s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że tym razem naprawdę nic mu się nie stanie.
Alaynie łzy zakręciły się w oczach.
Kocham cię, Jack, pomyślała. Wszyscy cię kochamy.
Nie odważyła się powiedzieć tego głośno.
120
RS
Jack?
Natychmiast się obudził.
Billy leżał w łóżku. Oczy miał szeroko otwarte. Monitor, który w nocy
bez przerwy wydawał jakieś dzwięki, teraz milczał jak zaklęty. Widocznie
pielęgniarka go wyłączyła.
Jack nie mógł sobie wybaczyć, że zasnął, zamiast pilnować Billy'ego.
Wszystko w porządku powiedział, podchodząc do łóżka. Odgarnął
Billy'emu włosy z czoła. Nic się nie bój. Wyzdrowiejesz.
Bardzo jesteś na mnie zły? Chłopiec był bliski płaczu.
Jackowi serce omal nie pękło. Usiadł na łóżku i przytulił małego do
siebie.
Wcale nie jestem na ciebie zły, synku.
Ale ja cię okłamałem. Powiedziałem, że umiem pływać, a nie
umiem.
Poszedłeś na dno jak kamień. Jack się roześmiał. Był szczęśliwy,
że chłopiec doszedł do siebie. Przynajmniej to jedno nie ulegało
wątpliwości. Bardziej się martwił o to, że skłamał, niż o własne zdrowie.
Wiem! Billy przytulił się do Jacka. Bardzo się bałem.
Próbowałem jakoś wrócić na powierzchnię, ale tam było ciemno. Chyba się
zgubiłem.
Pewnie tak. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
Drzwi się otworzyły i do sali weszła Alayna. Uśmiechnęła się, widząc
Billy'ego w objęciach Jacka.
Obudziłeś się wreszcie powiedziała czule.
No. Billy był bardzo zakłopotany.
Ktoś chciał się z tobą zobaczyć. Alayna odsunęła się i zza jej
spódnicy wynurzyła się wystraszona Molly ze swoim nieodłącznym misiem.
121
RS
Wszystko w porządku, Molly zapewnił ją Billy pełnym powagi
głosem. Nie bój się. Nie umarłem. W ogóle nic mi się nie stało.
Molly podbiegła do łóżka, wdrapała się na nie i usiadła obok Billy'ego.
Ja już się wcale nie boję szepnęła mu do ucha. Ani trochę! Wez
misia. Podała mu zabawkę. Nie będziesz się niczego bał w tym szpitalu.
Jack bardzo się wzruszył. Nie wiedział, czy dlatego, że Molly znów
chciała obdarować potrzebującego swym bezcennym misiem, czy może
dlatego, że przestała się bać.
Alayna także miała oczy pełne łez. Stała przy łóżku i patrzyła na tę
swoją pozbieraną po całym świecie rodzinę.
Jack nie należał do tej rodziny. Przede wszystkim dlatego, że nie
chciał. Puścił Billy'ego i wstał.
Pojadę do domu oznajmił. Mam jeszcze sporo pracy.
Nie idz! zawołał Billy.
Teraz Alayna z tobą zostanie. Jack szybko pocałował go w czoło.
Zadzwoń po mnie, gdybyś czegoś potrzebowała powiedział, przechodząc
obok Alayny.
Pracował jak szalony. Ledwie skończył jedną robotę, już się brał do
następnej. Miał do spełnienia zadanie musiał wyremontować dom i uciec z
Rancza Złamanego Serca tak daleko, jak to tylko możliwe.
W ogóle nie powinienem się był podejmować tej roboty, myślał,
układając podłogę w łazience. Nie należało nigdzie zbaczać, tylko trzymać
się białej linii na drodze.
Odbijał deski z kominka i przeklinał własną głupotę. A kiedy
zeskrobywał z okien starą farbę, modlił się, by udało mu się zdążyć, zanim
znów zmieni postanowienie.
122
RS
Bo przecież od początku postanowił sobie, że nie przywiąże się ani do
Alayny, ani do dzieci. A jednak udało im się niepostrzeżenie zawładnąć jego
sercem.
Sądził, że umarł razem ze swoim synem na tamtej szosie ponad pół
roku temu. Na pewno umarło wtedy jego serce. Przynajmniej tak się
Jackowi zdawało. Teraz okazało się, że serce też jeszcze bije. Wciąż
potrafiło odczuwać ból i kochać.
Jack nie pragnął nikogo kochać. Nie chciał już nigdy więcej odczuwać
bólu. I nie mógł pozwolić na to, żeby ktoś cierpiał z jego powodu.
W nocy, gdy Alayna i dzieci mocno spali, Jack wykradał się z chatki,
szedł do stodoły i doprowadzał do porządku stary stół. Chciał podarować
Alaynie ten stół, który tak wiele dla niej znaczył.
Nic innego dać jej nie mógł. Po prostu dlatego, że nic innego nie
posiadał.
Wyjeżdża.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]