s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanim skończy się dzień?
Wzięli kurs na południowy południowy wschód, celując w samo serce tropików. Brzeg
wkrótce nabrał dzikiego wyglądu. Olbrzymie, puste plaże dziewiczego piasku ciągnęły się
w nieskończoność u stóp zielonych wzgórz. Widzieli lasy palmowe i sięgające nieba zbocza
purpurowych skał. Potem pojawiły się pierwsze wyspy klejnoty osadzone w szafirowej gładzi
morza. Wszystko to przywodziło na myśl raj.
Co pewien czas porównywali kształt wybrzeża na mapie z tym, co widzieli za burtą, aby
określić swoją pozycję. Potem Jake zaglądał do Yoyo, a Topaz schodziła do Nathana, by chłodzić
mu rozpalone czoło wilgotnym kompresem. Oboje przespali cały ranek i wciąż chrapiąc,
wkroczyli w popołudnie.
Pierwsza obudziła się Yoyo. Otworzyła oczy i przez dłuższą chwilę leżała bez ruchu,
wpatrując się w horyzont. Potem usiadła, pomasowała sobie głowę i zamrugała powiekami. Jake
pomyślał, że wygląda już znacznie lepiej. Z jej policzków zniknęły czerwone plamy.
Jake rozwiązał zagadkę powiedziała jej Topaz i objaśniła tajemnicę Lazurytowego
Węża. Płyniemy na wyspę Xi. Przed wieczorem będziemy na miejscu.
Nathan obudził się dopiero póznym popołudniem. Przyczłapał na pokład po schodkach,
opatulony kocem, opierając się mocno na poręczy. Policzki miał rozpalone gorączką, całym
ciałem wstrząsały dreszcze.
Jak się czujesz? spytali jednocześnie Jake, Topaz i Yoyo.
Zimno mi poskarżył się skrzekliwie. Ale przecież nie jest zimno, prawda?
Jego towarzysze spojrzeli po sobie. Było prawie czterdzieści stopni.
Dokąd płyniemy? spytał, tocząc wzrokiem po tropikalnej scenerii.
Topaz opowiedziała mu o mapie wyrytej na krysztale, ale Nathan z trudem nadążał za jej
wyjaśnieniami. Oddychał ciężko i wciąż szczękał zębami.
Dlaczego jest tak koszmarnie zimno? wystękał.
Musimy zabrać go do lekarza powiedział Jake do dziewcząt przyciszonym głosem.
Zapomniał o misji, teraz jego największą troską było zdrowie przyjaciela.
Topaz spojrzała na mapę.
Tutaj jest port. Zhanjiang. Niedaleko naszego celu. Płyniemy najpierw tam, zgoda?
Jake i Yoyo skinęli głowami.
Lekarzom nie można ufać parsknął Nathan, usłyszawszy ich szepty. Prędzej cię
zabiją, niż uleczą. Podszedł do nich niepewnym krokiem, przenosząc wzrok z twarzy na twarz,
jakby miał kłopoty z ich rozpoznaniem. Stanął i powiedział powoli: Nie wiecie, że jestem
komiczny?
Yoyo zawstydzona, pochyliła głowę szczerze żałując swoich słów.
Słuchaj, Nathan, może jednak wrócisz do łóżka? powiedziała cicho, wyciągając do
niego rękę.
Odtrącił jej dłoń.
Tobie też nie można ufać!
Nagle błysnął białkami oczu i ugięły się pod nim nogi. Ledwie zdążyli go złapać, nim
upadł. Położyli go ostrożnie pod daszkiem. Topaz zwilżyła mu czoło chłodną wodą. Nathan
zamrugał powiekami, a potem zamknął je znowu.
Kurs na Zhanjiang! Natychmiast! zawołała Topaz do Jake a.
Jake stał już przy sterze. Zakręcił kołem i zwiększył obroty maszyny, czując w żołądku
ucisk lęku.
Dotarli na miejsce godzinę pózniej. Yoyo wyjaśniła, że Zhanjiang było ważnym miastem
w jedenastym wieku, za czasów dynastii Song, dzięki położeniu w głębokiej zatoce, stanowiącej
naturalny, dobrze osłonięty port, jednak z czasem jego znaczenie zmalało. Było to zwarte miasto,
ściśnięte między wzgórzami a morzem, dziesięć razy spokojniejsze od Kantonu.
Słońce opuszczało się już nad horyzontem, kiedy zawinęli do głównego portu. Po drodze
minęli szereg suchych doków, w których budowano statki niektóre straszyły nagimi
drewnianymi szkieletami, inne były już prawie ukończone. Jeden z nich wyróżniał się wielkością
była to pięciomasztowa dżonka ze świeżego, jasnego drewna. Dostojnicy oglądający pękaty
kadłub wydawali się przy nim maleńcy jak mrówki. Jake przypomniał sobie spotkanie
w kantońskim pałacu Xi Xianga. Zastanawiał się, czy ci ludzie mogli brać w nim udział. Może
był to jeden z okrętów wojennych, które zamówiła Fang? Jake podprowadził Groma do
nabrzeża, gdzie zacumowali.
Nathan był ledwie przytomny i musieli we trójkę znieść go na ląd. Na nabrzeżu Topaz
i Jake wzięli go pod ręce, a Yoyo podeszła do grupy pracujących nieopodal rybaków, by
zasięgnąć języka.
Medyk przyjmuje na końcu tamtej ulicy powiedziała, wskazując kierunek.
Ulica biegła stromo pod górę. Jake przewiesił sobie nieprzytomnego Nathana przez plecy
i zaczęli się wspinać.
Podczas gdy w wielonarodowym Kantonie agenci nie wyróżniali się w tłumie, tutaj
wszędzie napotykali podejrzliwe spojrzenia mieszkańców. Klienci mijanej czajchany odwrócili
się i patrzyli za nimi, mamrocząc półgłosem. Z ciemnego zaułka wyłonił się mężczyzna z siwą
brodą i cienkim wąsem, który podreptał za nimi, wołając coś raz po raz. W wymiętej białej szacie
i białej czapeczce wyglądał jak czarodziej, a Jake zauważył, że jedno oko ma jaśniejsze od
drugiego. Mówiąc, grzechotał patyczkami w słoju ozdobionym malowanymi chińskimi znakami.
Czego on chce? sapnął Jake, czerwony z wysiłku.
Chce nam powróżyć wyjaśniła Yoyo, po czym przystanęła, by powiedzieć
mężczyznie, że nie potrzebują jego usług.
Wróżbita ominął ją i szybko zastąpił agentom drogę, mówiąc coś nieprzerwanie,
potrząsając słojem z patykami i dotykając ich ubrań. Yoyo straciła cierpliwość i odepchnęła go
na bok. Nagle głos mężczyzny zmienił się, nabierając takiej głębi i złowróżbnej mocy, że Jake
i Topaz zatrzymali się i odwrócili w jego stronę. Wróżbita powtórzył ostatnie zdanie, tym razem
jego słowom towarzyszył gest mężczyzna przeciągnął palcem po szyi.
Co on mówi? spytała zaniepokojona Topaz.
Nic takiego& Yoyo potrząsnęła głową, gestami ponaglając ich do marszu.
Wtedy mężczyzna przemówił po angielsku, drżącymi ustami ostrożnie formułując słowa:
Jedno z was czeka śmierć.
Jake aż wstrzymał oddech z wrażenia. Yoyo przepędziła wróżbitę i cała grupa podjęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]