s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Po prostu boli mnie głowa! Nie mam wizji ani niczego w tym stylu! Nie mam Dumbledore'owi
nic do powiedzenia! - Harry sprawiał wrażenie na pół szalonego. - Słuchajcie, wszystko jest pod
kontrolą, okej? Nic się nie dzieje. Nic się nie stanie.
- Co do diabła z tobą? - spytał Ron. - Jak możesz mówić, że nic się nie stanie? Jakby to zależało
od ciebie? - Nachmurzył się. - Słyszałem gdzieś, że brak snu sprowadza na ludzi szaleństwo.
Zabierzemy cię do pani Pomfrey.
- Nie jestem szalony i nie idę do Pomfrey! - Harry zacisnął zęby w połowie warknięcia. -
Słuchajcie, ja... mam trochę na głowie, okej? To wszystko, co się stało. I... - Umilkł i objął głowę
dłońmi, krzywiąc się lekko. - Próbuję...
- Harry - zaczęła Hermiona, a jej głos drżał. Też musiał to usłyszeć, bo znów podniósł wzrok, a w
jego oczach migotały wyrzuty sumienia.
- Nic mi nie jest, Hermiono. Naprawdę. Nie chciałem was zmartwić.
44
SERIA HERBACIANA - część 7 O g i e ń P r z e z O g i e ń
- Co za bzdury - rzucił Ron. - Wszystko. Wydaje ci się, że nie chcemy się o ciebie martwić,
palancie? To wszystko... zerwanie z George'em i porzucenie quidditcha, i całej przyjemności, bo
wydaje ci się, że musisz ocalić świat...
- Ron, przestań - powiedział Harry przez zęby. - Nie masz o niczym pojęcia.
- Więc mnie oświeć!
- Ron - zaczęła Hermiona, a potem ucichła, nie wiedząc zupełnie, co zamierzała powiedzieć.
- Co wy na to - zasugerował Harry. - Jeśli jutro nie poczuję się lepiej, pójdę do pani Pomfrey. W
porządku? Obiecuję.
Hermiona pomyślała, że skapitulował zbyt szybko, i wiedziała, że Ron myśli tak samo. Tak czy
inaczej, Harry wyglądał strasznie. Podejrzewała, że nie było zupełnie niemożliwe, że znał
przyczynę.
- W porządku - powiedziała powoli.
- Więc dobrze - odparł Harry i wyciągnął z torby podręcznik do obrony. - Pomówmy o czymś
innym. Hermiono, mogę zobaczyć twoje notatki? Nie mogłem się skoncentrować na lekcji, by
zapisać wszystko, co mówiła Delacour.
Ponieważ obiecał odwiedzić panią Pomfrey, Hermiona pozwoliła na zmianę tematu, choć wcale
nie była zadowolona. Harry nigdy nie reagował dobrze na nacisk. Zamykał się w sobie jeszcze
bardziej i sytuacja stawała się jeszcze gorsza. Może gdyby zabrali się do tego spokojniej, upewnili
się, że śpi i je, i że zobaczył się z Pomfrey, może poczułby się lepiej... powiedziałby im, co się
naprawdę dzieje...
A potem Harry nie pojawił się na eliksirach następnego dnia, w piątek rano.
Snape nie był zadowolony.
- Proszę go poinformować, panno Granger, że ma szlaban - warknął w kierunku Hermiony. - O
ósmej. Dzisiaj.
- Sir - zaczęła Hermiona - sir, on nie czuje się dobrze... Wydaje mi się, że poszedł do skrzydła
szpitalnego... - Oby tak było. Nie było go na śniadaniu, a Ron powiedział, że rano nie było go w
łóżku.
- Wobec tego oczekuję, że przy pierwszej okazji dostarczy mi pisemną wiadomość od pani
Pomfrey - rzucił Snape złowrogo, po czym obrócił się ku Deanowi Thomasowi i jego kociołkowi,
który zaczął niepokojąco terkotać. Do końca lekcji był w okropnym nastroju - cóż, w każdym razie
okropniejszym niż zazwyczaj - i Hermiona zastanowiła się, czy oznacza to koniec jego niepewnego
rozejmu z Harrym. Cieszyła się, gdy zajęcia dobiegły końca, skinąwszy głową, gdy Snape ostro
przypomniał jej, by przekazała Harry'emu wiadomość o szlabanie.
Na szczęście Harry pojawił się na zaklęciach. Hermiona i Ron osaczyli go w chwili, gdy ujrzeli go
na korytarzu, zanim przybył Flitwick.
- Gdzie byłeś? - spytała Hermiona. - Poszedłeś do...
- Skrzydła szpitalnego, tak - powiedział Harry, a w jego głosie pobrzmiewała rezygnacja. - Dała
mi coś na ból głowy. Powiedziała, że powinienem lepiej spać w nocy.
- O, to dobrze - stwierdził Ron, najwyrazniej czując większą ulgę, niż chciał okazać. - Co ci dała?
- Och, jakiś eliksir - odparł mętnie Harry. - Nie pamiętam nazwy. Ale śmierdziało paskudnie. Co
straciłem na eliksirach?
- Więcej paskudnie śmierdzących rzeczy - odrzekł Ron. - Przez co oczywiście rozumiem Snape'a.
Harry zaśmiał się, ale Hermiona miała wrażenie, że śmiech był wymuszony. Powiedziała
ostrożnie:
- Masz z nim dziś wieczorem szlaban.
Harry błyskawicznie odwrócił głowę i gapił się na nią szeroko otwartymi z oburzenia oczami.
- Co? Przecież nic nie zrobiłem!
- Opuściłeś zajęcia - przypomniał mu Ron. - A poza tym od kiedy Snape potrzebuje wymówki?
- Nie idę - oznajmił Harry.
Gapili się na niego oboje.
- %7łe co? - spytała Hermiona. Ale wtedy właśnie pojawił się Flitwick, skierował ich na miejsca i nie
mieli okazji porozmawiać aż do lunchu.
- Posłuchaj - powiedział ponad szynką Ron swoim najbardziej rozsądnym głosem - nie możesz
tak po prostu nie iść na szlaban. Zwłaszcza na szlaban ze Snape'em.
- Przez ciebie Gryffindor straci przynajmniej pięćdziesiąt punktów - dodała Hermiona.
- Nie zamierzam zbliżać się do Snape'a - stwierdził stanowczo Harry.
- Dlaczego? - spytała Hermiona, zerkając na stół nauczycielski, z obawą, że Snape może ich
usłyszeć. Ale mistrz eliksirów jadł jedynie swój lunch, znacząco ignorując wszystko, co się wokół
niego działo. - Myślałam, że między wami zaczęło się układać. Co się stało?
- Nic! - powiedział Harry. - Po prostu... no... tak po prostu - dokończył kulawo. - To wszystko.
45
SERIA HERBACIANA - część 7 O g i e ń P r z e z O g i e ń
- Och, tak po prostu - rzucił Ron. - Powiesz to Snape'owi, kiedy będzie zabierał Gryffindorowi
wszystkie punkty? Tak po prostu?
- Tak - warknął Harry i pociągnął łyk soku z dyni. Prawie nie tknął lunchu.
- Może postarasz się o wiadomość od pani Pomfrey? - zasugerowała nieśmiało Hermiona. Nigdy
nie widziała Harry'ego w takim nastroju. - Snape powiedział, że chce taką zobaczyć. Nie da ci
szlabanu z powodu choroby.
- Oby - wtrącił Ron.
- Dobra - odparł Harry jakby w zamyśleniu. - Wiadomość. Dobry pomysł. Pójdę po nią.
- Ale twój lunch... - zaprotestowała Hermiona.
- Nie jestem głodny. Zobaczymy się na transmutacji. - Wyszedł, nie mówiąc nic więcej.
Hermiona popatrzyła na stół nauczycielski i zobaczyła, jak Snape obserwuje wychodzącego
Harry'ego oczyma zmrużonymi w sposób, który nie mógł oznaczać nic dobrego. Zdała sobie
sprawę, że pewnie planował zaczaić się na Harry'ego po lunchu, by go ukarać - Snape uwielbiał to
robić, zwłaszcza Harry'emu - i że Harry prawdopodobnie o tym wiedział. Ponownie pokrzyżowano
mu szyki! pomyślała, przypominając sobie stare filmy, które oglądała z rodzicami. Cóż, może jeśli
Harry dostanie pismo, Snape będzie musiał dać sobie spokój.
Ale Snape nie dał sobie krzyżować szyków na długo.
Podczas pobytu w Hogwarcie Hermiona widziała wiele dziwnych i szokujących rzeczy. Widziała
ludzi zmieniających się w koty, duchy przelatujące przez ściany, mówiące portrety i znacznie
więcej. Ale nigdy nie widziała profesora Snape'a przychodzącego do pokoju wspólnego Gryfonów,
by wyciągnąć na szlaban ucznia - osobiście.
Tego wieczora Snape przeszedł przez dziurę w portrecie, jak zawsze przypominając ponurego
nietoperza, a w pomieszczeniu zapadła cisza. Hermiona popatrzyła na Harry'ego, który zwinął się w
czerwonym fotelu z jakąś książką na kolanach i gapił się na Snape'a z takim samym szokiem jak
wszyscy pozostali.
- Więc słynny Harry Potter uważa, że nie zasługuje na szlabany, tak? - spytał Snape
jedwabistym głosem, najwyrazniej nieświadomy rzucanych mu spojrzeń.
- Ee - powiedział Harry, a jego oczy były szeroko otwarte - um...
Snape stanął z boku portretu i w parodii uprzejmości wyciągnął w jego stronę rękę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]