s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Meg z wypiekami na twarzy wzięła na ręce Pucka. Ucałowała
Eve na dobranoc i po cichu weszła do gabinetu Roba, aby
zostawić psiaka. Rob zajęty był starym labradorem, którego
operował po południu, i pożegnał ją krótkim dobranoc.
A potem Meg poszła spać, tyle że zupełnie nie mogła zasnąć.
Była na siebie zła. I to jeszcze jak! Miała przecież ogromną
ochotę wybrać się razem z Robem i Eve do Holly i tak wiele
wysiłku kosztowało ją pozostanie w domu! A pisanie listu do
Paula było prawdziwą torturą. Była też zła na Eve, która
zadawała jej pytania, na które nie było odpowiedzi.
A teraz jeszcze nie dawała jej spokoju świadomość, że Rob
jest tak blisko niej, w tym samym domu. I bardzo zazdrościła
staremu labradorowi, że ma go przy sobie...
Mijały godziny, a sen nie przychodził. W końcu Meg wstała i
poszła do łazienki, która sąsiadowała z sypialnią Eve, aby nalać
sobie szklankę wody.
I w tej samej chwili usłyszała suchy, ostry kaszel dobiegający
z pokoju dziewczynki. Otworzyła drzwi i ujrzała Eve skuloną na
RS
105
łóżku. Dziewczynka na próżno próbowała tłumić kaszel,
przytykając poduszkę do ust.
- Eve!
A więc stało się to, czego tak bardzo się obawiała. Zawiodły
mechanizmy obronne organizmu.
- Przepraszam, nie chciałam cię budzić - szepnęła Eve
zduszonym głosem.
- Ty głuptasie! - Meg usiadła przy dziewczynce i wzięła ją za
rękę. - Jeszcze nie spałam. Powiedz, co ci jest?
Eve musiała mieć wysoką gorączkę. Miała rozpaloną buzię i
błyszczące oczy.
- Nic mi nie jest. Trochę mnie boli w piersiach...
- Od kiedy cię boli? - spytała Meg, czując, że serce podchodzi
jej z przerażenia do gardła.
Zapaliła nocną lampkę, aby się dobrze przyjrzeć Eve. Na
czole dziewczynki perliły się krople potu, a policzki były
kredowobiałe.
- Powiedz mi, kochanie, od kiedy cię boli? - spytała
ponownie, tuląc ją do siebie.
- Trochę się zle czułam dzisiaj po południu, byłam po prostu
zmęczona. Nic nie mówiłam, bo tak bardzo chciałam zanieść
Holly te jajka dla jej kury. No i nie chciałam cię martwić...
- Czy bardzo cię boli? Eve pokiwała głową.
- Coraz bardziej. I trudno mi oddychać. Ale ja nie pójdę do
szpitala. Chcę tu zostać.
- Zgoda. Na razie zostaniesz w domu, ale rano pojedziemy do
miasta, żeby zrobić ci prześwietlenie. Zaraz dam ci jakiś środek
przeciwbólowy i dostaniesz penicylinę.
- Przecież ja już jem - szepnęła dziewczynka. - Nie powinnam
więc chorować.
- Leż teraz spokojnie - poleciła Meg, zastanawiając się, czy
jednak nie powinna zawiezć Eve jak najszybciej do szpitala. -
Zaraz będę z powrotem.
Na korytarzu spotkała Roba.
RS
106
- Co się stało? - zawołał, a na jego twarzy dostrzegła
przerażenie.
- Eve ma wysoką gorączkę i bardzo kaszle. Wydaje mi się...
nie jestem pewna, ale...
- Przypuszczasz, że ma pneumokokowe zapalenie płuc! -
przerwał Rob.
Mówił pewnym głosem i nie ulegało wątpliwości, że wiedział
doskonale, czym grozi choremu anoreksja i jakie niesie z sobą
komplikacje. Ale w jego głosie kryło się coś więcej. Meg
zrozumiała, że los dziewczynki nie był mu obojętny, że
troszczył się o nią zupełnie tak, jakby była jego krewną albo
jego córeczką...
- Idę po penicylinę i strzykawki - powiedziała, uśmiechając
się przelotnie do niego, jakby chciała mu dodać otuchy. - Na
wszelki wypadek założę jej także kroplówkę.
- Nie lepiej zabrać ją do szpitala? Spojrzała na zegarek.
Minęła właśnie północ.
- Poczekamy do rana - postanowiła. Zdawała sobie sprawę, że
nocna podróż do szpitala przeraziłaby dziewczynkę. - Moja
walizeczka jest w samochodzie...
Spojrzała na niego prosząco.
- Zaraz ci przyniosę. Pamiętaj tylko, że nie jesteś sama.
Razem jej dopilnujemy.
- Ależ nie ma potrzeby. Dam sobie sama radę.
- Właśnie, że jest potrzeba - przerwał. - I to jaka - dodał
łamiącym się głosem. Opanował się jednak szybko. - Czy
jeszcze ci czegoś potrzeba? - zapytał.
- Dobrze by było nawilżyć powietrze w pokoju - powiedziała.
- Aatwiej by jej było oddychać. Może by przynieść z kuchni
garnek elektryczny z wodą? - mówiła, nie spuszczając z niego
wzroku.
- Zaraz wszystko przyniosę, a ty wracaj do niej.
- Dziękuję ci.
RS
107
Uśmiechnęła się, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale już go nie
było.
Minęła godzina. Eve nie zmrużyła jeszcze oka, a Meg,
badając ją, z przerażeniem stwierdziła, że oba płuca są zajęte.
- Nie pojadę do szpitala - szeptała w kółko dziewczynka. - Nie
pojadę, nie pojadę - powtarzała uparcie, a w końcu rozpłakała
się. Meg założyła jej w międzyczasie kroplówkę, podała
penicylinę i ułożyła wysoko na poduszkach, aby ułatwić
oddychanie.
- Nigdzie na razie nie jedziemy - uspokajała ją Meg.
- A jeśli nawet pojedziemy rano, przywiozę cię tutaj niedługo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]