s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiatr. Na szczęście kończyły się kalifornijskie upały.
- Wie pan, dziś efektowny trup nie jest już tak ważny. Zledztwo toczy się w dwóch ośrodkach: w
mózgu i mediach elektronicznych. Uzmysłowiłem to sobie, patrząc, jak pracuje Ned Beatty.
Właściwie cały czas siedział koło fontanny...
- Albo leżał na marmurowej posadzce w galerii, wpatrzony tępo w malowane kasetony -
dorzucił Bob. - Wtedy ani na chwilę nie podejrzewaliśmy, że niektóre z nich pochodzą z, pożal się
Boże, pracowni kuzyna George'a Fostera.
Alfred Hitchcock w milczeniu słuchał opowieści swoich trzech przyjaciół. W końcu jednak
wyznał, choć z pewnymi oporami:
- Będę z wami szczery. W filmie zawsze trzeba trochę podbarwić historie z życia wzięte.
Wykorzystałbym japońską Jacuzi...
- Co? Wannę z bąbelkami?
- Nie. Tak się nazywa grupa przestępcza. Zorganizowana.
- Coś na kształt... mafii? - spytał Jupe.
- Tak. W Chinach nazywa się Triada. W Japonii - Jacuzi. No, ale nie jest ważne, co ja bym
wpakował do filmu! - roześmiał się wielki reżyser. - Ważne jest to, co przeżyliście. I czego się
nauczyliście. Jak się czułeś, Jupe, będąc więzniem Johna Brentona?
Jupiter zmarszczył brwi.
- Serio? No... nie zaprzeczę. Trochę się bałem. Szczególnie jego armaty .
- Każdy by się bał! - Bob stanął w obronie przyjaciela. - Nie boi się tylko człowiek wyzbyty
wyobrazni.
- Słusznie! - zaklaskał reżyser. - Ale coś wam powiem. Dziś w miejscowej gazecie
przeczytałem, że rodzina milionera wycofała oskarżenie przeciwko stróżowi z muzeum. Twierdzą, że
wszystko, co czynił, robił w dobrej wierze.
Jupiter potarł ramię.
- No... w dobrej wierze, o mały włos, nie złamał mi obojczyka! Nie wiem tylko, co na to
wszystko mąż Pameli? Niejaki Sam Crowford.
Alfred Hitchcock zaszeleścił gazetą.
- Wydał oświadczenie, że wystąpi do sądu o rozwód. Nie chce mieć nic wspólnego z żoną-
złodziejką. Kobietą, która bez skrupułów chciała sprzedać najwspanialsze dzieła kultury.
- Mnie to też nie może wyjść z głowy. Takie obrazy! - Bob oglądał leżący na biurku album
malarstwa europejskiego. - Są tu wszystkie reprodukcje.
Pete był bardziej pragmatyczny.
- W sejfach japońskich banków są już dzieła Van Gogha. Kupione legalnie na londyńskiej
aukcji...
- Tylko że one... - Alfred Hitchcock zrobił tajemniczą minę - mogą się okazać falsyfikatami!
Trzej Detektywi szeroko otworzyli oczy.
- Coś pan o tym wie? - zaciekawił się Bob.
Wielki reżyser wydął policzki.
- Van Gogh nigdy nie namalował ani tylu słoneczników, ani tylu irysów. To jest pewne. Które są
oryginałami, a które ktoś genialnie skopiował... życie pokaże.
- Ale heca! - Pete Crenshaw klepał się po kolanie. - Znów kryminalna zagadka. Pewnie nie do
rozwiązania.
Reżyser roześmiał się głośno.
- W przeciwieństwie do samochodu, Pete, ludzki umysł nie ma biegu wstecznego.
- Nieuchwytne jest tylko mydło w wannie! - dorzucił Jupe. - Ja bym się podjął wyjaśnienia tych
spraw.
- Nie przesadzaj! - warknął Pete. - Wydaje ci się, że jesteś jak klucz francuski, który pasuje do
każdej śruby. Na malarstwie żaden z nas się nie zna.
Reżyser wstał z fotela. Z ogrodu napłynęła fala zapachów.
- Wiecie, co mówią Chińczycy? Mają niezwykle mądre porzekadła.
- Co takiego?
- Leniwy mózg to warsztat diabła !
Jupiter uśmiechnął się krzywo.
- Amerykanie mają lepsze: Detektyw nie ma przyjaciół. Jedynym przyjacielem detektywa jest
sukces!
- I tego wam życzę, chłopcy - dorzucił gospodarz.
Wyszli, machając dłońmi na pożegnanie.
- Bez niego nigdy nie zostalibyśmy detektywami - skwitował Jupe. - Ciekawe, jakie nam się
trafi następne zadanie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]