s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
97
RS
Otworzył jedne z kilkorga drzwi i wprowadził Beth do obszernego
gabinetu. Sam zasiadł za ogromnym biurkiem, a jej wskazał
ustawiony po przeciwnej stronie blatu fotel przeznaczony dla
interesanta.
- Kell, ja nie mam do ciebie żadnego interesu - odezwała się
Beth. - Nie próbuję od ciebie niczego wytargować.
- Czyżby?
- Jak możesz wątpić, skoro przyjechałam właśnie po to, żeby ci
zwrócić ten kosztowny prezent!
- Masz na myśli farmę? Beth skinęła głową.
- Ta farma to nie jest żaden prezent - wyjaśnił Kell. - To raczej
spłata należności. Coś ci się przecież należy ode mnie za to wszystko,
co zrobiłaś dla Katie! Jestem ci wdzięczny...
- I nie chcesz mieć u mnie po prostu długu wdzięczności, tak? -
zapytała ironicznym z lekka tonem Beth.
- Nie chcę mieć żadnych długów, u nikogo - z powagą
odpowiedział Kelł. - A już zwłaszcza u ciebie.
- Boisz się zobowiązań?
- Finansowych? Owszem, trochę.
- Ale emocjonalnych bardzo, prawda?
- Po prostu chcę zachować niezależność!
- I gotów jesteś nawet za nią zapłacić?
- Cena jest chyba dobra...
- Ale transakcja z gruntu nieuczciwa, Kell! Tu nie chodzi o jakieś
martwe przedmioty, tylko o żywe ludzkie uczucia. Zdławienie ich za
pieniądze, to coś w rodzaju płatnego morderstwa.
- A afiszowanie się ze swoimi uczuciami przed kimś, kto nie
może ich odwzajemnić, to szantaż.
- Nie musisz przecież poddawać się zakochanej szantażystce! -
wybuchnęła Beth. - Powiedz po prostu, że jej nie kochasz! I pozwól
jej zniknąć raz na zawsze z twojego życia, i nie próbuj jej od siebie
uzależniać, proponując jej mieszkanie i pracę albo obdarowując ją
kosztownymi prezentami!
Kell Hallam oparł obydwa łokcie o blat biurka, opuścił głowę i
98
RS
ukrył twarz w dłoniach.
- Moje uczucia nie mają tu nic do rzeczy - stwierdził posępnie. -
Bez względu na to, jakie są, nie chcę się im poddawać i nie mam
zamiaru ich ujawniać. Zaoferowałem ci wszystko, na co potrafię się
zdobyć, i to była naprawdę uczciwa oferta. Na nic więcej mnie nie
stać, ani finansowo, ani emocjonalnie.
- Finansami nie musisz się przejmować, bo ja tej farmy na
pewno od ciebie nie przyjmę, ani niczego innego w zamian nie
zażądam. Ale dlaczego boisz się własnych uczuć? Przez Joanne?
- A skąd ty o niej wiesz?
- Przecież sam mi o niej mówiłeś.
- Prawda.
- Tyle że nie powiedziałeś mi wszystkiego!
- To ty wiesz...
- Wiem, Kell, serdecznie ci współczuję.
- Nie potrzebuję niczyjego współczucia!
- A czy ty w ogóle potrzebujesz czegokolwiek od innych? Czy
ktokolwiek jest ci w ogóle potrzebny? Czy tak naprawdę nie
wolałbyś tkwić na tym swoim odludziu sam, jak pustelnik? Byłbyś
wtedy całkowicie niezależny, od nikogo! Ale i całkowicie
niepotrzebny. Nikomu, Kell!
- Jestem potrzebny Katie i to mi wystarczy.
- Tylko czy jej wystarczy ktoś, kto boi się okazywać uczucia i
najchętniej całkowicie by się ich wyrzekł? Zastanów się nad tym, Kell
- powiedziała Beth.
Po czym, pozostawiwszy na biurku teczkę z dokumentami,
wybiegła z gabinetu.
Beth Lister wybiegła w pośpiechu, ponieważ nie chciała
wybuchnąć w gabinecie płaczem.
Pozwoliła sobie na łzy dopiero na dziedzińcu.
A potem, w furgonetce, płakała przez całą drogę, w rozżaleniu i
zdenerwowaniu, nie bardzo nawet zdając sobie sprawę, dokąd
jedzie, lecz automatycznie kierując się tam, gdzie przez kilka
ostatnich lat miała swój azyl.
99
RS
Na farmę...
Kell Hallam pozostał w gabinecie sam.
Nie próbował wybiec za Beth, nie starał się jej zatrzymać. Nie
wstał nawet, by spojrzeć w okno, kiedy odjeżdżała z Coolbunna.
