s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Z pewnością wie pan, \e Abbie te\ spodziewa się dziecka... wczesną j esienią,
j ak myślę.
Abbie w cią\y... z dzieckiem tego typa.
- Nie, nie wiedziałem. - Poczuł, \e coś ścisnęło go w gardle. Do diabła, musiał
j ak naj szybciej skończyć tę rozmowę, złapać następny samolot i odlecieć. To
ostateczny koniec. Zniknęły wszelkie nadzieje, które jeszcze \ywił.
Noszenie obrączki kogoś innego to była jedna sprawa, ale noszenie dziecka
spłodzonego przez innego było czymś znacznie gorszym... MacCrea odło\ył cygaro
do popielniczki i zostawił je tam.
- Mówił pan, \e j est kilka dokumentów, które chciałby pan razem ze mną
przejrzeć -przypomniał Lane'owi rzeczywisty cel tej rozmowy.
Część druga
32
W,
iatr wzbijał kurz wokół nóg barwnie przystrojonych koni arabskich, szarpał
frędzlami i ozdobami zwisającymi przy uzdach, napierśnikach i siodłach. Były to
wspaniałe dekoracje, których malowniczość przewy\szały tylko arabskie stroje, w
które byli ubrani jezdzcy. Tłum przy wjezdzie na główną arenę pokazów w
Stottsdale rozstąpił się, by zrobić miejsce tańczącym ze zniecierpliwienia
koniom.
- Popatrz, mamo, jakie piękne konie! - zawołała podniecona Eden. Abbie z
zaniepokojeniem poszukała ręki swojej pięcioletniej córki i przy-
ciągnęłajądo siebie.
- Posłuchaj, je\eli nie będziesz wreszcie posłuszna i nie będziesz się mnie
trzymać, będę musiała przywiązać cię do siebie cuglami - skarciła ją.
Jej wzrok padł niechcący na dłoń Eden i na wykrzywiony mały palec, który
wystawał nieco ponad pozostałe. Dziedziczna cecha MacCrei. To i kręcone włosy
miała po nim. Abbie pragnęła zapomnieć, \e ojcem Eden nie był Dobie. Nie
chciała, by jej przypominano o istnieniu MacCrei, ale było to prawie niemo\liwe.
Odkrycia złó\ ropy naftowej w Luizjanie i pózniejsze sukcesy w interesach
sprawiły, \e jego nazwisko było w Houston na ustach wszystkich.
- Nic nie widzę-poskar\yła się Eden.
- Bardzo dobrze będziesz widziała. Konie przej dą tu\ przed tobą.
Konie z jezdzcami paradowały przed nimi jeden po drugim. Złoto, srebro i miedz
połyskiwały jak bi\uteria na kostiumach w barwach z czerwieni, błękitu, purpury
i głębokiej czerni. Eden chwyciła nagle matkę za rękaw bluzki.
207
Abbie pochyliła się posłusznie, by Eden mogła jej wyszeptać do ucha:
- Windstorm jest o wiele ładniejszy ni\ ten tam, prawda, mamusiu? Je\eli go tak
wystroimy, to na pewno wygra. - Mówiła o pięcioletnim ogierze, którego matką
była River Breeze.
- Idę o ka\dy zakład - odpowiedziała Abbie, śmiej ąc się i puszczaj ąc oko.
Wszystkie najlepsze ogiery w kraju współzawodniczyły ze sobąna tych presti\owych
pokazach w Scottsdale. Windstorm zdobył ju\ kilka nagród regionalnych, ale
dopiero zwycięstwo w Scottsdale mogło mu przynieść zasłu\one uznanie.
Abbie miała za sobą długą i kosztowną drogę, ale zbli\yła się do spełnienia
marzenia o pierwszorzędnej hodowli koni arabskich. Wydzier\awiła od Dobiego
jeszcze więcej ziemi, pobudowała nowe stajnie, zakupiła dziesięć dobrych klaczy
zarodowych i wynajęła trzy dalsze, a do tego jednego ogiera. Wszystko za
zarobione przez nią pieniądze albo dochód z obsługi przyjęć, czym zajmowały się
z Babs, która tymczasem osiadła w Houston, albo z korzystnej sprzeda\y zrebiąt.
Sprzedała je wszystkie, z wyjątkiem Windstormaijego dwuletniej siostry.
Abbie dobrze jeszcze pamiętała swojąpodró\ do Scottsdale przed sześciu laty.
Wtedy ka\dego centa musiała obracać dwa razy. Teraz dysponowała ju\ znaczną sumą
w banku i ogierem, który miał du\e szansę na zdobycie nagrody. Wszystko to
osiągnęła w najbardziej niekorzystnych warunkach, j akie mo\na sobie wyobrazić.
Poza Benem nikt j ej nie pomagał, nawet Dobie.
