s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chyba nie wystarcza mi ta odpowiedz.
 Hannah, jestem zawodowym pielęgniarzem. Zaufaj mi
troszkę. Nie będę zerkał na twój tyłek dla zabawy.
Nie mogę wytrzymać, wybucham śmiechem, kiedy
zastanawiam się, co zrobić. I myślę, że właściwie to nie mam nad
czym się zastanawiać, jeśli chcę wydostać się z tego łóżka.
 W porządku?  pyta.
 W porządku  odpowiadam.
Chwyta mnie za nogi i obraca. Przesuwam się w jego stronę.
Staje blisko mnie. Obejmuje ramieniem moje plecy, drugie ramię
podkłada pod nogi.
 Raz  mówi.
 Dwa  mówię razem z nim.
 Trzy!  mówi, podnosi mnie i po sekundzie siedzę na
wózku inwalidzkim.
Siedzę na wózku inwalidzkim.
Właśnie ktoś musiał mnie dzwignąć i przenieś na wózek
inwalidzki.
Miałam dziecko, ale umarło.
 Okej?  pyta Henry.
 Tak  mówię, kręcę głową, wyrzucam z siebie złe myśli. 
Tak!  dodaję.  Ależ mnie to kręci! Dokąd jedziemy?
 Specjalnie nigdzie, tak sobie pojezdzimy  mówi.  W tej
chwili chcę, żebyś zapoznała się z wózkiem i dobrze na nim
poczuła. Może po prostu trochę przejedziemy się po sali.
Odwracam się i patrzę na niego.
 No, daj spokój  mówię.  Chcę stąd wyjechać. Przez całe
dni siusiałam do basenu. Chcę coś zobaczyć.
Spogląda na zegarek.
 Powinienem odwiedzić innych pacjentów.
Zrozumiałam. Jest w pracy. Ja jestem jej częścią.
 Okej  mówię.  Powiedz mi, jak to działa.
Zaczyna mi pokazywać, jak kręcić kołami i jak się
zatrzymywać. Krążymy po pokoju. Odpycham się tak mocno, że
uderzam w ścianę, a Henry biegnie do mnie i mnie łapie.
 Hola  mówi on.  Rób to spokojnie.
 Przepraszam  mówię ja.  Wyrwało mi się spod kontroli.
 Chyba już wiemy, że nie będzie z ciebie kierowca
wyścigowy.
 Zrezygnowałam z tego całkowicie, kiedy wpadłam pod
samochód.
W tej chwili Henry mógłby być na mnie zły. Ale nie jest.
Podoba mi się to. Bardzo mi się podoba.
 Hm, pilot też nie  mówi.  A może to już wykreśliłaś, bo
wpadłaś przedtem pod samolot?
Podnoszę na niego oburzony wzrok.
 Czy tak rozmawiasz z wszystkimi swoimi pacjentami? 
pytam. To jest to. Całymi dniami zastanawiałam się nad tym.
Zadałam je tak, jakby w najmniejszym stopniu nie obchodziła
mnie jego odpowiedz.
 Tylko z tymi złymi  mówi. Potem nachyla się i chwyta za
poręcze mojego wózka. Jego twarz jest tuż przy mojej, tak blisko,
że widzę pory w jego skórze, złote plamki w jego oczach. Gdyby
na jego miejscu był jakiś inny mężczyzna, myślałabym, że mnie
pocałuje.  Gdybyś przypadkiem wytoczyła się z sali  mówi z
chytrym uśmieszkiem  to na pewno zajmie mi tylko minutę,
zanim cię dopędzę i z powrotem tutaj doturlam.
Henry powoli puszcza mój wózek, odsuwa się z drogi.
Nie patrzę na drzwi. Gapię się na niego.
 Gdybym przypadkiem mocno zakręciła kołami  mówię  i
wyjechała prosto na korytarz&
 Mógłbym cię nie zauważyć, chyba że tam dłużej
pobędziesz.
 Więc to jest w porządku?  mówię. Patrzę na niego, ale
jadę do drzwi.
Zmieje się.
 Tak, to jest w porządku.
 A jeśli dojadę do progu?
Wzrusza ramionami.
 Zobaczymy, co się stanie.
Dalej toczę się do przodu. Ramiona już mnie bolą od
kręcenia kołami.
 Jeśli po prostu nad nim przejadę?
Zmieje się.
 Może byś przestała na mnie patrzeć i zaczęła uważać,
dokąd jedziesz  mówi w chwili, gdy uderzam kołem o framugę.
