryminalistyka opiera się na współpracy różnie
myślących ludzi, a nie na zdolnych samotnych detektywach - w dobrotliwym głosie
Zawiśniewskiego usłyszał ironiczną nutę. - Przeczytaj jeszcze meldunki o poczynaniach Paula
Bergera i będziesz miał dokładny obraz sytuacji. Myślę, że jeszcze dzisiaj nastąpi
aresztowanie. Jakby na potwierdzenie tych słów w słuchawce radiotelefonu odezwał się głos
wywiadowcy zawiadamiający, że Berger wypożyczył właśnie z hotelu białego fiata i szykuje
się do przejażdżki.
- Tu sarna , biały fiat jedzie w stronę ronda Waszyngtona - zabrzmiał w słuchawkach
glos wywiadowcy prowadzącego Paula Bergera.
- Jedziesz ciągle za nim. Bądz ostrożny. Powinien jechać pózniej w kierunku Wału
Miedzeszyńskiego - odpowiedział Zawiśniewski.
Oprócz niego i Pawła w samochodzie było jeszcze dwóch funkcjonariuszy. Major nie
pojechał, gdyż jak zauważył z uśmiechem, wystawił im właściwego człowieka i dalej muszą
sobie dać radę sami.
- Jedzie Wałem. Jest mały ruch i muszę zwolnić. Puszczam go na jakiś kilometr, żeby
się nie zorientował.
- Bardzo dobrze - pochwalił Zawiśniewski. - I tak wiemy, dokąd jedzie.
Paweł myślał zawzięcie o człowieku, który starał się wyprowadzić ich w pole
sprytnym, a jednocześnie prostym planem.
- Tu sarna , skręca w ulicę Kadetów na osiedlu Las.
- W porządku, dodaj gaza i jedz szybko do przodu, po dwóch kilometrach zawróć. My
już powinniśmy lam być. Obstawisz wyjście. Jest tam od dawna trzech naszych ludzi w
cywilu.
Ich samochód także dodał gazu. Jechali Wałem Miedzeszyńskim z niedozwoloną
szybkością. Skręcili w Kadetów. Z daleka było widać białego fiata stojącego przy
czerwonym, nic wykończonym domku. Kierowca zatrzymał cicho samochód o kilkanaście
metrów dalej. Natychmiast podszedł do niego mężczyzna w welwetowej marynarce i skinął
głową. Kiedy byli przy furtce, z przeciwka nadjeżdżał sierżant Majkowski z resztą ludzi.
Furtka, o dziwo, nie była zamknięta.
Zabrzmiał dzwonek, długa cisza i nikogo przy drzwiach. Ludzie Majkowskiego
rozbiegli się po ogrodzie. Wreszcie zachrobotał zamek i Kowalewski otworzył. Był w
szlafroku z wielbłądziej wełny i z fularem pod szyją.
- Panowie do mnie? - zdziwił się.
Milicjanci rozbiegli się po pokojach. Z ogrodu słychać było krzyki i szamotanie. Za
chwilę wprowadzono Francuza w przekrzywionym krawacie. Kowalewski usiadł na fotelu
zakrywając ręką twarz.
Zawiśniewski uniósł obrus, pod który szybko i niedbale włożono plik dolarów.
- Nie muszę chyba mówić, że przyszliśmy pana aresztować po raz wtóry i tym razem
ostateczny. Jest pan winien przemytu narkotyków, a także zaplanowania morderstwa Lidii
Rygielskiej, której śmierć miała dla pana stanowić alibi.
Kiedy wyprowadzono Kowalewskiego, nadjechał właśnie major i po wysłuchaniu
meldunku Zawiśniewskiego powiedział do Pawła:
- Udało się. W powieści sensacyjnej byłby jeszcze efektowny pościg. A u nas żadnych
komplikacji. Czy to cię trochę nie nudzi?
W gabinecie majora było ciemno od dymu. Na fotelach i krzesłach siedzieli wszyscy
zainteresowani sprawą. Kowalewski przyznał się do winy nadspodziewanie łatwo. Obciążył
go jeszcze Paul Berger, który chciał jak najszybciej wyjechać z Polski za kaucją. Teraz w
obliczu wpadki Kowalewski pomimo całej przydatności dla gangu nie przedstawiał już dla
nich wartości. Przesłuchiwany wyznał, że chciał być bogaty, aby zaimponować swojej żonie,
wypominającej mu nieudolność, kupioną przed laty maturę. Skwapliwie więc skorzystał z
propozycji człowieka poznanego na kimś przyjęciu. Do współpracy z gangiem przystąpił z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]