s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swego czasu miałam szczególne upodobanie do rozlatujących się flanelowych
nocnych koszul. Nie znał równie\ Rogera, więc nikt mu nie powiedział, \e potrafię
być nieprawdopodobnie nudna. Razem zwiedzaliśmy Luwr, a w Ritzu piliśmy
martini. Nikt nie przystawiał mu rewolweru do skroni. Z jakiegoś powodu sam do
mnie zadzwonił. Zresztą trudno nawet to spotkanie nazwać naszą pierwszą randką.
Zaliczyliśmy ją w Pary\u, a zatem wszystko powinno pójść jak po maśle. Tylko czy
na pewno? Kogo próbuję oszukać? Aatwiej zniosłabym transplantację wątroby. śadna
randka nie była dla mnie łatwa.
Najpierw wypiliśmy po kieliszku wina, a ja zdołałam nie rozlać go ani na
siebie, ani na Petera. Powiedział, \e podoba mu się moja sukienka i \e zawsze
uwielbiał turkusy, zwłaszcza w zestawieniu z opalenizną. Potem rozmawialiśmy o
jego pracy, Nowym Jorku i naszych wspólnych znajomych z Hamptons. To wszystko
bardzo mnie uspokoiło i nim wyruszyliśmy na kolację, uścisk w moim \ołądku nieco
zel\ał. Czułam się coraz swobodniej.
W restauracji zamówił martini, a ja czekałam, kiedy się spije. Nie zrobił tego.
Podejrzewam, \e zapomniał. Wyjawił, \e jako dziecko spędzał wakacje w Maine, a ja
snułam wspomnienia z wyprawy do Włoch. Byłam wtedy nastolatką i tam właśnie
prze\yłam swoją pierwszą miłość. Kiedy opowiedział mi o swojej byłej \onie i synu,
miałam ochotę wyznać, jaką ofiarą \yciową był Roger. Nie chciałam jednak, by Peter
pomyślał, \e nienawidzę mę\czyzn. Zwłaszcza \e to nieprawda. Nienawidziłam tylko
Rogera. I to od niedawna.
Rozmawialiśmy o wielu sprawach, a naszym słowom często towarzyszył
śmiech. Nie mogłam się nadziwić, \e Peter tak bardzo ró\ni się od wszystkich
mę\czyzn, których znałam. Był rozsądny, serdeczny, otwarty i zabawny. Powiedział,
\e lubi dzieci i chyba była to prawda. Powiedział, \e w San Francisco ma \aglówkę i
myśli o kupieniu następnej. Nie ukrywał słabości do szybkich samochodów i
spokojnych kobiet, a potem oboje śmialiśmy się do łez z własnych opowieści o
randkach. Wszystko wskazywało na to, \e kobiety, z którymi spotykał się po swoim
rozwodzie, były bliskimi krewniaczkami facetów, z którymi miałam do czynienia.
Nawet przyznałam mu się, jakie uczucia wzbudza we mnie Helena i \e czasami na jej
widok boli mnie serce i cierpi moje ego.
- Dlaczego? - zapytał swobodnie. - Z tego co mówisz wynika, \e jest niemal
tak samo głupia, jak twój mą\, który rzucił cię dla takiej kobiety.
Próbowałam mu wytłumaczyć, \e to była moja wina, poniewa\ zaniedbałam
się i dopuściłam do tego, by całe moje \ycie kręciło się wokół wizyt u ortodonty i
wypraw z dziećmi na plac zabaw. Nie przyznałam się jednak, \e teraz w centrum
uwagi znalazł się manicure, eskapady z Samem i Charlotte do McDonald s i wspólne
oglądanie I Love Lucy. Miałam wra\enie, \e Peter spodziewa się po mnie czegoś
więcej. Mo\e powinnam być kardiologiem albo fizykiem jądrowym, kimś
podniecającym i seksownym? Wyglądało jednak na to, \e wystarcza mu biała
sukienka i turkusowe korale. Kiedy o północy odwiózł mnie do domu, razem
weszliśmy do środka. Z przera\eniem stwierdziłam, \e dzieci wcią\ nie śpią i
oglądają w salonie telewizję. Pies spał na kanapie obok Sama, a opiekunka w mojej
sypialni.