Czasami podejrzewała, \e Dobie zazdrości jej samodzielności, tak jak
zazdrościłjej sukcesu. Wiedziała, i\ po cichu liczył na to, \ejej sienie uda. W
dodatku jego duma została zraniona, kiedy ze sprzeda\y zrebaków uzyskała tak
du\o pieniędzy. Nie dopuścił, by wydała z tego chocia\ centa na Eden lub na dom,
poniewa\ były to pieniądze na konie, a on sam mógł przecie\ wy\ywić rodzinę.
Abbie nie wdawała się z nim z tego powodu w \adne kłótnie.
Jej mał\eństwo ju\ dawno przestało być mał\eństwem, je\eli kiedykolwiek nim
było. śyła z Dobiem pod j ednym dachem, dzieliła z nim łó\ko i od czasu do czasu
wykorzystywali się wzajemnie do zaspokojenia swych potrzeb cielesnych. Dopóki
miała Eden i konie, łatwo przychodziło jej zapomnieć, \e czegoś jej w \yciu
brakowało.
- Chodz ju\. - Wzięła Eden za rękę, gdy przegalopował przed nimi ostatni koń. -
Musimy poszukać Bena.
Przeciskała się z córką przez tłum kłębiący się na terenie pokazów.
Przemieszanie egzotycznych kostiumów, jaskrawych namiotów i stoisk z ka-
208
napkami i napojami na tle błękitnego, pustynnego nieba i kołyszących się na
wietrze palm tworzyło prawie cyrkową atmosferę.
Abbie dostrzegła Bena w cieniu stajni dla ogierów. Schyliła się do Eden i
pokazuj ąc palcem powiedziała:
- Tam. Widzisz go?
Zamiast odpowiedzieć, Eden wyrwała się i kołysząc na boki końskim ogonem,
pobiegła do Bena. Abbie z uśmiechem patrzyła za swoją córką. W butach i
spodniach do jazdy konnej, w białej bluzce i czarnym krawacie Eden wyglądała jak
dorosła. Dobrze pamiętała, jak sama jako dziecko z podobnym entuzjazmem biegała
do Bena. Ten zaś obchodził się z Eden tak samo łagodnie i cierpliwie jak z nią,
a mo\e nawet bardziej wyrozumiale. Jasne było, \e Eden owinęła go sobie wokół
małego palca.
- Mamusiu, Ben wiedział, \e tu przyjdziemy - zawołała Eden, kiedy Abbie
podeszła bli\ej. Ben wszystko wie, prawda?
- Wszystko. - Wie nawet, kto jest twoim biologicznym ojcem, dodała w duchu. Z
biegiem lat Ben stał się zaufanym stró\em wielu tajemnic.
Kiedy spojrzała na niego, poczuła, \e od\yły wspomnienia. Ben był zawsze jej
podporą, opoką, kanciastą i niewzruszoną. Je\eli nawet wszystko wokół się
zmieniało, Ben pozostawał zawsze taki sam. Na jego pooranej bruzdami twarzy nie
było widać upływu lat, ale siwe włosy stały sięjeszcze bardziej białe, powłóczył
trochę nogami i krok ju\ miał nie tak pewny jak kiedyś. Wiek wyraznie doganiał
Bena, ale Abbie nie chciała się z tym pogodzić. To dziwne, \e mogła zaakceptować
siwiejące włosy matki, podczas gdy od Bena oczekiwała, \e zawsze pozostanie
młody.
- Ben, czy kiedyś będę wiedziała tyle co ty? - zapytała z powątpiewaniem Eden.
- Tak, któregoś pięknego dnia, być mo\e. - Skinął powoli głową.
- Wejdziemy do środka i obejrzymy kandydata Rachel na championa? -
zaproponowała Abbie, by poło\yć kres nie kończącym się pytaniom Eden.
Długa hala wystawowa była wypełniona po obu stronach luksusowymi boksami
pokazowymi. Ka\da reprezentowana tu stadnina wynajęła trzy, cztery lub więcej
boksów, z których tylko jeden był zajmowany przez prezentowanego ogiera.
Pozostałe przekształcono w ekstrawagancko udekorowane przedziały, wspaniale
przystrojone, by zapewnić nale\yte otoczenie stadninie i jej ogierom.
- Dobrze, biegnij tam i obejrzyj sobie film. Tylko nie odchodz nigdzie dalej,
jasne? I nikogo nie denerwuj, słyszysz?
- Tak, mamusiu - obiecała Eden i pobiegła.
Abbie zaczekała, a\ córka usiądzie na wyło\onej dywanem podłodze przed
telewizorem, i zwróciła się znowu do Bena.
14 - Przyrodnie siostry 209
- Mówi się, \e Sirocco nie ma przyjemnego usposobienia - powiedziała. Windstorm
natomiast miał bezsprzecznie łagodny charakter, co mógł stwierdzić ka\dy, kto
widział, j ak delikatnie obchodził się z pięcioletnią Eden.
- Ciekaw jestem, co on tam wie o prawdziwym \yciu konia - stwierdził Ben. - Jak
wygląda jego świat? Przyczepa, boksy, bieganie na lon\y i wędrowanie po wybiegu
przed gwi\d\ącym i wrzeszczącym tłumem widzów. Kiedy mógł skakać przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]