Tkwił nieruchomo w swoim fotelu. Tkwił w nim przez bardzo
długi czas, z pozoru bezmyślnie wpatrzony w drzwi, które Beth
mocno zatrzasnęła za sobą, lecz w istocie pogrążony w głębokich i
intensywnych rozmyślaniach.
Czy nie popełniam przypadkiem najpoważniejszego w moim życiu
błędu, skutecznie zniechęcając do siebie Beth Lister? - zastanawiał
się. To przecież naprawdę wspaniała dziewczyna, nie tylko
atrakcyjna, ale również wrażliwa, pełna fantazji, inteligentna. I
bezkompromisowa...
I właśnie w tym tkwi problem! - replikował w myślach. Mógłbym
się przy niej znalezć w sytuacji, w której musiałbym postawić
wszystko na jedną kartę, na przykład dokonać jakiegoś ostatecznego
wyboru, podjąć definitywną decyzję, powziąć nieodwołalne
postanowienie...
A przecież nie wolno mi w ten sposób ryzykować, póki mam pod
opieką Katie, zastrzegał się. Muszę pamiętać o jej obecności w moim
życiu, muszę mieć na uwadze jej dobro, jej bezpieczeństwo, jej
spokój.
Chwileczkę! - zaczynał nagle powątpiewać w sens
dotychczasowego rozumowania i w słuszność swoich wniosków. Czy
zawsze da się trafnie ocenić, co jest dobre, a co złe, co przyjemne i
bezpieczne, a co ryzykowne i przykre?
Katie wolała kiedyś spać w kuchni na twardej podłodze niż w
swoim pokoju na wygodnym łóżku, przypominał sobie. I wolała
milczeć, niż mówić, choć gadulstwo jest czymś jak najbardziej
typowym dla dziecka w jej wieku. A ja sam zdecydowałem się nie tak
dawno temu zaryzykować bardzo wiele, łącznie z karą długoletniego
więzienia, byleby tylko porwać Mayberry'emu tuż przed ślubem
fałszywą narzeczoną i uniemożliwić mu w ten sposób zagarnięcie
spadku po Oliverze Bromleyu!
100
RS
A przecież, jeślibym trafił do kryminału - konkludował - to biedna
Katie znalazłaby się znowu w jakimś sierocińcu. Mimo
najuczciwszych intencji, moje postępowanie mogłoby się okazać dla
niej bardzo złe.
Fakt, dość niebezpiecznie zaryzykowałem! Ale czy to znaczy, że
mogę, mam prawo, zrobić to jeszcze raz? - zadawał sobie z kolei
pytanie. Dla osobistej przyjemności, dla zaspokojenia własnych
pragnień?
Bo ja niesamowicie pragnę tej kobiety, a nawet więcej, ja ją z
pewnością kocham, przyznawał się sam przed sobą. No, ale przecież
wiążąc się z nią emocjonalnie, uzależniłbym od niej również Katie. I
naraziłbym ją na ogromne rozczarowanie, gdyby nasz związek, jak
tyle innych, nie przetrwał próby czasu. Ja straciłbym wówczas żonę,
a Katie zastępczą matkę. I naprawdę trudno ocenić, czyja strata
byłaby bardziej dotkliwa. Tylko dlaczego z góry przewidywać straty,
a nie na przykład korzyści?
Kell Hallam, przejściowo pewny własnych racji, znowu za moment
zaczynał w duchu powątpiewać w nie.
Gdybym tak postępował jako farmer, nie zdziałałbym niczego i nie
miałbym żadnych efektów. Więc może i w życiu niczego nie
zdziałam, jeśli się będę tak uparcie asekurował?
Q, nie! Ja wcale nie jestem asekurantem. Ja jestem tylko ostrożny,
stwierdził, dochodząc nagle do wniosku, że w niewłaściwy sposób
ocenił przed chwilą samego siebie. I jestem trochę nieufny, po tym
wszystkim, co przeżyłem...
Ale przecież Beth można zaufać! - próbował sobie tłumaczyć.
Nawet dzikie zwierzęta jej ufają, a one mają przecież nieomylny
instynkt. Więc dlaczego...
- Dlaczego Beth wcale mi się nie pokazała, wujku?
Wypowiedziane po cichutku pytanie wytrąciło Kella
Hallama z zamyślenia tak gwałtownie, że w pierwszej chwili wcale
nie był pewien, czy naprawdę słyszy dziecięcy głosik Katie i widzi ją
przed sobą w uchylonych drzwiach gabinetu, czy tylko to sobie
wyobraża, nadal prowadząc wewnętrzną dyskusję z samym sobą.
101
RS
Dlatego pewnie patrzył na małą półprzytomnym wzrokiem i nic
jej nie odpowiadał.
Powtórzyła więc, nie dając za wygraną:
- Wujku, dlaczego Beth przede mną uciekła? Dopiero wtedy Kell
powrócił ostatecznie do rzeczywistości i odezwał się:
- Ależ, kochanie, to wcale nie było tak...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]