s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Racja! Charles Jesson! - Hurley uśmiechnął się triumfalnie. - Nazywaliśmy go Charlie. Strasznie
go to denerwowało. Wymyśliliśmy więc inne przezwisko -Jessie. Zdaje się, że tego nienawidził
jeszcze bardziej. Cóż, dzieci potrafią być naprawdę bezwzględne.
- Zgadza się - potwierdził lakonicznie Cftase.
- Mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku - ciągnął dalej Hurley. - Swoją drogą potrafił
walczyć o swoje. Chociaż, muszę przyznać, że mu w tym nie pomagaliśmy...
- Cóż, bez wątpienia jako dziecko byłem trochę przewrażliwiony.
- Ty? - Oczy Hurleya zrobiły się okrągłe ze zdumienia. - Więc to ty? Naprawdę?
- Zgadza się. Kiedy wyprowadziliśmy się z Waikury, postanowiłem skończyć z przeszłością i w
nowej szkole przedstawiłem się jako Chase. I tak już zostało.
- Przesłyszałem się, czy rzeczywiście mówiłeś, że nazywasz się Chase Osborne?
- Zgadza się. Moja matka wyszła za mąż za Graemiego Osborna, a ja przyjąłem jego nazwisko.
- Twoja matka? - z niedowierzaniem powtórzył Hurley, po czym szybko zmienił temat. - Więc co
porabiasz teraz, Charlie, przepraszam, Chase?
- Pracuję dla Clarion".
- Słyszałam - nieoczekiwanie wtrąciła Sandra. - Je-
steś nowym redaktorem naczelnym. Widziałam twoje zdjęcie w gazecie.
- To dopiero! - Wiadomość najwyrazniej zrobiła na Hurleyu spore wrażenie. - Kto by pomyślał!
Zawsze powtarzałeś, że jeszcze nam wszystkim pokażesz, ale nie sądziłem, że ci się to uda! Zresztą,
już wtedy byli tacy, którzy ci zazdrościli.
- Zazdrościli? - Chase nie krył zaskoczenia.
- Owszem. - Hurley skinął głową. - Zawsze we wszystkim pierwszy, najlepszy. Nawet w sporcie.
Wszystko brałeś tak bardzo serio, jakby od najmniejszego drobiazgu miało zależeć twoje życie.
Dlatego właśnie jedni ci zazdrościli, drudzy szczerze cię za to nienawidzili.
- Zazdrościli - ponownie powtórzył Chase, jakby w ogóle nie rozumiał tego, co słyszy.
W tej chwili rozległa się muzyka i kilka par zaczęło się kręcić na środku sali.
- Zatańczymy? - zapytał Chase, otaczając ramieniem talię Alysii.
Tym razem przyciągnął ją do siebie o wiele silniej niż poprzednio. Zupełnie jakby rozpaczliwie
potrzebował czyjejś bliskości.
- Więc naprawdę skończyłeś szkołę w Waikurze? -przerwała milczenie.
- Tak.
Od godziny dwunastej dzieliło ich już nie więcej niż kilkanaście sekund. Nagle muzyka ucichła i
tańczący, jak na komendę, zastygli w oczekiwaniu, wpatrując się
w zegar wiszący na ścianie. Zaczęło się wspólne odliczanie. Kiedy wreszcie obie wskazówki stanęły
równo na godzinie dwunastej, oznajmiając tym samym światu nadejście Nowego Roku, rozległy się
gromkie brawa. Alysia i Chase rozejrzeli się dookoła. Tuż obok nich Sandra i Hurley, objęci i
wtuleni w siebie, całowali się, zapomniawszy o bożym świecie. Chase uśmiechnął się, trochę chyba
onieśmielony. Przynajmniej tym razem czeka na pozwolenie, pomyślała z lekką satysfakcją. No cóż,
bawiła się dobrze, zaczął się Nowy Rok, wkrótce mieli spotkać się w jednej firmie. Może więc
nadszedł czas, by przełamać lody? Nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, obróciła twarz
w jego kierunku, nieznacznie rozchylając usta. Miała wrażenie, że w jego oczach pojawiło się
zdziwienie, ale trwało to tylko moment. Po chwili jego usta dotknęły jej warg. Były ciepłe, wilgotne
i wyczekujące. Przytulił ją odrobinę mocniej. Jego palce powoli i delikatnie pieściły jej szyję, wresz-
cie zatrzymały się na podbródku. Lekko uniosły go ku górze. Oderwał usta od jej warg. Nie potrafiła
odgadnąć, co chce jej powiedzieć spojrzeniem. Nie wiedziała, co miało oznaczać to nagłe, choć
bardzo delikatne odsunięcie jej na odległość wyciągniętych ramion.
Nie minęła chwila, jak zagarnął ich roztańczony tłum. Alysia dała się ponieść dzwiękom muzyki. Aż
do końca zabawy, nawet na moment nie puścili swych dłoni. I tak też, ze splecionymi palcami,
poszli nad ranem do zaparkowanego samochodu. Gdy usiadła w aucie, nagle od-
czuła dziwną pustkę. Jakby odebrano jej coś, co gwarantowało ciepło i bezpieczeństwo, nie oferując
w zamian niczego. By przerwać niezręczną ciszę, zapytała:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]