- Cześć.
Kiedy dokonałam prezentacji, Charlotte podejrzliwie zmierzyła Petera od stóp
do głów, a Sam patrzył na niego, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Prawdę
mówiąc, ja równie\ miałam z tym problemy. Jakim cudem ten mę\czyzna znajduje się
w naszym salonie i rozmawia swobodnie z dzieciakami na temat oglądanego przez nie
programu? Nic go nie przera\ało, nie zwracał nawet uwagi na spojrzenia, którymi
Charlotte obdarzała i jego, i mnie. Po chwili Sam spojrzał na mnie z
zainteresowaniem.
- Znowu w to weszłaś, mamusiu - powiedział od niechcenia, a kiedy spuściłam
wzrok, zauwa\yłam jasne plamy. Uśmiechnęłam się do Petera.
- To pies sąsiadów - wyjaśniłam. - Wynajął nasz dom w tym samym czasie, co
my. Jest tu od naszego przyjazdu i śpi z Samem.
Udzieliwszy wyjaśnień, zdjęłam buty i zabrałam się za sprzątanie. Najchętniej
zamordowałabym tego obrzydliwego doga, nie chciałam jednak, by Peter pomyślał, \e
nienawidzę psów. Zale\ało mi na tym, by jak najlepiej wypaść w jego oczach, chocia\
nie mogłam zrozumieć, dlaczego. Czy to coś zmieni? Ile razy jeszcze go zobaczę?
Mo\e ju\ nigdy. Jeśli Charlotte postawi na swoim, nie wspominając ju\ o Samie, z
pewnością nasza znajomość będzie skończona. Spojrzenia Charlotte były zimniejsze
ni\ lód.
Zaproponowałam Peterowi trochę wina, ale on wziął puszkę Dr Peppera, a
poniewa\ dzieci okupowały salon, usiedliśmy w kuchni, by chwilę porozmawiać. W
końcu poszłam obudzić opiekunkę i zapłacić jej. Peter chciał odwiezć ją do domu, ale
miała własny samochód. Kiedy odjechała, stanęliśmy na chwilę na werandzie.
Zaproponował, \ebyśmy następnego ranka zagrali w tenisa. Wyjaśniłam, \e jestem
dość miernym graczem, co było pewnym niedopowiedzeniem. Odparł, \e jemu
równie\ sporo brakuje do Jimmy ego Connorsa i pomimo pozornej pewności siebie
jest bardzo nieśmiały. Sprawiał wra\enie człowieka, który doskonale czuje się we
własnej skórze. Ale miał do tego pełne prawo. Był przystojny, inteligentny i
czarujący. W dodatku pracował, co bardzo mnie cieszyło. Powiedział, \e wpadnie po
mnie o wpół do jedenastej.
- Zabierzemy ze sobą dzieci? Mo\emy zagrać w debla albo wynająć im
sąsiedni kort.
- To byłoby zabawne - przyznałam z powątpiewaniem. Ale i tak nie miałam
innego wyjścia. Opiekunka, z której usług często korzystałam, przez cały dzień była
zajęta. Musiałam je zabrać.
Kiedy Peter odjechał srebrnym jaguarem, wróciłam do domu, wyłączyłam
telewizor i kazałam dzieciom iść spać. Pies poszedł prosto do łó\ka Sama - zrobił to
zresztą du\o szybciej ni\ mój syn. Natomiast Charlotte zwlekała, pragnąc podzielić
się ze mną swoimi uwagami na temat Petera. Nie mogłam się ich doczekać.
- Wygląda jak palant - oznajmiła autorytatywnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]