 Ojej  mówię, cofam, prostuję wózek, a potem wytaczam
się prosto na korytarz.
Jest tam większy ruch, niż mi się zdawało. Więcej dyżurek i
gabinetów, więcej pielęgniarek. Potem zerkam na moją salę. To
oczywiste, że oddycham tym samym powietrzem, co na szpitalnym
łóżku, ale tutaj, na zewnątrz, powietrze wydaje się jakieś świeższe.
Korytarz jest bardziej nijaki, bardziej banalny, niż wyobrażałam
sobie, leżąc w łóżku. Podłoga pod kołami lśni czystością. Zciany
po obu stronach mają niewinny jasnobeżowy odcień. Ale pod
pewnymi względami równie dobrze mogłabym wylądować na
Księżycu. Przez ułamek sekundy tak osobliwie i obco się czuję.
 W porządku, Magellanie  mówi Henry, chwytając rączki
za oparciem wózka.  Dość odkryć jak na jeden dzień.
Dziękuję mu, kiedy wracamy na moją salę. Kiwa do mnie
głową.
 Nie ma o czym mówić.
Podwozi mnie do łóżka.
 Gotowa?  pyta.
Kiwam głową i przygotowuję się. Wiem, że boli, kiedy mnie
podnosi, kiedy mnie kładzie.
 Do dzieła  mówię.
Podkłada ramię pod moje nogi. Mówi, żebym objęła go za
szyję i mocno się trzymała. Nachyla się nade mną, drugie ramię
podkłada mi pod plecy. Pocieram czołem o jego podbródek, czuję
zarost.
Z głuchym odgłosem ląduję na łóżku. Pomaga mi
wyprostować nogi i okrywa mnie kocem.
 Jak się czujesz?  pyta.
 Dobrze się czuję  mówię.  Dobrze.
Prawdę mówiąc, tak się czuję, że chce mi się płakać.
Niewiele brakuje, żebym zaczęła płakać łzami wielkimi jak kulki
do gry. Nie chcę znowu leżeć na tym łóżku. Chcę wstać, ruszać się,
żyć, robić coś, widzieć coś. Posmakowałam chwały siedzenia na
korytarzu. Nie chcę znowu leżeć na tym łóżku.
 Dobrze  mówi.  No, Deanna przychodzi za jakąś
godzinę. Przyjdzie, żeby sprawdzić, co u ciebie, i zobaczyć, czy z
tobą w porządku. Powiem doktor Winters, że dzisiaj poszło dobrze.
Na pewno w najbliższym czasie każą ci chodzić na fizjoterapię.
Trzymaj tak dalej.
Wiem, że kiedy pielęgniarka albo pielęgniarz mówią do
pacjenta  trzymaj tak dalej , to jest to coś normalnego. Wiem. I to
mnie niepokoi.
Henry jest przy drzwiach, chce wyjść.
 Dziękuję!  wołam do niego.
 Cała przyjemność po mojej stronie  mówi.  Do widzenia
w nocy.  I nagle zaczyna się nerwowo zachowywać.  Chciałem
powiedzieć& gdybyś nie spała.
 Wiem, co chciałeś powiedzieć  mówię z uśmiechem.
Nic na to nie poradzę, ale myślę, że nie może się doczekać,
żeby mnie zobaczyć. Może się mylę. Ale chyba nie.
 Do widzenia w nocy.
Uśmiecha się do mnie i znika.
Jestem tak roztrzęsiona, że nie mogę spokojnie uleżeć, a
przecież jedyne, co mogę, to leżeć spokojnie. Więc włączam
telewizor. Leżę i czekam, aż zdarzy się coś interesującego. Nic się
nie zdarza.
Parę razy przychodzi Deanna, żeby sprawdzić, co u mnie.
Poza tym nic się nie dzieje.
Szpital jest nudnym, bardzo, bardzo nudnym, cichym,
sterylnym miejscem. Wyłączam telewizor i obracam się na bok,
tyle ile mogę. Próbuję zasnąć.
Budzę się dopiero, kiedy około wpół do siódmej przychodzi
Gabby. Niesie pizzę i stertę amerykańskich czasopism.
 Ale głośno chrapiesz  mówi Gabby.  Przysięgam, słychać
cię na korytarzu.
 Oj, zamknij się  mówię.  Tamtej nocy, kiedy tutaj spałaś,
Henry porównał cię do buldożera. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl