s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tamta rzeczywiście mówiła:
 Otwórz okno... duszno mi... daj pić...
Dziewczyna podała szklankę wody, ale Ciotka nie mogła unieść głowy. Zośka pomogła jej,
przytknęła szklankę do sinych warg. Ayk wody jakby trochę otrzezwił Ciotkę, spojrzała
przytomniej i szepnęła:
 Narobiłam ci kłopotu...
 Cicho, Ciotko, cicho, nic nie mów.
114
Stara milczała przez jakiś czas, a potem znów poruszyła się niespokojnie.
 Słabo mi. Dlaczego tu tak jasno?... Zgaś światło, razi mnie...
 Ależ, Ciotka...  Zośka nie wiedziała, co robić, bo w pokoju panował półmrok.  Nie myśl o
niczym. Musisz poleżeć, wypocząć...
 Odpocznę sobie dosyć...  Ciotka teraz mówiła jakby głośniej:  Boli mnie w środku. Oj,
Boże, kto tak hałasuje? Daj mi jeszcze pić:..
Radio za ścianą nie przestawało grać, a zęby Ciotki szczękały o brzeg szklanki.
 Musisz asystować przy mojej śmierci  jakaś gorzka, bolesna ironia była w jej głosie.  A
myślałam, że będę sama zdychać...
 Ciotko, nie mów nic. Odpocznij, po co tyle mówisz, to cię męczy.  Zośka nie mogła
słuchać słów starej, lecz tamta nie zamilkła.
 Suknia do trumny w szafie na strychu... Wiesz... Pieniądze na pogrzeb też są... Zimno mi...
Zaniknij okno...
Zośka posłusznie wykonała polecenie. W pokoju od razu zapanowała ciężka, nieznośna
atmosfera śmierci.
 Nie zapomnisz o mnie, kiedy będę tam leżała?... Przyjdziesz czasem?...
 Ciotko!
 Ty jesteś dobre dziecko. %7łal mi cię...
Zośka nagle uprzytomniła sobie, że może coś jeszcze trzeba zrobić. Zapytała:
 Ciotko, chcesz księdza? Trzeba przed śmiercią...
 Nie, nie. Nie chcę księdza. Jeżeli jest Bóg, to i tak wszystko mi przebaczy, bo dużo się
nacierpiałam... Tylko nie płacz. Po co to?... I pamiętaj, pochowasz mnie na Srebrzysku... Tam tak
pięknie...
Zośka zakryła dłońmi uszy. Nie mogła słuchać spokojnych, łagodnych, a równocześnie tak
nieubłaganie prawdziwych słów Ciotki. Bała się, chciałaby stąd uciec jak najdalej, nie patrzyć i
nie słuchać, lecz nie mogła, nie była w stanie zostawić konającej.
Gwałtowny kaszel nie pozwolił Ciotce mówić dalej. Na jej wargach znów pojawiła się krew.
Uspokoiła się i zamknęła oczy.
Mijały godziny, a Ciotka leżała cicho, patrząc spod przymkniętych powiek na Zośkę.
Dziewczyna czuwała siedząc na krześle. Wreszcie zdrzemnęła się z głową opartą o brzeg łóżka.
Gdy się ocknęła, za oknem jaśniał już blask wstającego dnia. Ciotka leżała w poprzedniej
115
pozycji i zdawała się ją obserwować. Prawa ręka zwisała z łóżka.
Zośka chciała poprawić tę rękę. Kiedy ją ujęła, poczuła, że jest zimna i bezwładna.
116
CZZ DRUGA
Rozdział I
Choć chwilami samej wydawało jej się to śmieszne, ale mimo wszystko Zośka nie mogła się
oprzeć wrażeniu, że wokół niej dzieje się coś niedobrego. Niby wszyscy zachowywali się
normalnie, a jednak w powietrzu coś wisiało.
Najpierw było drobne na pozór zajście z Fredką. Po dłuższej nieobecności dawna  królowa
znów pojawiła się w  Albatrosie . Po pamiętnej porażce przeniosła się do Gdyni, podobno nawet
powodziło jej się tam zupełnie niezle. Ostatnio jednak wróciła i zachowywała się prowokacyjnie
wobec Zośki, jakby zapomniała tamtej nauczki. Gdy zetknęły się w przejściu między stolikami,
zapytała zjadliwie:
 Panienka już zdrowa? Słyszałam, że złapało się coś niecoś?
Zośka udała, że nie słyszy i wyminęła ją bez słowa. Cios był jednak celny i przez dłuższy czas
nie mogła się uspokoić. Zauważyła też, że Fredka mówi coś do dwóch podejrzanych, nieznanych
jej typów, równocześnie pokazując na nią. Postanowiła więc mieć się na baczności.
Potem Wanda, która ostatnio była w stosunku do niej dość przyjacielska, ostrzegła przy
bufecie:
 Uważaj, Fredka szykuje się na ciebie.
 Mam ją...  Zośka posługiwała się już swobodnie najbardziej dosadnymi określeniami.
Wanda wzruszyła ramionami:
 Co mi do tego. Mówię ci, bo mi się zdaje, że chcą ci zrobić jakiś kawał.
Niepokój ogarnął Zośkę i pomyślała, że byłoby dobrze wynieść się z knajpy, póki jeszcze
czas. Potem jednak przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Fredką i trud, z jakim wywalczyła
przewagę nad nią i całą pozostałą zgrają  mewek portowych . Przyszło jej na myśl, że jeśli teraz
ustąpi, pozwoli się zastraszyć, to już niewiele tu będzie miała do szukania. Toteż odpędziła myśl
117
o odwrocie, a zaczęła się rozglądać za jakimś odpowiednim chłopakiem, który w razie potrzeby
stanąłby w jej obronie.
Tego wieczora kręciło się koło niej kilku marynarzy. Był tam jakiś Szwed, Fin i dwóch czy
trzech Polaków. Wszyscy czynili jej niedwuznaczne propozycje, lecz ona jeszcze na żadnego się
nie zdecydowała. Sądziła, że może się jej uda dojść do porozumienia z dwoma, oczywiście w
pewnych odstępach czasu, ale teraz zrozumiała, iż nic i z tego nie będzie. Trzeba było brać
chłopaka takiego, który ma forsę, a równocześnie w razie czego potrafi puścić w ruch pięści.
Marynarze zagraniczni mieli nad naszymi przewagę finansową. Wybór był więc właściwie
tylko między Szwedem a Finem. Szwed bardziej podobał się jej jako mężczyzna, a te względy
zawsze starała się brać pod uwagę. Jednakże choć był przystojny, nie wyglądał na silnego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • srebro19.xlx.pl