s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nadeszła znowu niedziela. Lonny nie miała pojęcia,
że Lutz przybył do Nowego Jorku poprzedniego dnia
wieczorem. Jak zwykle w niedzielę wstała nieco póz-
niej, powoli się ubrała, a potem zjadła śniadanie w ślicz-
nej, pełnej kwiatów jadalni pensjonatu. Jej pokój został
tymczasem sprzątnięty. Lonny wróciła na chwilę, żeby
178
RS
przygotować się do wyjścia. Słońce świeciło kusząco,
więc postanowiła pójść na spacer. Zaledwie jednak we-
szła do pokoju, usłyszała pukanie i w drzwiach ukazał
się jeden z czarnoskórych służących, miły inteligentny
chłopak, który rozmawiał z Lonny zawsze po niemie-
cku, gdyż uczył się z zapałem tego języka.
Och, miss Strassmann, jeden mister przyszedł
i chce z panią mówić w bardzo pilna sprawa.
Lonny spojrzała zdumiona.
Nie przyjmuję żadnych wizyt, Tom. Przecież
pan wie odparła szorstko, mając na względzie swoją
reputację.
Czarny służący uśmiechnął się, błyskając olśniewa-
jąco białymi zębami.
Obcy mister ma coś bardzo ważne mówić z miss
Strassmann. To bardzo stary mister. On czekać w pokój
przyjęć; to być na pewno bardzo ważne. Miss Strass-
mann musi iść tam i mówić z nim.
Tom zełgał, ale zaanonsowanie gościa jako starca
wydawało mu się najprostsze. Od obcego pana otrzy-
mał iście królewski napiwek i dlatego w razie potrzeby
był gotów sprowadzić Lonny do pokoju przyjęć choćby
siłą.
Lonny zachodziła w głowę, jaki stary cudzoziemiec
mógłby chcieć z nią rozmawiać, ale potem przyszło jej
na myśl, że może Stanhope już wrócił i przysłał do niej
kogoś.
Dobrze, Tomie, zaraz przyjdę.
Zdjęła kapelusz, ściągnęła rękawiczki i wyszła. Tom
z szerokim uśmiechem przytrzymał drzwi. Lonny prze-
szła przez pusty hall w niedzielę kto żyw wyruszał
z domu, nawet część służby. Tom z głębokim ukłonem
179
RS
otworzył drzwi pokoju przyjęć. Suty napiwek gościa
sprawił, że widział nad głową Lonny świetlistą aureolę.
Pokój zalewały oślepiające promienie słońca. Lon-
ny w pierwszej chwili zobaczyła tylko zarys szczupłej
męskiej sylwetki w głębi pokoju, twarzy nie mogła roz-
poznać. Dopiero kiedy gość podszedł do niej całkiem
blisko, z ust dziewczyny wyrwał się cichy okrzyk:
Lutz!
Lonny zbladła i zachwiała się. Nagle opuściła ją cała
siła, ale Lutz porwał ją w ramiona i trzymał tak mocno,
jakby nie miał zamiaru kiedykolwiek wypuścić jej z ob-
jęć. Uszczęśliwiony, że znów ma ją przy sobie, powta-
rzał z radosną żarliwością jej imię:
Lonny! Lonny! Lonny!
Dziewczyna patrzyła na niego oczyma rozszerzony-
mi zdumieniem i obawą.
Lutz! O Boże, to naprawdę ty?
Tak, kochanie, to ja, twój Lutz, którego tak
okrutnie porzuciłaś. Och, Lonny, nareszcie znowu je-
steś! Ile strasznego bólu mi zadałaś!
Dziewczyna drżała w jego objęciach, nie mając siły,
żeby się z nich wyrwać. Była bezgranicznie szczęśliwa,
mogąc schronić się w ramionach Lutza, widzieć znowu
ukochane oczy, patrzące na nią z niewysłowioną czu-
łością i żarem.
Lutz... ach, Lutz... rozszlochała się ze szczęś-
cia przecież ja przede wszystkim sobie zadałam
ból...
Ich usta połączyły się w długim pocałunku, a po
chwili Lutz zapytał miękko:
Dlaczego byłaś taka niedobra, Lonny?
Lutz, przecież ty nie wierzyłeś mi, podejrzewa-
łeś, że gram przed tobą jakąś ohydną komedię.
180
RS
Popatrzył na nią rozgorzałymi oczyma, a Lonny
spostrzegła nagle jego wychudłą twarz i zapadnięte po-
liczki i ten widok wstrząsnął nią do głębi.
