s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Popatrz, jak zmiotłam tego hamburgera. W domu nie zjadłabym nawet
połowy. Jest tutaj w powietrzu coś, co sprawia, że żyje się... mocno. Miałeś
rację, że niełatwo się przystosować, ale teraz, po tych dniach, czuję się coraz
lepiej.
- A wczoraj - ciągnęła pełnym entuzjazmu głosem - kiedy znalazłam ten
dzban... niczego podobnego w życiu nie doświadczyłam, nawet wtedy, kiedy
pierwszy zaprojektowany przeze mnie przedmiot zszedł z taśmy produkcyjnej.
Przetrwać tutaj to wyzwanie, a podjecie tego wyzwania sprawia mi satysfakcję,
o jakiej mi się nie śniło...
Urwała, jakby podświadomie wyczuła, że powiedziała za dużo.
- Trudno to wytłumaczyć. Musisz mi uwierzyć na słowo.
- 76 -
S
R
- Na słowo - powtórzył, starając się ukryć wrażenie, jakie wywarło na nim
to wyznanie.
Zaczęła w nim kiełkować nadzieja. Może jednak Alicja zaakceptuje jego
świat?
Kiedy wrócili do portu, nad morzem zerwał się silny, wschodni wiatr.
- Nie możemy zgubić tej czekolady - odezwała się Alicja z udaną powagą
w głosie, gdy Dominik umieszczał zakupy w dziobie łodzi. Po sutym obiedzie
wrócił jej dobry humor.
Po kwadransie żeglugi, Dominik nieoczekiwanie skierował łódz do
brzegu.
- Co robisz? - spytała Alicja.
- Zapomnieliśmy... - Resztę słów zagłuszył wiatr.
- Słucham? Wyłączył silnik.
- Zapomnieliśmy o tabletkach przeciw chorobie morskiej.
- Przecież nie będziemy wracać - sprzeciwiła się. - Dam sobie radę. Jak
dotÄ…d jest niezle.
- Ale morze jest coraz bardziej wzburzone i wieje silny wiatr. - Obrzucił
niespokojnym wzrokiem gromadzÄ…ce siÄ™ na horyzoncie ciemne chmury.
- Jeśli wrócimy do Punta Blanca, nie zdążymy na wyspę przed burzą -
odparła Alicja. - Nie przejmuj się mną. Nawet jeśli zrobi mi się niedobrze,
przejdzie, jak tylko zejdÄ™ na lÄ…d.
Popatrzył na nią z wahaniem, po czym zmrużył oczy i skinął głową.
- W porządku. Będę trzymał się blisko tych wysepek, nie wypływając na
pełne morze. Zajmie to trochę więcej czasu, ale nie będzie tak kołysać.
- Rób, jak chcesz - powiedziała, wkładając w te słowa więcej optymizmu,
niż go miała naprawdę. Po kilku minutach jednak gorzko żałowała swej decyzji.
Rozkołysana, huśtająca się na wzburzonych falach łódz niebezpiecznie blisko
podpływała do sterczących z wody raf koralowych. Jeśli miałaby to być podróż
spokojna, Alicja nie chciała znać tej gwałtownej. Jej ubranie przemokło do
- 77 -
S
R
suchej nitki i dziewczyna drżała z zimna. Chmury zakryły słońce i powietrze
stało się nagle lodowate.
Pełna niepokoju twarz Dominika mówiła Alicji, że mężczyzna żałuje już
swojej decyzji.
- Płyńmy na otwarte morze! - krzyknęła. - Tam będzie bezpieczniej!
Utkwił spojrzenie w horyzoncie i potrząsnął głową.
- Jest zbyt wzburzone. ZalejÄ… nas fale.
Lepiej jeśli zalewać nas będzie woda, niż mielibyśmy roztrzaskać się na
skałach - chciała powiedzieć, ale poskromiła język. Kiedy jednak rzeczywiście
wypłynęli na otwarte wody, zmieniła zdanie. Otaczały ich spienione bałwany.
- Do najbliższej wysepki! - usłyszała okrzyk Doma.
Skinęła głową z ulgą. Skoro i tak miała złapać ich burza, wolała, żeby
stało się to na lądzie, a nie na rozszalałym morzu.
Radość trwała tylko sekundy. Kiedy Dominik skierował łódz w stronę
najbliższej, maleńkiej bezludnej wysepki, rozległ się przerazliwy trzask. Aódz
zadygotała. Przyczepiony do rufy silnik zadrżał tak mocno, że zdawało się, iż
odpadnie.
Dom, który odruchowo rzucił się w jego stronę, tylko pogorszył sprawę.
Jak na zwolnionym filmie, łódka przechyliła się na jedną burtę, stała w tej
pozycji krótką chwilę, po czym wywróciła się, wyrzucając do morza pasażerów
i Å‚adunek.
- 78 -
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Kamizelka ratunkowa wypchnęła natychmiast Alicję, która jak korek
wyskoczyła na powierzchnię. Ale dziewczyna zdążyła się już opić wody.
Krztusząc się i kaszląc, walcząc z krępującym ruchy ubraniem i przypiętą do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]