s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej go \al i o wszystkich tego konsekwencjach.
ojciec głośno wyra\ał niepokój, \e jazda nocą krętymi,
- Prawdziwy cud, \e Beaumont natychmiast się nie
nieoświetlonymi drogami w górach mo\e być niebez-
wyprowadził! - zburczała ją matka. - Na litość boską,
pieczna, i namawiał ją, \eby choć przenocowała.
Varnie! Naraziłaś brata na utratę pracy! Czy ty w ogóle
Varnie jednak uparła się wracać. Po\egnała się
myślisz? Mieliśmy z nim tyle problemów, a teraz, kiedy
serdecznie z rodzicami, prosząc, by dzwonili do niej
wreszcie się jakoś ustawił... Nie przyszło ci do głowy, \e
na komórkę, a nie na numer telefonu domowego, gdy\
ten Beaumont go zwolni? A tak się chłopak starał, tak
- jak wyjaśniła, oczywiście nie do końca zgodnie z
mu zale\y na tej robocie...
prawdą
116 Jessica Steele Zaręczyny na niby 117
- linia musiała być wolna z uwagi na charakter pracy musiała poradzić sobie sama. Rzecz w tym, \e nie miała
Beaumonta. zielonego pojęcia, jak wymienia się koło, a ju\ szczegól-
nie jak to zrobić w czarną noc na nieoświetlonej drodze,
Kiedy wyje\d\ała z domu, na niebie pojawiły się
gdy nad górami przechodzi nawałnica. Mo\e odczekać
chmury. Zanim znalazła się na granicy Gloucestershire
z Walią, zaczęło padać. Pogoda mnie ostatnio nie roz- do chwili, a\ deszcz osłabnie? Tak, tyle \e czas mijał,
a nic nie wskazywało na to, by niebo miało się przejaś-
pieszcza, pomyślała Varnie, ale có\, lepszy ju\ deszcz ni\
nić. Mo\e do kogoś zatelefonować? Do Leona? W \ad-
mgła, a w górach mo\e w ogóle się przejaśni.
Niestety rzęsisty deszcz zamienił się w ulewę. Miota- nym wypadku. Do ojca? Te\ bez sensu. O tej porze spał
ne wiatrem ściany wody zmniejszyły widoczność w doli- ju\ pewnie smacznie, a w dodatku od domu oddzielał ją
szmat drogi. Do Leona było du\o bli\ej. Ale nie... Robić
nach niemal do zera. W taką noc zwykły śmiertelnik nie
wyściubia nosa z domu. Varnie jechała powoli, wdzięcz- z siebie taką niezgułę?
Varnie wysiadła z samochodu i otworzyła baga\nik.
na losowi za to, \e przynajmniej ma się gdzie skryć.
Były tam jakieś narzędzia do wymiany koła, tyle \e...
Szczęście nie trwało jednak długo. Raptem coś zaczęło
Bóg jeden wie, jak się nimi posłu\yć. Kwadrans pózniej,
szwankować w układzie kierowniczym i chwilę pózniej
zorientowała się, \e... złapała gumę. Nie! - uznała zde- po bezowocnych próbach odkręcenia śrub, Yarnie zre-
zygnowała. Komuś, kto je mocował, pomyślała, chyba
sperowana. To niemo\liwe! Samochód był
nigdy nie przyszło do głowy, \e będą odkręcane. Próbo-
supersprawny. Ojciec konsekwentnie tego wymagał i
wała wielokrotnie, u\yła do tego całych swoich sił, ale
pilnował, by nie zapomniała w porę oddać auta do
niestety po prostu nie chciały się poddać. Wyprostowała
przeglądu.
Na szczęście - a miała prawo sądzić, \e za tak po- plecy. Była przemoczona do suchej nitki, więc napraw-
dę nie miało ju\ znaczenia, \e deszcz lał się na głowę,
tworną noc i iście szatańskie warunki jazdy naprawdę
a włosy lepiły się do twarzy.
nale\ało się jej trochę szczęścia - Varnie znajdowała się
Wyjęła telefon komórkowy. Lepiej ju\ wyjść na głu-
w pobli\u zjazdu z szosy i dała radę powoli ustawić sa-
pią. Niezbyt to przyjemne, ale przynajmniej znane. Była
mochód na szerszym poboczu. Tylko co dalej? Siedziała
za kierownicą, jakby miała nadzieję, \e ta przeklęta opo- bliska łez, gdy dotarło do jej świadomości, \e w górach
trudno jest uzyskać połączenie z komórki, gdy\ traci się
na naprawi się sama. Tymczasem na trakcie nie pojawił
się ani jeden pojazd. Powoli dotarło do niej, \e będzie
118
119
Jessica Steele
Zaręczyny na niby
zasięg. Wściekła na telefon, góry, pogodę, przebite koło
inny udzielił jej pomocy.  Ju\ jadę" - powiedział. Tyl-
i własną nieporadność ruszyła szosą przed siebie, spraw-
ko tyle. A\ tyle!