Do dziś nie mogę zrozumieć, co mi się stało
tamtego okropnego wieczoru. Wszystko było takie nie-
oczekiwane, myśli gmatwały mi się w głowie. Widzia-
łem dziwne spojrzenie twojej macochy i twoją twarz
mieniącą się ze wstydu. No cóż, Lonny... przez krótką
chwilę myślałem, że chciałaś odebrać mi tamten list,
bo dowiedziałaś się o spadku. Ale moje podejrzenia
natychmiast się ulotniły; pomyślałem, że to niemożli-
we. Ty nie mogłabyś udawać przede mną, że nie znasz
treści tego ogłoszenia. Wybiegłem wtedy jak oszalały,
ale zaraz potem zacząłem robić sobie gorzkie wyrzu-
ty. Miałem cichą nadzieję, że nie zauważyłaś mojego
chwilowego zwątpienia w ciebie. Nie pamiętam, co ci
powiedziałem w chwili wzburzenia dopiero twój list
otworzył mi oczy. List, który mnie straszliwie zabolał,
znacznie bardziej niż ten pierwszy. Wiem, że sprawiłem
ci ból, ale ty ugodziłaś mnie znacznie dotkliwiej. Mu-
sisz wybaczyć mi tę chwilę głupich wątpliwości, gdyż
jak sama widzisz, ty też zwątpiłaś we mnie i w moją
miłość. Powiedz, czy kochałaś mnie wtedy mniej?
To było niemożliwe, Lutz. Nie mam ci co wyba-
czać, bo nigdy nie gniewałam się na ciebie; byłam tylko
bardzo smutna. Lutz, czy wszystko między nami jest
już jasne? Czy rzeczywiście mnie kochasz i możemy
być szczęśliwi?
A czy byłbym tutaj, gdyby było inaczej? od-
powiedział pytaniem na pytanie, a potem zaczął ją cało-
wać, aż obojgu zabrakło tchu, bo i Lonny oddawała mu
pocałunki w radosnym zapamiętaniu.
181
RS
Martwię się teraz tylko o to, czy zawarłaś już
kontrakt i czy jesteś związana z firmą Stanhope'a na
dłuższy czas...
Potrząsnęła głową rozbawiona.
On jeszcze nie przyjechał; przesunął swój po-
wrót o cały tydzień, ale powinien zjawić się lada dzień.
Lutz z czułością pogłaskał jej policzki.
Nie powinniśmy robić sobie nawzajem wyrzu-
tów, gdyż ostatecznie ty też wybrałaś ucieczkę, tak
samo jak ja tamtego wieczoru. Niech to będzie dla nas
gorzką nauczką, kochanie. Już nigdy nie powinno dojść
między nami do czegoś takiego. Ty i ja tworzymy jed-
no. Co robilibyśmy bez siebie?
Lonny odetchnęła pełną piersią.
Nie myślmy o tym więcej. To był tylko zły sen.
A wszystko to zawdzięczamy w gruncie rzeczy
twojej macosze.
Przez twarz Lonny przemknął cień.
Nie chcę o niej myśleć, Lutz. Ale powiedz mi,
jak papa przyjął moją ucieczkę?
Był równie nieszczęśliwy jak ja. Mam ci przeka-
zać jego przebaczenie i tysiące pozdrowień. Obiecałem
mu, że sprowadzę cię znów do domu.
Spojrzała z trochę niepewną miną.
Nie wiem, Lutz, czy mogę tak od razu zwolnić
się z pracy. Najpierw muszę się dowiedzieć.
Lutz roześmiał się swawolnie.
Jeśli Firma Stanhope będzie chciała zaryzyko-
wać starcie ze mną, niech spróbuje cię zatrzymać. Mu-
simy omówić jeszcze wiele spraw, ale nie tutaj, w tej
mało zachęcającej choć ładnej rozmównicy. Szykuj się
do wyjścia, Lonny. Poszukamy jakiegoś przytulnego
miejsca, żeby pogadać od serca.
182
RS
Czarną twarz Toma rozjaśnił uśmiech, kiedy
w chwilę pózniej zobaczył ich oboje przy czekającej
cały czas na Lutza taksówce. Tom dostojnym ruchem
otworzył drzwi samochodu, za co Lutz dał mu drugi na-
piwek. Lonny powiedziała śmiejąc się:
On mi zameldował, że przyszedł jakiś bardzo
stary mister.
Tom wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Miss Strassmann nie przyjść do pokój przyjęć,
kiedy Tom powiedzieć, że młody mister czeka. Tom
chytry!
Lutz śmiejąc się sięgnął do kieszeni po kolejny na-
piwek.
Tom był bardzo chytry powiedział z uzna-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]