s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy bieg.
Chyba jeszcze śnię pomyślała. Wszystko dookoła miało zamazane kształty.
Czuła się tak, jakby jej zaaplikowano jakiś narkotyk. Nie mogła uwierzyć wła-
snym oczom.
Była w obozie Murniów, oświetlonym bladym światłem wczesnego poranka,
wokół niej rozlegało się okropnie głośne, groteskowe chrapanie. Prosto przed nią,
rękami obejmując kolana, siedział największy z Murniów, jakiego zdarzyło się jej
kiedykolwiek widzieć wyższy od niej, a przecież miała ponad dwa metry. Miał
dziwne ubarwienie, w głębszej tonacji brązu niż ona, z rzadkimi plamami jasnej
zieleni, będącej podstawowym kolorem skóry tych dziwnych stworów.
Z oddali wyglądały one jak chodzące, kanciaste krzaki. Z bliska jednak do-
strzegła, że mają chropowatą skórę, która fałdowała się i tu i ówdzie obwisła,
niczym częściowo stopiony plastik, okrywając całe ciało. Wyglądają jak olbrzy-
mie korpusy pozbawione głowy pomyślała. Oczy, rozmiarów półmiska, znaj-
dowały się w miejscu, w którym powinny być piersi, a mniej więcej o trzydzieści
centymetrów w dół otwierała się ogromna paszcza, wielka szczelina, która zda-
wała się niemalże przecinać cały korpus na pół. Brak było widocznych śladów
włosów, genitaliów, a zresztą również nosa i uszu.
Działanie tego narkotyku czy cokolwiek to było, zdawało się stopniowo ustę-
pować. To nie sen! pomyślała nagle, porażona gwałtownym lękiem. Próbowała
się poruszyć, stwierdziła jednak, że jej nogi przywiązano do pali wbitych głęboko
w ziemię, a ręce miała związane z tyłu. Zdjęta paniką, usiłowała się wyswobo-
dzić, a odgłosy szarpaniny wyrwały ze snu wielkiego brązowego Mumia. Otwo-
rzył olbrzymie ciemnożółte oczy, z doskonale krągłymi czarnymi tęczówkami,
które odbijały światło jak oczy kota.
Nie szarp się! powiedział stwór. Słowa wymawiał jakoś papkowato, tak
jak gdyby dzwięki wydobywały się gdzieś z głębi, ale mogła je zrozumieć. Mówił
w języku, który znał, ale do którego jego paszcza nie nawykła.
Powiedziałem, żebyś się nie szarpała! powtórzył, podnosząc się i prze-
ciągając w bardzo ludzki sposób. Jesteś zupełnie bezpieczna. Nikt nie zrobi ci
krzywdy. Rozumiesz? Jeśli rozumiesz kiwnij.
Wuju kiwnęła, nadal przerażona.
W porządku, a teraz słuchaj uważnie. Mam pewne trudności w mówieniu
tym językiem i muszę się bardzo koncentrować, by wydobyć właściwe słowa.
Możesz mnie zrozumieć, ale jak sądzę, ja nie mógłbym zrozumieć ciebie. Powiedz
coś.
Co. . . co to wszystko znaczy? niemal krzyknęła.
Murnie poskrobał się ogromną dłonią. Ramiona sięgały prawie do ziemi, kiedy
opuścił je wzdłuż tułowia.
176
Tak myślałem. Nie rozumiem ani słowa. Nie masz translatora. Musisz się
mocno skupić, podobnie jak ja. Pomyśl, potem odpowiedz. Jakiego używam ję-
zyka?
Pomyślała przez chwilę, a pózniej nagle zrozumiała.
Konfederacja! wykrzyknęła zdumiona. Jesteś przybyszem!
W porządku. Złapałem Konfederacja ale nic poza tym. Spowodowa-
ne jest to tym, że wszyscy przybysze nadal myślą w swym pierwotnym języku.
To co mówią zostaje automatycznie przetłumaczone w połączeniach nerwowych
na język rodzinnego sześciokąta. Możesz mnie zrozumieć i dlatego mówisz tym
językiem podobnie jak i ja, jeżeli intensywnie myślisz i starasz się, by twoje usta
wydawały dzwięki odpowiadające pomyślanym słowom. Nie spiesz się, słowo po
słowie. Powiedz mi, jak się nazywasz i jak się nazywają twoi towarzysze. Próbuj
prostych zdań, słowo po słowie.
Wuju skoncentrowała się, strach i panika opuściły ją. Gdybyż ten tutaj był
przedstawicielem jej gatunku. Przyjaciel, którego potrzebowała tu najbardziej ze
wszystkiego. Zaczęła mówić i, pojmując praktycznie, co miał na myśli, poprawiła
się.
Jestem Wuju wykrztusiła. Zabrzmiało to prawie dobrze. Usta i język
skłonne były wymawiać inne słowa. Moi przyjaciele nazywają się Nathan Bra-
zil i Kuzyn Nietoperz.
Nathan Brazil! wykrzyknął olbrzym, podniecony, otrząsnąwszy z siebie
nagle resztki snu. Tego, co powiedział jeszcze, nie sposób było zrozumieć.
Mój Boże! pomyślała. Czy wszyscy na tej zwariowanej planecie
muszą znać Nathana Brazila?
Murnie nagle zmarszczył się i z namysłem poskrobał się po skroni.
Ale tamten, sądząc z opisu, był przedstawicielem Starego Zwiata po-
wiedział w zamyśleniu, znowu wpatrując się w nią swymi wielkimi żółtymi ocza-
mi. Chcesz powiedzieć, że wyglądał tak Jak dawniej? Przytaknęła, a jego
ogromna paszcza opadła ze zdumienia. Zastanawiam się, dlaczego Studnia go
nie przemieniła?
Gdzie jest Nathan? wymęczyła z trudem.
W tym cały problem odpowiedział brązowy stwór. Bo widzisz. . .
on jak gdyby jest w dwóch miejscach naraz.
Był dawniej pilotem frachtowca, podobnie jak Brazil wyjaśnił jej kursu-
jącym już z górą dwieście lat, bliskim czwartego odmłodzenia. Cała jego rodzina,
wszyscy przyjaciele dawno odeszli, jego zaś świat zmienił się tak bardzo, że
powrót nie był już możliwy. Postanowił już popełnić samobójstwo, by skończyć
ten samotny żywot, gdy odebrał śmieszny sygnał alarmowy, dochodzący jakby
znikąd. Zmienił kurs, żeby to zbadać, gdy w pewnej chwili jego statek zniknął,
a on sam wpadł do Studni Strefy i obudził się wśród Murniów jako jeden z nich.
177
To dobrzy ludzie powiedział jej. Tylko po prostu bardzo odmien-
ni. Nie mogą używać niczego, co nie spotyka się w naturze lub co jest zrobione
ludzką ręką. Kompletny brak jakichkolwiek maszyn. Są dwupłciowi, podobnie jak
i my chociaż przybysz z zewnątrz nie jest w stanie ich odróżnić. Silne więzi
rodzinne, silne więzy lokalnej wspólnoty, dobrze wykształcona muzyka i sztuka
ludowa pasterze hodujący antylopy, które zjadamy. Nastawienie bardzo nie-
przyjazne do obcych, chociaż. . . mogli cię zabić wczorajszej nocy.
Dlaczego więc żyję? powiedziała z trudem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]