dzając co kilkadziesiąt metrów, czy mo\e jakimś cudem
Uszła daleko od samochodu i nim wreszcie dotarła
w komórce nie odezwie się sygnał. Był to długi marsz.
na miejsce, zaczęły ją dręczyć wyrzuty sumienia, \e w
Kiedy wreszcie telefon o\ył, prawie się popłakała. Dr\ą-
ogóle zaalarmowała Leona. Deszcz dalej lał jak z cebra.
cymi palcami wystukała numer do Aldwyn House z na-
Przemoczone buty tak cią\yły, \e kusiło ją, \eby je po
dzieją, \e Leon nie poło\ył się jeszcze do łó\ka, a przy-
prostu zdjąć. Równie niewygodnie szłoby się w sa-
najmniej nie usnął twardo.
mych skarpetkach.
Nie spał. Odebrał telefon od razu, jakby czekał.
Raptem, w ciszy nocy, usłyszała nadje\d\ający samo-
Varnie nie dała mu dojść do słowa.
chód. Nie miała pewności, czy powinna dać się zobaczyć,
- Leon! - zawołała roztrzęsiona. - Złapałam gumę
więc kiedy wyjechał zza zakrętu, przywarła całym ciałem
i nie mogę zmienić koła. Próbuję i próbuję, ale...
do skał, lecz po chwili omiotły ją przednie światła. Kierow-
Odczuła wielką ulgę, gdy nie zaczął jej pouczać, nie
ca gwałtownie zahamował. Serce zaczęło jej bić jak szalo-
powiedział, \eby dała mu spokój ani nie robił \adnych
ne. O matko! A jeśli to jakiś rzezimieszek? Na bezdro\ach
wymówek. Zareagował tak, jakby natychmiast zrozu-
dochodziło czasem do tragedii. Pisała o tym prasa...
miał, \e jest u kresu wytrzymałości nerwowej.
- Leon... - wyszeptała ze łzami w oczach.
- Gdzie jesteś? - zapytał łagodnie.
- Troszeczkę zmokłaś. - Wysiadł, podszedł do niej
Najlepiej jak potrafiła, urywanym głosem, opisała mu
spokojnie i patrząc na nią badawczo, delikatnym ru-
okolicę.
chem odgarnął z jej twarzy ociekające wodą włosy. -
- A w ogóle to... dokładnie nie wiem. Ja... A teraz szybciutko! - Pomógł jej wsiąść na przednie sie-
- Ju\ do ciebie jadę - przerwał. - Zamknij się w sa- dzenie. - Jazda do domu!
mochodzie. Znajdę cię. - Dzię... dziękuję, \e przyjechałeś. - Zęby tak jej
Nie miała pojęcia, ile czasu zajmie Leonowi dotar- szczękały, \e prawie nie mogła mówić. Nie odpowie-
cie do niej, ale podniósł ją na duchu ju\ sam fakt, \e dział, wyobraziła więc sobie, \e jest na nią zły. - Nie
nie musiała prosić, \eby przyjechał. Nawet nie zasu- mogłam czekać w samochodzie. Komórka nie łapała
gerował, \e zadzwoni do jakiegoś warsztatu, by ktoś zasięgu.
120 Jessica Steele
Zaręczyny na niby 121
- Najwa\niejsze, \e nic ci ju\ nie grozi. Tylko to się
Była tak zaszokowana, \e na moment przestała się
liczy. Masz coś do zabrania ze swojego samochodu?
nawet trząść.
- To... torebkę. - Znów zaszczekały jej zęby. Chciała
- Bo inaczej co? Sam mnie rozbierzesz? - Zakryła rę-
po nią pójść, ale Leon stanowczo się temu sprzeciwił i
ką usta.
wysiadł. Dopiero wtedy Varnie uświadomiła sobie, \e
- Licz się z taką mo\liwością - warknął i stanął przy
cała się trzęsie i jest przemarznięta do szpiku kości. Nie
drzwiach z drugiej strony.
bardzo wiedziała, co robił Leon, a\ do chwili gdy poczu-
Prysznic był fantastyczny. Och, jeszcze, jeszcze... Go-
ła, \e otula ją kołdrą. W rekordowo szybkim czasie zna- rąca woda obmywała jej głowę i całe ciało. Varnie powoli
lezli się przed Aldwyn House. Nie tracąc czasu na zamy- zaczęła się rozgrzewać.
kanie bramy i wstawianie samochodu do gara\u, Leon
- Jak ci tam?
zajął się wyłącznie nią. Varnie bardzo chciała panować
O matko! Miała towarzystwo! Czy przez zaparowaną
nad sobą, ale czuła się niewyraznie.
szybę było ją widać? Czy Leon w ogóle na nią patrzył?
- Próbowałam zmienić koło - powiedziała w drzwiach, - Zwietnie! - odkrzyknęła. Miała nadzieję, \e za-
ale Leon przytrzymał tylko opadającą z niej kołdrę i prze- brzmiało to pewnie, tak jakby wcale nie była za\eno- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl