s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

krwi. Mimo to wlókł wielbłąda jeszcze z pięćset kroków, zanim trochę wypoczął. W tym
miejscu zobaczyliśmy wielką kałużę krwi.
 Trafiliście go więc nie tak zle, jak początkowo przypuszczałem  rzekłem do Anglika.
 Ta masa krwi, każe przypuszczać, że rana nie jest wcale lekka.
 A mimo to miał dość siły, by wlec dalej wielbłąda  zauważył Percy.  Czyżby
doniósł go aż do legowiska?
 Wątpię. Lew, jeśli żyje w rodzime, ma zwyczaj wychodzić na żer w towarzystwie.
Lwica idzie za nim z małymi, zatrzymuje się w odpowiednim miejscu i czeka na jego powrót
z łupem. W ten sposób lew nie potrzebuje daleko wlec swej zdobyczy. Tu odbywa się wspólna
uczta, po czym rodzina wraca syta do legowiska. Kości i odpadki mięsa, jeśli zostaną, dostaje
szakal, hiena albo sęp. Jedzmy dalej!
Dalsze ślady prowadziły ku ciemnemu pasowi, który okazał się grupą rzadkich i
zmarniałych zarośli tamarynd. Meszeerowie chcieli w nie wtargnąć, lecz ja nie dopuściłem do
tego, wołając:
 Stać! Nie wiemy, co się znajduje w zaroślach. Zaczekajcie, dopóki nie wrócę!
Objechałem krzaki z Anglikiem, on udał się na prawo, a ja w lewo. Spotkawszy się za
krzakami, natrafiliśmy na ślady lwicy i dwojga młodych. Trop był podwójny. Dawniejszy
prowadził do zarośli, a świeższy z zarośli i z powrotem. Było więc jasnym, że lew ukrywał się
tam jeszcze, nie mogąc z powodu rany pójść za rodziną do legowiska.
Wróciwszy do Beduinów, kazaliśmy im obstawić całe zarośla i wypuścić zebrane psy, aby
wypłoszyły lwa. Psy, które dotychczas z trudem wstrzymywano, rzuciły się naprzód i wkrótce
usłyszeliśmy wściekłe wycie z zarośli.
 Sir, proszę was, zostawcie go mnie!  rzekł lord Percy.
 Dobrze!  odpowiedziałem.  Strzelę tylko w razie konieczności. Zsiedliśmy i
oddaliśmy konie Achmedowi es Sallah z poleceniem, żeby się z nimi oddalił. Ze strzelbami,
gotowymi do strzału, czekaliśmy, lew jednak nie pokazywał się, polowanie więc nie
postępowało naprzód.
 Czyżby już zginął?  zagadnąłem Anglika.
 Zobaczymy  odparł, ruszając ku zaroślom.
 Ostrożnie, sir!  zawołałem.  Sprawa niebezpieczna.
 Pshaw!  odrzekł, wdzierając się pomiędzy krzaki figowe.
Nie pozostało mi nic innego jak pójść za nim. On przedzierał się przez zarośla, a ja tuż za
nim. Dotarliśmy aż do stanowiska psów, które otaczały grupkę tamarynd, ale nie miały
odwagi pójść dalej.
 Co teraz?  zapytał Percy.  Czy posłać mu kulę do środka? Położyłem się na ziemi,
gdzie gałęzie nie przeszkadzały i ujrzałem strasznego króla pustyni, jak leżał na boku ze
zgasłym okiem i wszystkimi czterema łapami, wyciągniętymi przed siebie.
 Sir, wasz strzał był jednak dobry. On już nie żyje.
 Nie żyje? Rzeczywiście?
 Tak.
Podczas tych słów postąpiłem naprzód i rozchyliłem gałęzie. Zwierzę było olbrzymie.
Silnie zaciśnięte wargi pokryte były krwią pianą, a potężne łapy zakrzywiły się do środka w
walce ze śmiercią. Wielka kałuża stężałej krwi otaczała go, obok zaś leżały resztki wielbłąda,
pozostawione przez lwicą i młode.
 Heigh day!  zawołał Anglik.  Nareszcie padł ten stary kocur! Ale gdzie ja go
właściwie trafiłem?
 Patrzcie, tu za przednią łapą pomiędzy żebra. Kula musiała dosięgnąć go w skoku.
 No, to się cieszę. Teraz nie będzie można ze mnie się śmiać! Yes! Psy także śmielej
zbliżyły się ku lwu i byłyby go dobrze urządziły, gdybyśmy temu w porę nie zapobiegli.
Zawołaliśmy Beduinów, a gdy nadeszli, odbyła się ta sama historia, co w nocy nad trupami
panter. Gdy króla zwierząt dostatecznie już wyszydzono i zelżono, powiązano znowu psy i
ruszyliśmy za lwicą. Przy lwie zostało kilku ludzi, by z konarów i gałęzi zrobić rodzaj sani i
zawlec go za pomocą koni do duaru.
Lwica dopiero niedawno opuściła swego małżonka, gdyż ślady jej były jeszcze świeże.
Byłaby może pozostała przy zabitym, gdyby jej nie dręczyła troska o bezpieczeństwo
młodych. Miała przed sobą daleką drogę, gdyż jechaliśmy ze trzy kwadranse, zanim
dostaliśmy się do skalistej doliny, na której znajdował się pałac  pana z wielką głową .
Ujrzawszy ją, zatrzymał Mohammed er Raman konia i rzekł, wskazując na puste zwały
skaliste:
 Tu jest Battn el Hadżarl, emirze, gdzie król grzywy ma żonę i dzieci. Czy sądzisz, że
jego żona będzie tak odważna, jak on?
 Z pewnością! Gdy lwica broni swych młodych, trzeba się jej w dwójnasób obawiać.
 Kto ją zastrzeli? My, czy wy?
Aha! Meszeera zaniepokoiła widocznie ta podwójna straszliwość.
 My!  odpowiedziałem.  Obstawcie tylko dolinę tak, żeby lwica nie mogła umknąć.
Zostańcie tutaj, dopóki nie oglądniemy dokładnie tego miejsca!
Zsiadłem znowu z Anglikiem. Konie oddaliśmy Achmedowi a sami wzięliśmy rusznice i
poszliśmy za tropem.
Dolina tworzyła niezbyt wielki, podłużny kocioł o jednym tylko wejściu. Wyglądała
zupełnie tak, jak gdyby powstała przez nagłe zapadnięcie się podziemnej szczeliny. Zciany
wznosiły się bardzo stromo, a dno zapełniały złomy skał. W głębi paprocie i kolczaste zarośla
tworzyły trudną do przebycia gęstwinę.
 Tam siedzą te koty, nieprawdaż, sir?  zapytał Percy.
 Najprawdopodobniej. Przynajmniej wszystkie ślady tam prowadzaj a jest ich sporo.
 Tu psów nie możemy użyć. Wypędzimy zwierzęta kamieniami. Well!
 Czy ja mam wziąć lwicę, sir?
 Nie. Zostawcie ją mnie!
 Zgoda! Można ją położyć trupem prawie bez ryzyka. Zostawimy konie i otoczymy całą
dolinę. Możecie się ustawić na wyskoku, skąd będzie ją można dosięgnąć, gdy wyjdzie z
zarośli, a ja zagrodzę jej drogę z doliny. Gdybyście wy nie trafili, to ja się nią zaopiekuję.
Młode nie są niebezpieczne. Niewiele jeszcze widocznie wychodziły, bo ślady świadczą o
tym, że są jeszcze niezgrabne.
Wróciliśmy do Beduinów, ażeby im wydać stosowne zarządzenia. Niestety, nie zdołaliśmy
ich nakłonić do tego, żeby pozsiadali z koni. Myśleli, że w ten sposób łatwiej uciekną, a nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl