s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdy brał udział w podobnych wydarzeniach.
Wprawdzie przedstawiciele nowoorleańskiej socjety zaprzeczali temu
na forum publicznym, jednak nie dało się ukryć, że cechowała ją kostniała,
hierarchiczna struktura, a wszelkie próby jej naruszenia znamienite stare rody
odbierały jako śmiertelny afront. Jednak czasy się zmieniały, bogactwo
przestało być przywilejem przynależnym tylko wybranym familiom, jego
obszar się poszerzał, a stary establishment nie mógł już dłużej tego
ignorować. Szło to wprawdzie opornie, ale zaczął wreszcie tolerować
odstępstwa od sztywno ustalonej hierarchii i dopuszczać do siebie członków
nawet takich rodzin jak St. Jamesowie, którzy w opinii nowoorleańskiej
arystokracji byli tylko odrobinę lepsi od Jankesów, tych barbarzyńców z
Północy.
O tak, szanowali jego pieniądze, kupowały mu wpływy w ich
środowisku, nawet jeśli skrycie nim gardzili. Lecz ich pogarda miała coraz
mniejszą siłę rażenia, z czego Donovan od jakiegoś czasu doskonale zdawał
sobie sprawę. Prawda była bowiem taka, że stara arystokracja Południa nie
cieszyła się już tak potężnymi i rozległymi wpływami jak kiedyś. Utraciła
monopol na rzecz robiących karierę w biznesie ludzi ze społecznych nizin,
tych wszystkich, jak ich wzgardliwie nazywano, parweniuszy,
40
R
L
T
dorobkiewiczów czy nuworyszy. By więc zachować chociaż część dawnej
potęgi, stara nowoorleańska arystokracja zwarła szyki i zakreślała fikcyjne
granice oddzielające ich uprzywilejowany świat od całej reszty.
Donovan wiedział przy tym, że wprawdzie publicznie skrywana, jednak
bardzo głęboka niechęć, którą wzbudzał w tej klasie społecznej, brała się nie
tylko z tego, że miał niskie pochodzenie i reprezentował tak zwane nowe
pieniądze, co dotyczyło wszystkich znajdujących się w podobnym jak on
położeniu. Mianowicie do niego żywiono urazę natury osobistej, ponieważ
jako dziennikarz odkrył i ujawnił, że pewne stare rody uczestniczą w
korupcyjnych machinacjach, a także przeżarte są obyczajową demoralizacją.
Doprowadziło to je do kompletnej ruiny i deklasacji. Wiedział, że to nigdy nie
zostanie mu wybaczone.
Może to dziecinne, ale ta sytuacja czasami wzbudzała w nim
satysfakcję. Z drugiej strony szczodrze wspierał finansowo Children s Music
Project, przedsięwzięcie zakrojone na szeroką skalę, którego celem była
muzyczna edukacja najzdolniejszych dzieci i propagowanie kultury
muzycznej, i dawało mu wiele zadowolenia zasiadanie w radzie
programowej. Nie pozbędzie się szybko etykietki nuworysza, ale to on i jego
nuworyszowscy przyjaciele wypisywali czeki na działalność charytatywną.
Czasy były ciężkie, zwłaszcza dla tych, którzy dużo stracili na załamaniu
gospodarki. Utrzymywanie poziomu życia właściwego bogatszym sferom
mimo braku środków finansowych miało długoletnią tradycję wśród wyż-
szych klas Nowego Orleanu, datującą się od przegranej wojny secesyjnej. I
nie służyło to niczemu innemu, jak tylko podkreśleniu, że dobre urodzenie,
dzisiaj często zwane dobrym genotypem, jest ważniejsze niż pokazne konto
bankowe. Jeśli nie przyszedłeś na świat we właściwej rodzinie, do pewnych
kręgów nie masz wstępu.
41
R
L
T
Podszedł po kolejnego drinka do baru, a na niewielkiej scenie, na której
normalnie grywały zespoły, pojawił się dyrektor wykonawczy Children s
Music Project. Wygłosił zwyczajowe podziękowania, podsumował sukcesy
minionego roku, przedstawił plany na przyszłość.
Jack Morgan, współwłaściciel kancelarii adwokackiej, która
reprezentowała St. James Media, i jeden z partnerów Donovana do
racquetballa, dołączył do niego, zasygnalizował barmanowi, że prosi o
kolejnego drinka, po czym spytał:
 Myślisz, że przemowy potrwają jeszcze długo?
 A co, masz randkę z atrakcyjną dziewczyną?  odparł pytaniem
Donovan.
 Jeśli to usprawiedliwi moją nieobecność...  Jack z westchnieniem
oparł się o ladę.
 Po prostu wyjdz, nikt na to nie zwróci uwagi.
 Oprócz mojej matki.
 No tak...  Donovan doskonale wiedział, w czym rzecz. Pani Morgan
była istnym dragonem w spódnicy.  Kiepsko być w twojej skórze.
 Dzisiaj na pewno.
 Lorelei LaBlanc  zaanonsował dyrektor.
Donovan odwrócił głowę tak gwałtownie, że coś mu zatrzeszczało w
kręgach szyjnych. Najpierw pomyślał:  Co ona, do cholery, tutaj robi?  ,
zaraz jednak przypomniał sobie, co mówiła o środzie i o reprezentowaniu
Vivi i Connora podczas ich miesiąca miodowego. Do diabła, widywał ją
częściej przez ostatni tydzień niż przez ostatnich pięć lat. To już będzie
trzecie ich spotkanie w tak krótkim czasie.
Wynurzyła się z tłumu i weszła po schodkach na scenę, a on o mało nie
wypuścił drinka z dłoni. Ubrana w obcisłą, podkreślającą kształty
42
R
L
T
ciemnofioletową sukienkę, Lorelei wyglądała jak księżniczka przemawiająca
do szarego tłumu. Uosobienie elegancji, stylu, klasy, innymi słowy  rezultat
starannego wychowania i właściwego urodzenia. Swobodna, pewna siebie.
Czarne włosy okalały pierścionkami białą skórę ramion, pojedyncze loki
wydawały się pieścić jej pierś. Poczuł przypływ pożądania, a cichy gwizd tuż
za jego plecami powiedział mu, że nie on jeden je poczuł.
 Cholera...  odezwał się Jack zduszonym głosem.
 Mała siostrzyczka dorosła...
Uważał Jacka raczej za znajomego niż przyjaciela, pohamował się więc
z ostrzeżeniem, by powstrzymał się od dalszych komplementów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl