s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobrze. Można zająć umysł jakimś praktycznym działaniem i choć na
chwilę uwolnić się od rozpaczliwych pytań, na które nie znajdowała
odpowiedzi.
Gdy napełniano bak, jej spojrzenie błądziło bezwiednie dookoła.
Nagle dostrzegła aparat telefoniczny i już po chwili wykręcała dobrze
84
R S
znany numer. Istniał tylko jeden człowiek na świecie, który mógł ją
uchronić przed popadnięciem w obłęd, a zaczynała być tego bliska.
- Słucham - odezwał się obcy głos.
- Czy mogę prosić pana Cheta Stantona?
- Kto mówi?
Zawahała się przez krótką chwilę.
- Znajoma.
Obawiała się, że telefonistka w centrali zażąda podania
nazwiska, jednak na szczęście połączyła ją bez dalszych pytań.
- Stanton, słucham.
- To ja, Dina! - zawołała z ulgą.
- Ach! - W jego głosie brzmiało zaskoczenie i jakby niepewność.
- Cześć.
Bez trudu odgadła przyczynę jego powściągliwości.
- KtoÅ› jest w twoim gabinecie?
- Tak.
Szósty zmysł podpowiedział jej, że to Blake. Dałaby za to
głowę, choć nie miała żadnych podstaw, by tak przypuszczać.
- Muszę z tobą porozmawiać - zażądała z desperacją. -
Spotkajmy się... - pośpiesznie zerknęła na zegarek. - Możemy się
umówić na lunch?
Westchnął głęboko.
- Niestety, obawiam się, że w tym czasie jestem już umówiony.
- Naprawdę muszę się z tobą zobaczyć - powtórzyła z naciskiem.
- Może pózniej?
85
R S
- Strasznie długo cię nie widziałem - skłamał gładko
Chet na użytek osoby w swoim biurze. - Umówmy się na drinka,
co? Na przykład o piątej trzydzieści.
Aż tyle mam czekać? - coś w niej jęknęło rozpaczliwie.
Wiedziała jednak, że nie ma wyboru i wymieniła nazwę pierwszej
kawiarni, jaka jej przyszła do głowy.
- Przyjdę na pewno - obiecał.
- Aha, jeszcze jedno... Słuchaj, nie mów Blake'owi o naszym
spotkaniu. Nie chcę, żeby o tym wiedział. Nie zrozumiałby.
W słuchawce zapadła cisza.
- Dobrze - zgodził się w końcu. - Do zobaczenia.
Gdy odwiesiła słuchawkę, zauważyła, że pracownik stacji
wpatruje siÄ™ w niÄ… z zaciekawieniem, ale jakby i z troskÄ…. Szybko
otworzyła torebkę i zapłaciła za benzynę.
- Czy wszystko w porządku, panienko? - spytał. Zaskoczona,
zerknęła na swoje odbicie w szybie i zrozumiała. Włosy miała
straszliwie potargane przez wiatr, a na jej policzkach widniały ciemne
smugi rozmazanego tuszu. Wyglądała jak ostatnie nieszczęście.
- Tak, oczywiście - skłamała pospiesznie, bo cóż miała
odpowiedzieć?
Wsiadła do samochodu, zjechała na pobocze i postarała się
doprowadzić swój wygląd do porządku. Poprawiła makijaż,
przyczesała włosy i obwiązała je jedwabną apaszką. Przejrzała się we
wstecznym lusterku.
- Wez się w garść, dobrze? - zbeształa samą siebie.
86
R S
Przekręciła kluczyk w stacyjce i odjechała. Nie miała
najmniejszego pojęcia, co ma ze sobą począć przez resztę dnia.
ROZDZIAA SZÓSTY
W kawiarni panował półmrok. Górne światła nie paliły się w
ogóle, zaś stojące na stołach świece nie dawały zbyt wiele światła.
Wyłożone ciemną boazerią ściany oraz niski sufit przytłaczały
niewielką salę, przynajmniej Dina odnosiła takie wrażenie. Normalnie
uznałaby to wnętrze za przytulne, teraz jednak wydawało jej się wy-
jÄ…tkowo ponure.
Siedziała w kącie i z utęsknieniem wpatrywała się w drzwi
wejściowe. W stojącej przed nią nietkniętej szklaneczce powoli
topniał lód. Spojrzała na zegarek. Jeszcze pięć minut. Pięć nieznośnie
długich minut, które trzeba jakoś przetrzymać.
Przed godziną zadzwoniła do Normy i powiadomiła, że wróci
pózno. Nie podała jednak przyczyny, ani nie zdradziła, gdzie się
znajduje. Blake się wścieknie, przyszło jej do głowy. No, to niech się
wścieka, pomyślała ze złośliwą satysfakcją. Nie zamierzała się tym
przejmować. Ani tym, ani konsekwencjami potajemnego umawiania
siÄ™ z Chetem.
Drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich czyjaś sylwetka.
Rozpoznała ją natychmiast i zamarła. Och, nie, wszystko, tylko nie to!
87
R S
Blake przystanął i poczekał, aż jego oczy przyzwyczają się do
półmroku. Z rozpaczą zdała sobie sprawę, że nie ma dokąd uciec. A
może jej nie zauważy w tym ciemnym kącie? Starała się skulić,
odwrócić twarz, zniknąć... Na próżno. Chwilę pózniej już zmierzał w
jej stronÄ™.
Wbiła wzrok w stół i kurczowo zacisnęła dłonie na pełnej
szklance. Koszmarna chwila konfrontacji zbliżała się nieuchronnie.
Wreszcie stanął tuż przed nią. Czekał w milczeniu, aż ona odezwie się
pierwsza.
- Co za nieoczekiwane spotkanie - zadrwiła gorzko, wciąż nie
podnosząc wzroku. - Jaki ten świat jest jednak mały, prawda?
- Rzeczywiście, co za przypadek - przytaknął.
W końcu spojrzała na niego, lecz jego twarz była schowana w
mroku, nie mogła więc nic z niej wyczytać.
- Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? - spytała, choć znała
odpowiedz.
- Chet mi powiedział.
- Ale dlaczego? - wyrwało jej Się. Jakim cudem najlepszy,
wielokrotnie wypróbowany przyjaciel mógł zawieść pokładane w nim
zaufanie?
- Ponieważ go o to poprosiłem.
- Przecież obiecał, że dochowa tajemnicy! - jęknęła.
Czuła się straszliwie zawiedziona i osamotniona w swoim
nieszczęściu.
- Domyśliłem się tego.
88
R S
Westchnęła.
- Jak więc udało ci się przekonać go do złamania słowa?
- Jestem twoim mężem, choć najwyrazniej usilnie próbujesz o
tym zapomnieć. Dlatego mam przynajmniej prawo wiedzieć, gdzie się
podziewasz.
Zauważyła, że jego dłonie zacisnęły się w pięści. Przestraszyła
się. Musiał aż kipieć z wściekłości. Nic zresztą dziwnego, skoro jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl